Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

1 II 1965 r., Kraków, ul. Manifestu Lipcowego, Dom "Sokoła"

Ciąg dalszy jutro
Ostrzegawczy ton, który Karol wyraźnie usłyszał w ostatniej wypowiedzi trenera, podziałał na niego jak kubeł lodowatej wody.

Marta Szreder: LOLO (odc. 49)

 

Pożegnał się pospiesznie, kilkakrotnie obiecując przy tym poprawę, po czym z ulgą wyszedł na korytarz. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby zostać wykluczony z zawodów. Ruszył wolno przed siebie, wpatrując się w czubki własnych butów i odtwarzając w myślach raz jeszcze tę nieprzyjemną rozmowę. Minął po drodze kończącą właśnie pracę sprzątaczkę, a później przysypiającego na portierni stróża.

O tej porze w budynku było już niemal pusto i Karol nie spodziewał się spotkać nikogo więcej. Kierował się już do wyjścia, kiedy zauważył, że w jednej z sal gimnastycznych pali się światło. Zajrzał do środka.

Na samym środku mocno już zużytej, drewnianej podłogi siedziała Kalina. Podwinąwszy pod siebie długie nogi, pochylała się właśnie nad stertą jakichś papierów, kolorowych bibuł, listew i innych materiałów. Karol rozchmurzył się trochę na widok dziewczyny, zapominając na chwilę o problemach.

- Cześć, co tu robisz? - zapytał.

- Nie widać? - odpowiedziała pytaniem, nie podnosząc nawet na niego wzroku.

- Działam w czynie społecznym - dodała z sarkazmem.

- Przygotowuję dekoracje na te przeklęte zawody. Myślałam, że tym razem mi się upiecze, ale nie, znów mnie w to wrobili. W końcu w tym roku to my jesteśmy gospodarzami, trzeba więc pokazać się z jak najlepszej strony, czyż nie? - wyglądała na rozdrażnioną.

- Chyba tak... - odpowiedział Karol niepewnie.

Nie wiedział, czy Kalina była zła faktycznie tylko na te dekoracje, czy może też na niego. Ostatnio zauważył, że coś w jej zachowaniu zmieniło się bezpowrotnie. Wciąż nie miała czasu, a kiedy już udało mu się z nią spotkać, wydawała się być myślami gdzieś indziej, jakby nieobecna.

Teraz Karol przyglądał się, jak dziewczyna bez powodzenia usiłowała przeciąć na pół ogromny arkusz grubego bristolu.

- Nie, to jest nie do wytrzymania! Te nożyczki są tępe i do niczego! - zawołała z irytacją.

- Daj, pomogę ci - powiedział spokojnie, po czym podszedł bliżej i zanim zdążyła zareagować, jednym ruchem wyjął z kieszeni płaszcza swój sztylet. Chwilę później jego połyskujące ostrze przecięło równo gruby materiał z taką łatwością, jakby to było powietrze.

- Jezu, Karol, ty chyba zwariowałeś! Po co nosisz coś takiego ze sobą? - zawołała Kalina z przejęciem.

- Tak sobie, dla zabawy. Jak widać, czasem się przydaje - odparł wzruszając ramionami.

- Ale to przecież niebezpieczne!

- Wcale nie, jeśli się wie, jak się czymś takim posługiwać. Ja w wolnym czasie ćwiczę sobie różne sztuczki, niektóre już opanowałem do perfekcji. To dobry trening na refleks i koncentrację. Na przykład mogę jednym rzutem przebić na wylot deskę, taką grubą jak tamta w rogu, z odległości kilkunastu metrów. Pokazać ci? - zaproponował, bawiąc się przy tym od niechcenia wciąż trzymanym w dłoni sztyletem.

- Może później - odpowiedziała Kalina, zerkając bez zainteresowania w stroną wskazanej przez Karola deski.
 

- Muszę się pospieszyć, nie mam zamiaru siedzieć nad tymi dekoracjami do nocy - dodała.

Karol upuścił lekko nóż, a ten wbił się posłusznie w pokiereszowaną podłogę. Chłopak podniósł go i powtórzył czynność, a potem jeszcze raz i kolejny.

- Może poczekam i cię odprowadzę? - zaproponował.

- Nie trzeba.

- Nie boisz się już?

- Czego?

- No jak to, przecież dobrze wiesz. Wampira.

- A ty znowu o tym! - w jej głosie dało się wyczuć znudzenie.

Karol tymczasem wbijał nóż w podłogę coraz szybciej i mocniej.

- Dałbyś spokój z tym tematem. Nawet pani Genowefa pozbyła się już pokrywki od garnka! - zaśmiała się.

- Moim zdaniem nie ma żadnego wampira i nigdy nie było. Przecież jakby był, to by go już dawno złapali - dodała, a Karol znów pochylił się, by podnieść nóż, który tym razem utkwił w podłodze wyjątkowo głęboko.

- A co, jeśli się mylisz i on jednak istnieje naprawdę? - zapytał, odwracając się niespodziewanie w kierunku Kaliny.

Wziął zamach i już po chwili nóż szybował płynnie w powietrzu, zmierzając w kierunku znajdującej się w rogu sali deski. Przeleciał kilkanaście metrów, mijając ze świstem głowę dziewczyny, po czym utkwił w drewnie, przebijając je na wylot.

- Ha, widzisz? Mówiłem ci, że trafię! - roześmiał się Karol, patrząc na jej zaszokowaną minę.

(Ciąg dalszy jutro)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski