Marta Szreder: LOLO (odc. 9)
- Wystarczy, kończymy na dziś! - głos trenera, chociaż donośny, dotarł do Karola dopiero po chwili. Odłożył wolno karabin, jakby rozczarowany i zaskoczony tym, że trening tak szybko dobiegł końca. Nie chciało mu się jeszcze wracać do domu. Ociągając się, dołączył do pozostałych zawodników, którzy ustawili się w kolejce do złożenia broni.
- Malinowski, a tobie gdzie się tak spieszy? Dziś piątek, trzeba rozliczyć amunicję, czyżbyś zapomniał? - trener zwrócił się do swojego zastępcy, który szturmem torował sobie drogę na początek kolejki.
- Ach, to już dziś? - chłopak nieco teatralnym gestem przeczesał swoje jasne włosy.
- Zupełnie mi to z głowy wyleciało!
- Jak to sobie wyobrażasz? Przecież sam tego robił nie będę.
- Trenerze, ale ja dziś naprawdę nie mogę zostać ani minuty dłużej...
Karol mimowolnie przysłuchiwał się tej wymianie zdań. Wszyscy wiedzieli, że Malinowski był najlepszym strzelcem w sekcji. Odkąd zaś, ubiegłej zimy, zdobył dla klubu puchar w ogólnokrajowych zawodach, stał się też niekwestionowanym ulubieńcem trenera, który czasem przymykał oko na jego wymigiwanie się od obowiązków zastępcy.
- Chyba że sam znajdziesz jakiegoś ochotnika, który cię wyręczy - powiedział trener nieco łagodniej.
Malinowski, mrużąc oczy, rozejrzał się dookoła, jakby szukał ofiary, ale większość zawodników zdążyła już przemieścić się w kierunku wyjścia. Jego wzrok zatrzymał się na Karolu.
- Nowy, może ty? Chcesz się wykazać? - zapytał.
- Ja? - odpowiedział pytaniem Karol. Pewność siebie tego o niespełna dwa lata starszego chłopaka zawsze wprowadzała go w zakłopotanie.
- No, przecież do ciebie mówię! To nic trudnego, uwiniesz się raz dwa - przekonywał Malinowski, zapinając swój czarny płaszcz, już pewien, że sytuacja gładko potoczy się po jego myśli.
- Zgoda, trenerze? - zapytał jeszcze pro forma, a jego równe zęby zalśniły w szerokim uśmiechu.
- Dobrze już, idź jak musisz - westchnął trener.
Prawdą było to, że cenił Malinowskiego, jako zawodnika, bardzo wysoko, również prywatnie darzył go sympatią, a nawet przyjaźnił się z jego ojcem, teraz jednak lekko zmarszczył brwi, przypominając sobie, że wymówki tego zdolnego chłopaka stały się ostatnio coraz częstsze.
"Nie może tak dłużej być. Będę musiał z nim poważnie porozmawiać. Drużyna powinna być na pierwszym miejscu" - pomyślał, patrząc za znikającym właśnie za drzwiami wysokim blondynem w nienagannie skrojonym płaszczu.
Sala tymczasem całkiem już opustoszała i trener przypomniał sobie o Karolu, który stał obok, cierpliwie czekając na instrukcje.
- A ty młody, co się tak łatwo dajesz wrabiać? - zapytał.
- Kiedy ja z chęcią pomogę! - powiedział Karol, całkiem szczerze, a twarz trenera nieco rozchmurzyła się.
- No, skoro tak, to teraz śmigaj do magazynu! Trafisz? Schodami w dół, potem głównym korytarzem w lewo i tam drugie drzwi po prawej - powiedział, podając Karolowi ciężki pęk kluczy.
- Tak jest! - zasalutował i ruszył w kierunku zejścia do piwnic.
Włączył światło i zamknął za sobą drzwi. Żarówki rozgrzewały się powoli, rozjaśniając drogę. Karol przyzwyczajał wzrok do półmroku. Szedł ostrożnie, trzymając się poręczy. Poczuł przyjemny chłód piwnicy. Podziemia "Sokoła", gdzie mieściły się magazyny i inne pomieszczenia gospodarcze, pełne były zakamarków, przez co łatwo się było tam zgubić.
"Najpierw w lewo, potem drugie drzwi po prawej" - powtarzał w myślach Karol. Korytarze z czerwonej cegły wydawały mu się podobne do siebie. Coś się nie zgadza. Ślepy zaułek. Pomylił drogę.
Zawrócił i skręcił w następny korytarz. Teraz powinno być już dobrze. Jeszcze kilka metrów i dotrze do głównego magazynu. To muszą być tamte zielone, żelazne drzwi zamknięte na kłódkę. Był już blisko celu, kiedy kątem oka dostrzegł coś, co rozproszyło jego uwagę. Drzwi do jednego z pomieszczeń były uchylone i Karol odruchowo spojrzał w tamtą stronę.
Zobaczył znajomo wyglądający przedmiot. Zatrzymał się. Wahał się przez chwilę, ale ciekawość zwyciężyła. Cofnął się o kilka kroków i popatrzył raz jeszcze. W damskiej szatni paliło się światło, ale nie było nikogo. Rozglądnął się nerwowo i wszedł do środka. Pod ścianą stała czarna, tekturowa teczka, ta sama, którą Kalina miała wtedy ze sobą w tramwaju.
(Ciąg dalszy nastąpi)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?