Z pamiętnika turysty
Pewnego dnia doszliśmy z kolegą do wniosku, że nie będziemy denerwować rodzin idąc do szkoły tylko po to, żeby dostać kolejną dwóję (jedynek wtedy jeszcze nie było). I tak znaleźliśmy się w lasach gdzieś w okolicach Kamionki. Nie trafiłbym tam już po tylu latach. Natrafiliśmy na maliniak, w którym pożywiłoby się stado wygłodniałych niedźwiedzi. Zaczęliśmy się więc pożywiać, każdy własną napychając gębę, aż straciliśmy się z oczu. Nagle doszedłem do polany, na której królowało olbrzymie drzewo, dąb chyba, istny Dewajtis. Obok jego pnia stał szałas sklecony z desek, gałęzi, kawałków papy i blachy. Byłbym się wycofał na "z góry upatrzone pozycje", ale nagle usłyszałem głuchy warkot i nogi wrosły mi w ziemię. Z szałasu najpierw wyszedł duży pies ze zjeżoną sierścią, a za nim niski, przygarbiony mężczyzna. Za kilka papierosów nieskładnie, ale przejmująco opowiedział mi o sobie i życiu w lesie, bo ludzie mu obrzydli.
TURYSTA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?