Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

10 Asów Małopolski. Warto honorować sportowców

Rozmawiał Jan Otałęga
Robert Korzeniowski z Barbarą Ślizowską-Konopką i Andrzejem Klimkiem oraz Asem nr 1 - Rafałem Majką
Robert Korzeniowski z Barbarą Ślizowską-Konopką i Andrzejem Klimkiem oraz Asem nr 1 - Rafałem Majką fot. Andrzej Banaś
Rozmowa z multimedalistą w chodzie sportowym, pięciokrotnym triumfatorem naszego plebiscytu ROBERTEM KORZENIOWSKIM.

- Był Pan gościem specjalnym na zakończeniu plebiscytu „Dziennika Polskiego” 10 Asów Małopolski i wręczył nagrodę zwycięzcy - kolarzowi Rafałowi Majce. Przed laty znajdował się Pan w odmiennej roli, bo odbierał trofea za pięciokrotne zwycięstwo w tym plebiscycie. Upływ czasu... Łezka w oku?

- Może… Mam takie podejście, nazwijmy, ojcowskie do sportu, bo chyba każdy zawodnik, mający jakieś wyniki, chce się doczekać następców. Dlatego z zainteresowaniem śledzę poczynania młodszych kolegów w krakowskim sporcie. W Krakowie spędziłem wiele lat, to moje miasto, jego problemy nadal są mi bliskie. Trzymam więc kciuki za sportowców małopolskich, na igrzyskach kibicowałem Rafałowi Majce czy wioślarce Marii Springwald. Sukcesy mieli też małopolscy paraolimpijczycy. Cieszę się, że poziom sportu w województwie jest wysoki, a wybranie czołowej dziesiątki Asów sezonu nie jest łatwe ze względu na mnogość kandydatów.

- Czyli ma sens organizowanie plebiscytów sportowych?

- Tak, zwłaszcza gdy są powiązane z miejscami, skąd sportowcy pochodzą. Oni wyrośli z tego regionu, coś dla niego w sporcie zrobili, a kibice, rodziny mają wtedy okazję do podziękowań, spotkań, do podtrzymania więzów, budowania atmosfery wokół sportu.

- Dokonania sportowe Roberta Korzeniowskiego są doskonale znane: cztery złote medale olimpijskie w chodzie na 50 i 20 kilometrów, trzy mistrzostwa świata i dwa Europy, inne trofea. Czym zajmuje się Pan dziś?

- Mieszkam w Warszawie, zajmuję się medycyną sportową w grupie Luxmed, jestem odpowiedzialny za ten program. W Krakowie mamy placówkę przy alei Pokoju 5. Jesteśmy partnerem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Ponadto prowadzę klub lekkoatletyczny dla młodzieży w Warszawie, a także w Krakowie razem z WKS Wawel. Nie chciałem słuchać narzekań, że w lekkoatletyce, w szkoleniu młodzieży nic się nie dzieje, postanowiłem w obu miastach wziąć sprawy w swoje ręce.

- Ostatnio formalnie wszedł Pan w struktury lekkoatletyki…

- Tak, zostałem wiceprezesem Warszawsko-Mazowieckiego Związku Lekkiej Atletyki, którego prezesem jest były świetny kulomiot Tomasz Majewski. Byłem na zebraniu wyborczym delegatem ze swojego klubu, zostałem wybrany. Chcę dołożyć jakąś cegiełkę w dziele rozwoju „królowej sportu”.

- Właśnie, jaka ona jest? Ostatnio na różnych zawodach zdobywamy rzeczywiście sporo medali, mamy gwiazdy światowej klasy, z drugiej strony słychać o biedzie w klubach, braku obiektów, skąpych finansach…

- Mamy dobrze opracowany system szkolenia reprezentantów, ale na zasadzie wysp. Jakieś kluby, jakieś okręgi koncentrują się na wybranej dziedzinie. Tu mamy dobrych sprinterów, w innym mieście miotaczy. Natomiast nie ma nigdzie wyrównanych sił. Gdyby jakieś miasto chciało wystawić mocną drużynę we wszystkich konkurencjach lekkoatletycznych, będzie miało kłopot, bo braknie mu obsady. Medale na igrzyskach czy mistrzostwach świata nieco zamazują obraz polskiej lekkoatletyki.

Także masowe zawody biegowe w dużych miastach zafałszowują ten obraz, bo w całej Polsce jednak brakuje takiej aktywności i masowości. Z drugiej strony, na szczęście sukcesy naszych gwiazd przemawiają do wyobraźni. Dlatego jest szansa, że pod ich wpływem jak i z przykładu biegających rekreacyjnie rodziców młodzi będą trafiać do lekkoatletyki. Ona przyjmie wszystkich, jest tak różnorodna, ma wiele konkurencji, szanse w niej ma każdy: niski, wysoki, chudy, grubszy... Naszym zadaniem jest umacnianie masowości lekkoatletyki w całej Polsce, pozyskiwanie finansów na te działania.

- Będą medale polskich lekkoatletów na igrzyskach olimpijskich w Tokio?

- Tak, nadal startują Anita Włodarczyk, Piotr Małachowski, Paweł Fajdek, który wyciągnie wnioski z Rio. Na tych igrzyskach mieliśmy też sporo miejsc finałowych. W Tokio można spodziewać się progresji, walki o podium.

- Z gmachu „królowej sportu” wybieram ważny szczególnie dla Pana segment. W wielu konkurencjach zdobywamy ostatnio medale, natomiast odkąd skończyła się w chodzie sportowym era Korzeniowskiego, a potem Grzegorza Sudoła, który wywalczył dwa medale w mistrzostwach Europy i świata, nasi chodziarze i chodziarki kończą ważne imprezy na odległych miejsca..

- Po zakończeniu przeze mnie kariery sportowej, na szczeblu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki popełnione zostały błędy, jeśli chodzi o program chodu sportowego. Nastąpiło jakieś rozproszenie wśród zawodników. Jedynie Grzesiu Sudoł się trzymał. Teraz nikt nie chce się chodem zająć, a ja nie mam czasu z powodu innych zajęć. Można odbudować tę konkurencję. Pokazali to Meksykanie. Gdy szkolił ich nasz trener Jerzy Hausleber, byli w czołówce światowej. Potem nastąpił kilkunastoletni kryzys, ale ostatnio odbudowali się, zdobywają medale. Liczę jednak na efekt zaangażowania Grzesia Sudoła. Został trenerem, pracuje na AWF, robi doktorat, może spróbuje swych sił w dziele odbudowy polskiego chodu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski