Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdjęły togi, aby jeździć po kraju i pomagać uchodźcom w obozach

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Prawniczki i wolontariuszki Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć  wciąż wierzą,  że warto pomagać, choć na co dzień pracy i problemów wcale im nie brakuje
Prawniczki i wolontariuszki Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć wciąż wierzą, że warto pomagać, choć na co dzień pracy i problemów wcale im nie brakuje Fot. Anna Kaczmarz
Młode prawniczki z Krakowa ubierają podkoszulki z napisem „Lawyer” i ruszają pociągami tam, gdzie czekają ludzie potrzebujący ich pomocy. Ta praca nauczyła je doceniać, że żyją w bezpiecznym kraju. I że czasami warto dla ideałów poświęcić karierę w korporacji.

Grotniki pod Łodzią, sobotnie popołudnie. Po kilku godzinach podróży pociągiem i długim spacerze uliczkami sennego miasteczka, docieramy w końcu do jednego z kilkunastu ośrodków dla cudzoziemców, rozsianych po całej Polsce. Obecnie mieszka tutaj 76 osób, głównie z Kaukazu, Azji Środkowej i Ukrainy. Większość z nich czeka na rozpatrzenie wniosków o status uchodźcy.

Na długim korytarzu czeka już kolejka chętnych do wąskiego pokoju, który na półtorej godziny zamienia się w kancelarię prawną. Dla jej klientów to praktycznie jedyna okazja, aby uzyskać pomoc w nierównej walce z biurokracją i trudami życia w obcym dla nich kraju.

- Może to naiwnie zabrzmi, ale to, co tutaj robimy, jest esencją prawa, bo czasami od naszych porad zależy czyjeś zdrowie lub życie - Monika Przybylska nie boi się wielkich słów. Absolwentka filologii wschodniosłowiańskiej oraz prawa dwa i pół roku temu porzuciła karierę w kancelarii, by rozpocząć pracę w Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć. Ta założona 14 lat temu w Krakowie organizacja pozarządowa postawiła sobie za główny cel udzielanie bezpłatnej pomocy prawnej osobom wykluczonym. Zwłaszcza cudzoziemcom i uchodźcom.

- Nie muszę mierzyć się z dylematami moralnymi, jakich w swojej pracy często doświadczają prawnicy korporacyjni - przyznaje ze szczerością Monika.

Na sobie ma dziś czarny podkoszulek z napisem „Lawyer” (prawnik po angielsku).

Zawsze gotowe do drogi

W zespole centrum, który udziela pomocy uchodźcom, są same dziewczyny. Po ośrodkach dla cudzoziemców jeżdżą zazwyczaj w parach. Z Krakowa najdalej mają do Kętrzyna, niedaleko granicy z Obwodem Kaliningradzkim.

- Od dłuższego czasu zawsze w domu mam w gotowości małą kosmetyczkę i walizkę. Gdyby trzeba było wyjechać nawet na kilka dni, jestem w stanie spakować się w ciągu 15 minut - tłumaczy Monika.

Często towarzyszy jej Anna Strama, która ma na swym koncie ponad cztery lata doświadczenia i tysiące przejechanych kilometrów. - Z tej pracy praktycznie się nie wychodzi - mówi młoda prawniczka. Nie kryje, że historie opowiadane im przez uchodźców są bardzo trudne - przepełnione doświadczeniami wojny, prześladowania, doznanej przemocy. - Z tego powodu w naszym prywatnym życiu doceniamy drobne przyjemności. To, że żyjemy, możemy być bezpieczni i zdrowi - nie kryje Anna.

Na korytarzu ośrodka w Grotnikach kolejka oczekujących na pomoc prawną nie maleje. Na swój moment cierpliwie czeka Andriej z Ukrainy. O starszym panu w czapce z daszkiem mówi się w Grotnikach „dusza towarzystwa”. - Mieszkam tu od ośmiu miesięcy. Uciekłem przed wojną z południa Ukrainy, nie mogłem tam zostać ani chwili dłużej - nie chce wdawać się w szczegóły. Mówi tylko, że początkowo szukał pomocy w Kijowie i Lwowie, ale zawiódł się. - Takim ludziom jak ja nasze państwo w ogóle nie pomaga - nie kryje Andriej, mówiąc o braku perspektyw dla uciekinierów z Donbasu szukających azylu na zachodzie Ukrainy.

Gdy przekraczał granicę z Polską, w kieszeni miał zaledwie 6 zł. - A do ośrodka dla uchodźców musiałem sam przejechać jeszcze 350 kilometrów. Udało się dzięki pomocy spotkanych po drodze Polaków - wspomina starszy mężczyzna, który przez większość swojego życia był marynarzem. Początkowo nie chciał zostać nad Wisłą, ale zmienił zdanie. O Polakach mówi tylko w dobrych słowach. Andriej jest jednym z setek Ukraińców, dla których otrzymanie statusu uchodźcy w naszym kraju praktycznie jest niemożliwe. - Od momentu rozpoczęcia konfliktu na wschodzie Ukrainy taki status przyznano jedynie w 16 przypadkach - informuje Anna Strama.

Powód? Polskie władze w większości uznają, że uciekinierzy z Donbasu nie muszą kryć się przed bombami za granicą, skoro regularny konflikt zbrojny toczy się tylko w części kraju.

Wbrew stereotypom

Monika i Anna mają kontakt z uchodźcami niemalże codziennie. W weekendy spotykają się z nimi osobiście, w tygodniu odbierają od nich telefony, przygotowują także odwołania od decyzji o odmowie statusu uchodźcy. -**Z kobietami łatwiej się rozmawia, chętniej otwierają się, opowiadają**- zauważa Monika.

Nie mogą zrozumieć, dlaczego Polacy od momentu wybuchu kryzysu migracyjnego na południu Europy ulegają masowej histerii i wierzą stereotypom. - W naszej pracy nigdy nie spotkałyśmy się z sytuacjami, w których narażone byłoby nasze bezpieczeństwo. Wręcz przeciwnie - to obserwacje Moniki.

By zmienić złe nastawienie, często opowiadają o swoich doświadczeniach i historiach, które opowiadają im mieszkańcy obozów. Trudnych, okrutnych, niesprawiedliwych.

**- Wbrew obiegowej opinii, samotni mężczyźni stanowią niewielki procent uchodźców w naszym kraju. A Polska ma największy w Europie współczynnik kobiet i dzieci ubiegających się o status uchodźcy - przyznaje Anna Strama.

W ośrodku w Grotnikach najwięcej jest rodzin z Kaukazu. - Życie codzienne w ojczystej Czeczenii jest bardzo trudne. Bandy prezydenta Ramzana Kadyrowa zatrzymują ludzi na ulicy pod byle pretekstem. Można zostać pobitym i trafić do więzienia - nie kryje Dżamil, który wraz z żoną mieszka tutaj od trzech miesięcy. Mężczyzna już drugi raz stara się uzyskać status uchodźcy. - Mam problemy z nauka języka oraz zdobyciem pozwolenia na pracę - przyznaje Dżamil, ale mimo to chce zostać w Polsce. - Szukamy po prostu spokoju, nie chcieliśmy jechać tam, gdzie są wysokie zasiłki - kwituje jego żona Zakia, która właśnie spodziewa się kolejnego dziecka.

Młode prawniczki podkreślają, że lawinowy wzrost liczby wniosków o status uchodźcy w Polsce (ok. 15 tys.) nastąpił trzy lata temu. Od tego momentu te statystyki ciągle spadają. Dlaczego? Zdaniem młodych prawniczek ruchy migracyjne są ciężkie do przewidzenia, wbrew temu, co powszechnie się uważa. W centrum zatrudnionych jest 9 osób, które mogą liczyć na pomoc ponad 60 wolontariuszy. 16 z nich posługuje się językiem arabskim i miało pomagać w sytuacji, jeśli nasz kraj stałby się atrakcyjny dla uciekinierów z Bliskiego Wschodu. Na razie nie mają jednak zbyt wiele pracy.

Są wolontariusze, którzy pomagają w ośrodkach dla uchodźców niemal na co dzień. Tacy jak Magda Nazimek, doktorantka prawa Uniwersytetu Łódzkiego. - Nie spodziewałam się, że nawet wśród moich znajomych temat uchodźców może wzbudzić tak negatywne emocje. Jak tylko wspomnę, gdzie pracuję, od razu muszę walczyć z krytyką - opowiada.

Podobne doświadczenia ma Magda Dąbek. - Pamiętam, jak z dziewczynami z Kaukazu pojechaliśmy do miejscowego liceum, żeby je zapisać na zajęcia. Ubrane w hidżaby wzbudziły wśród nastolatków taką sensację, że niektórzy zaczęli im nawet robić zdjęcia__- wspomina. Było jak w cyrku. Różnice kulturowe to tylko jeden z problemów, z którym muszą sobie poradzić uchodźcy po trafieniu do Polski. Praktycznie wszystkie ośrodki dla cudzoziemców w naszym kraju są poza większymi miastami, oddalone od szkół czy szpitali.

Po półtorej godziny ostatni cudzoziemiec kończy rozmowę z Moniką i Anną, a młode prawniczki zostawiają uchodźców w Grotnikach. Nie na długo, bo właśnie tutaj wracają najczęściej. W Krakowie czeka na nie stos dokumentów do analizy i przetłumaczenia. No i trzeba wyprasować podkoszulki do kolejnego wyjazdu.

Imiona uchodźców występujących w __tekście zostały zmienione.

***

Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć to organizacja pozarządowa założona w Krakowie w 2002 roku. W tym samym czasie zmarła jego patronka, która była profesorem prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz współzałożycielka akademickiej poradni prawnej tej uczelni. Do tej pory z bezpłatnej pomocy pracowników i wolontariuszy centrum skorzystało ponad 14 tysięcy cudzoziemców, do których przede wszystkim skierowana jest działalność organizacji.

Centrum może działać dzięki dotacjom unijnym oraz projektowi realizowanemu razem z biurem Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR). Jednak finansowanie z projektów europejskich potrwa tylko do września, a z UNHCR skończy się wraz z grudniem tego roku. Jeśli do tego czasu nie uda się znaleźć dofinansowania, dalsza działalność tej organizacji non-profit stanie pod dużym znakiem zapytania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski