Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego nie doszło do debaty?

Redakcja
Zamieszanie z przeprowadzeniem debaty wyborczej w Myślenicach jest i trochę śmieszne i jednocześnie straszne. Dlaczego wszędzie się udało, tylko tutaj nie? Kto stał z otwartą przyłbicą, a kto stchórzył?

Remigiusz Półtorak: Ad rem, czyli całkiem do rzeczy

Teraz, gdy opadł już kurz i wiadomo, że do żadnej konfrontacji nie dojdzie, warto może zebrać przyczyny, bo za cztery lata okaże się, że na drodze znów pojawią się przeszkody nie do przejścia… Tak jak w roku 2003 i 2006.

Tym razem propozycja była niejedna. Gdy za pierwszym razem wydawało się, że sztaby doszły do porozumienia, okazało, że burmistrz Maciej Ostrowski stawia bezwzględny warunek, aby w spotkaniu wzięły udział wszystkie media obecne na rynku myślenickim, czyli siedem. I zadawały pytania, niezależnie od tego, czy przez ostatnie lata interesowały się sprawami Myślenic i w jakim stopniu. Pozostałe sztaby – zarówno Wiktora Kielana, jak i Leszka Gowina – odrzuciły to, uznając, że takie warunki są niesprawiedliwe, bo faworyzują przedstawiciela gminy, która ma lub miała bliski kontakt – także w sensie umów reklamowych - przynajmniej z niektórymi wskazanymi mediami.

Abstrahując od tego, czy mają rację czy nie, ciekawa jest odpowiedź na pytanie, czy takie warunki są w ogóle racjonalne. I tu pojawiają się wątpliwości. Popuśćmy trochę wodze wyobraźni.

Gdyby spotkanie było organizowane z udziałem siedmiu mediów - byłaby to chyba pierwsza debata, w której liczba dziennikarzy ponaddwukrotnie przewyższa liczbę odpowiadających! Rozwiązanie niewątpliwie oryginalne.

Gdyby spotkanie było organizowane z udziałem siedmiu mediów - przy trzech blokach tematycznych i pytaniu dla każdego kandydata, całość dałaby imponującą liczbę 63 (!) pytań i murowane 2,5 godziny niewątpliwie pasjonującej rozmowy. Która po godzinie stałaby się dla widowni co najmniej męcząca.

Gdyby spotkanie było organizowane z udziałem siedmiu mediów - tylko cztery miały techniczne możliwości (a trzy – miejsce na łamach lub stronie internetowej), aby przekazać to swoim czytelnikom przed I turą wyborów. Czyli pozostałe zostałyby ewidentnie skrzywdzone. Bo po co uczestniczyć w debacie, skoro nie można tego sprzedać na swoich łamach…

Wychodzi więc na to, że Myślenice chciały zorganizować najdziwniejszą debatę nie tylko w swojej historii.

Czy Gowin i Kielan mogli się na takie warunki zgodzić? Pewnie mogli, gdyby byli bardzo zdeterminowani. Najwidoczniej uznali jednak, że tak nie jest.

Wtedy pojawiła się kolejna, trzecia już propozycja Dziennika Polskiego. Podobne debaty organizowaliśmy z kandydatami z Miechowa, Wieliczki i Skawiny, czyli innych dużych miast metropolii krakowskiej. Dla jasności, zaprosiliśmy inne ważne media lokalne – portal miasto-info oraz Gazetę Myślenicką. Dwa sztaby zgodziły się bez problemu. Burmistrz Ostrowski odmówił, tłumacząc, że wskazane dwa terminy są zajęte na inne spotkania. Na pytanie, czy jakikolwiek inny termin wchodzi w grę, stwierdził, że nie jest to już możliwe.

Przy okazji jego sztab wpadł jednak we własną pułapkę, bo drugim argumentem okazało się to, że Gazeta Myślenicka nie będzie mogła tego wydrukować. Fakt, że miesięczniki Goniec, Głos czy Sedno też nie mogłyby opublikować zapisu planowanego wcześniej spotkania (z siedmioma mediami) okazał się już nieistotny.

I tak oto, w Myślenicach po raz kolejny wygrała demokracja, a wyborcy dowiedzieli się, jak prezentują się kandydaci w bezpośredniej konfrontacji… Dzisiaj, zamiast rzeczowej dyskusji jest przekonywanie społeczeństwa, kto za to wszystko odpowiada. Ale może o to chodziło?

Tylko kto teraz uwierzy, że ta debata miała kiedykolwiek szanse powodzenia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski