MKTG SR - pasek na kartach artykułów

10 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie przy ul. Meiselsa, rondo Matecznego, Tandeta

Ciąg dalszy nastąpi
W POPRZEDNIM ODCINKU: Karol w drodze na trening rozmyśla o dziewczynie, która uśmiechnęła się do niego w dniu, kiedy został przyjęty do sekcji.

Marta Szreder: LOLO (odc. 8)

Okazuje się, że dziewczyna jedzie tym samym tramwajem. Zauważa Karola i zagaduje do niego, przedstawiając się jako Kalina. Ma ze sobą teczkę na rysunki, która wzbudza zainteresowanie Karola. Dziewczyna jednak nie chce zdradzić, co w niej jest, czym tylko podsyca jego ciekawość.

Karol obudził się wcześniej niż zazwyczaj. Za oknem dopiero co zaczynało świtać i w pokoju było jeszcze ciemno. Wyłączył budzik, zanim ten zdążył się rozdzwonić, odnalazł po omacku spodnie i koszulę, ubrał się i wyszedł do przedpokoju. Starał się zachowywać cicho, nie chcąc obudzić pozostałych domowników, którzy w niedzielne poranki, takie jak ten, lubili pospać nieco dłużej. Zza zamkniętych drzwi sypialni rodziców słychać było spokojny oddech ojca i delikatne pochrapywanie matki. Karol skierował się w stronę wyjścia. Zanim jednak sięgnął po płaszcz, zajrzał przez uchylone drzwi do pokoju swojej młodszej siostry, Julki. Siedmiolatka, przykryta po szyję białą kołdrą, wydawała się być pogrążona w głębokim śnie.

- Wygląda jak aniołek - pomyślał z uśmiechem. Już chciał odejść, kiedy dziewczynka otworzyła oczy.

- Lolek, gdzie idziesz? - zapytała, zaskakująco przytomnym głosem.

- Cicho, śpij. Wrócę, zanim rodzice wstaną.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

Uspokojona Julka wtuliła się w poduszkę, a Karol bezszelestnie zatrzasnął za sobą drzwi i po chwili był już na ulicy. Świt był lodowaty, więc żeby się rozgrzać, ruszył szybkim marszem w kierunku ronda Matecznego. W każdą sobotę i niedzielę, od wczesnych godzin rannych, odbywało się tam targowisko, zwane potocznie Tandetą, na którym można było kupić niemal wszystko. Pół godziny później dotarł na miejsce i wmieszał się w krążący po placu tłum.

Mimo wczesnej pory handlarze zdążyli już rozłożyć stoiska i teraz zachęcali do kupna najrozmaitszych przedmiotów, takich jak żelazka z duszą, porcelanowe lalki, używane narty, maszyny do pisania, lampy, gramofony czy zdekompletowane zastawy stołowe. Ludzie przechadzali się wolno pomiędzy straganami, zatrzymując się co krok, by przyjrzeć się bliżej wystawionym na sprzedaż rzeczom oraz podyskutować o ich cenach i jakości.

Jednak Karol, który znał to targowisko jak własną kieszeń, nie tracił czasu na zbędne rozglądanie się dookoła. Miał jasno wyznaczony cel, którego teraz wypatrywał, przeciskając się między ludźmi i kierując się w głąb placu. Celem tym był pewien brodaty handlarz, który zazwyczaj rozkładał swój niewielki kram w pobliżu pompy, pomiędzy panią oferującą haftowane obrusy i serwety a chłopakiem sprzedającym rękawice bokserskie. Mężczyzna był tam i dziś. Karol zobaczył go, siedzącego na przenośnym krzesełku, w swoim stałym miejscu, popijającego mocną, dopiero co zaparzoną herbatę.

Podszedł bliżej i zatrzymał się przed niewielkim stolikiem, przykrytym wyblakłą makatką, na którym, pośród starych monet, znaczków pocztowych i wysłużonych kart do gry, leżały też noże, ułożone w równym szeregu i wyeksponowane na niewielkim podwyższeniu, zrobionym z odwróconej do góry dnem skrzynki na kwiaty.
Było ich kilkanaście sztuk i tyle samo rodzajów. Noże monterskie, myśliwskie, rybackie, finki, sprężynowe i sztylety. Karol przyglądał im się uważnie. Podziwiał ostrza o różnych długościach i kształtach oraz rękojeści, wykonane z tak szlachetnych materiałów jak masa perłowa, sprasowana skóra czy barwione drewno. Zwłaszcza jeden nóż spodobał mu się szczególnie. Był to sztylet, o stalowym, prostym ostrzu, długim na dziesięć centymetrów i zakrzywionej, rogowej rękojeści.

- Ile pan chce za ten? - zapytał.

- Pięćdziesiąt złotych - odpowiedział brodacz.

Karol jeszcze przed wyjściem z domu przeliczył swoje oszczędności i wiedział, że ma dokładnie 24 złote i 40 groszy.

- Nie dałoby rady trochę taniej? - spróbował się targować.

- Niby dlaczego?

- Trochę zaniedbany. Widzi pan te rdzawe plamki? I rękojeść też nie jest w najlepszym stanie...

- Ale to prawdziwe poroże jelenia. Wystarczy wyczyścić, porządnie wypolerować i będzie jak nowy. Czterdzieści pięć złotych i ani złotówki mniej.

- Nie mam tyle.

- A ile masz?

Karol wyciągnął z kieszeni swoje oszczędności i pokazał je handlarzowi.

- Za tyle mogę ci sprzedać jakiś inny.

- Nie chcę innego.

- No to nie zawracaj mi głowy.

Karol postał chwilę w milczeniu, po czym schował pieniądze do kieszeni. Widząc, że nic tu nie wskóra, odwrócił się, by odejść. Uszedł tylko kilka kroków, kiedy usłyszał jak sprzedawca woła za nim. Odwrócił się.

- Czterdzieści złotych to moje ostatnie słowo. Mogę go odłożyć dla ciebie, ale tylko do przyszłego tygodnia.

- Dziękuję, będę na pewno! - zawołał Karol, po czym żwawym krokiem ruszył w drogę powrotną, uśmiechając się do trącających go ludzi.

(Ciąg dalszy nastąpi)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski