Gdy o 14.10 wylądował samolot British Airways z Londynu, tłoczniej zrobiło się przy wyjściu dla pasażerów. Upłynęło kilkadziesiąt minut zanim bohaterka w towarzystwie rodziny ukazała się oczekującym. Spokojnie mówiła o swoich ostatnich wyczynach tenisowych, spełniała każdą prośbę fotografujących. W pewnej chwili wyciągnęła z torby sportowej replikę pucharu za zwycięstwo w Wimbledonie. Ogromne zdziwienie wywołały niewielkie rozmiary trofeum.
Agnieszka udzieliła "Dziennikowi Polskiemu" dość obszernego wywiadu, opowiadając o zmaganiach na słynnej trawie. Rozmawialiśmy też z jej siostrą Urszulą, której wimbledońskie dokonania poszły na dalszy plan wobec sukcesu Agnieszki, a też zasługują na uwagę, bo przecież do turnieju głównego w grze pojedynczej dostała się poprzez eliminacje, a w pierwszej rundzie dość pechowo odpadła, przegrywając z Rumunką Ralucą Olaru (nr 8) 6-3, 3-6, 4-6. W trzecim secie Ula prowadziła już 4-0! Natomiast w deblu - razem z Agnieszką - wygrały najpierw z Rosjankami Jekatieriną Kosminską i Ałłą Kudriawcewą 6-4, 2-6, 6-1, by w walce o ćwierćfinał ulec rozstawionym z nr. 1, późniejszym triumfatorkom Wiktorii Azarence i Węgierce Agnes Szavay 6-4, 1-6, 0-6.
- Jak przyjęłaś ten na pewno wielki sukces siostry? - zapytaliśmy Urszulę.
- Bardzo się cieszę razem z nią. Cały czas trzymałam za nią kciuki. Siedziałam na trybunach i kibicowałam. Mam nadzieję, że za rok uda mi się pójść w jej ślady.
- Dlaczego nie wykorzystałaś szansy w pojedynku z Olaru?
- Zdekoncentrowałam się, a poza tym rywalka zaczęła lepiej grać.
Wrażeniami z turnieju podzielili się również rodzice młodych tenisistek.
- Starałem się nie oglądać meczów Agnieszki - przyznał Robert Piotr. - Najczęściej krążyłem z boku kortu, sprawdzałem tylko wynik. Za to żona obserwowała wszystkie pojedynki Agnieszki bezpośrednio. Najważniejsze jest to, że Agnieszka grała bardzo dobrze. Straciła zaledwie jednego seta w całym turnieju. Czasami czuję się jak ojciec Williams, a czasami jak ojciec Goriot. Różnie to bywa. Czasami jak Hamlet, bo się ma dylemat, w którą stronę pójść, czasami jak Otello, jak się patrzy na moją żonę. Sportowa przygoda córek trwa już jedenaście lat. I wreszcie, tak naprawdę, coś dobrego się stało. Isia i Ula są już wprowadzone w świat__zawodowego tenisa, ale cały czas uczą się jeszcze tej gry. Trzeba mieć pokorę, bo konkurencja w tenisie jest niesamowita, ale mogę powiedzieć, że podczas turniejów zachowują się już jak profesjonalistki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?