Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

17 września 1939 roku Związek Sowiecki zaatakował Polskę

Redakcja
Na ziemi krwi

Józef Dużyk

Józef Dużyk

Na ziemi krwi

Masakrowano ludzi, łamano im ręce i nogi, wydłubywano oczy...

"W piątek i w sobotę przed niedzielą 17 września byłem bardzo zajęty. Parafia jest pobożna i modlimy się o Polskę. Ludzie bardzo się modlą, wiedzą, że bez pomocy Bożej wyniszczy nas wróg. Spowiadamy w piątek i w sobotę przez całe dni, księża z sąsiedztwa nie przyjechali z pomocą, bo i u siebie mają zajęcie i taki czas zwariowany. Reszta spowiedzi została na niedzielę".
     Potem ks. Józef Anczarski spowiada w Dobropolu, skąd wraca do swojej parafii, do Wiśniowczyka, niedaleko Podhajec i Buczacza.
     "Zaczyna mnie denerwować, bo ludzi do spowiedzi bardzo wielu. Idę na plebanię dowiedzieć się, co się dzieje. Widzę, że obaj księża są niesłychanie zdenerwowani i podnieceni. Wreszcie mi mówią, że do Polski wkroczyły armie bolszewickie, że idą, walą na nas całą swoją potęgą. Oni dowiedzieli się o tym już wcześniej, ale mi zaraz nie powiedzieli. Po tej wiadomości nie mogli już spowiadać.
     Okropna wiadomość. Zwaliły się na Polskę dwie potęgi. Z zachodu i ze wschodu. Giniemy. Ojciec jezuita i proboszcz naradzają się długi czas. Wreszcie decyzja. Uciekamy. A ja zostaję. Nie ruszę się stąd ani krokiem. Co będzie, to będzie".
     Do miasteczka czerwonoarmiejcy wkraczają 18 września, w noc poprzedzającą ten dzień "chyba żaden człowiek w Wiśniowczyku nie zmrużył oka". Wkraczają około godziny dziewiątej: "Jechały bez końca wielkie samochody, pełne czerwonoarmiejców, jechały ciężkie czołgi, jechały pancerne samochody. Jechali przez cały dzień i chyba przez noc następną". Początkowo nic nie zapowiadało dramatycznych dni, tygodni, miesięcy. "W sumie było spokojnie i bezpiecznie. Przez jakiś czas było nawet bardzo wesoło. Oto pojawiła się cała kolumna samochodów wypełnionych czerwonoarmiejcami. Jechali hałaśliwie i wymachiwali rękami. Gdy zbliżyli się do ludzkiej gromady, poczęli coś rozrzucać. Pokazało się, że rozrzucają pieniądze: banknoty polskie, pięciusetzłotówki, nawet całymi paczkami. Trudno sobie wyobrazić, co się poczęło dziać, gdy ludzie stwierdzili, że to naprawdę są pieniądze. I to wielkie pieniądze". Przechwycili po prostu pieniądze z polskiego banku, przewożone za granicę. Żołnierze "byli spokojni, zdyscyplinowani, karni i nie budzący grozy. Nikogo nie zaczepiali, a sprawy związane z księżmi i Kościołem całkowicie nie leżały w kręgu ich zainteresowań. Odetchnąłem spokojnie"...
     Ale nie na długo. Po dwóch tygodniach od chwili wkroczenia i "wyzwolenia" ziem polskich od ucisku burżuazyjnego, pojawiają się nowi władcy: "Wszelkiego rodzaju najgorsza hołota, oprychy, szubrawcy, złodzieje, pijaki, nieroby i gnojki chwytają władzę w swoje ręce. Wszędzie ich pełno, krzyczą, gardłują, pyskują i grożą: ËMinęły czasy przeklętej Polski, która krzywdziła naród ukraiński i ludzką biedotę. Władza radziecka przywróci porządek i sprawiedliwość. Odbierzemy majątki krzywdzicielom i krwiopijcom, zniszczymy ich i sprawiedliwość nadejdzieÇ".
I nadeszła rzeczywiście sprawiedliwość, taka, o jakiej nikt nie marzył. Czytam o niej w przejmującej, dramatycznej książce, ociekającej krwią i łzami rodaków z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej, z jej rycerskich stanic. Pisze o niej ks. Józef Anczarski w "Kronikarskich zapisach z lat cierpień i grozy w Małopolsce Wschodniej 1939-1946". Autor urodził się w 1912 r. w Poczapach w województwie tarnopolskim, Wydział Teologiczny Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, uwieńczony stopniem magistra teologii, ukończył akurat w 1939 r. i święcenia kapłańskie z rąk arcybiskupa Bolesława Twardowskiego przyjął 18 czerwca w lwowskiej bazylice metropolitalnej, obejmując 5 sierpnia stanowisko wikariusza w parafii Wiśniowczyk w powiecie Podhajce. Po inwazji sowieckiej, zgodnie z życzeniem arcybiskupa, przeniósł się, w listopadzie, do Dobropola w powiecie Buczacz, trzy lata później, 25 IX 1945 r., objął okresowo parafię w Wiśniowczyku.
     W 1943 r. był aresztowany na krótko przez Niemców za bojkotowanie ich apeli o wysyłanie ludzi do pracy na ich korzyść. Zagrożony ponownym aresztowaniem, tym razem ze strony policji ukraińskiej, opuścił na zawsze Dobropol, otrzymując "aplikatę z lwowskiej Kurii Metropolitalnej na wikariat do Skałatu", i tu przebywał do marca 1945 r. Analogiczną funkcję objął następnie w Tarnopolu. Pod naciskiem władz sowieckich i masowej ekspatriacji parafian w transporcie ewakuacyjnym wyjechał 26 V 1946 r. na Śląsk, podejmując pracę duszpasterską we Wrocławiu-Muchoborze. W 1948 r. był aresztowany przez władze PRL pod rzekomym pretekstem "sadystycznego znęcania się nad dziećmi robotników należących do partii".
     Następnym postojem na piętnaście lat stał się Gorzów Wielkopolski, gdzie piastował stanowisko dyrektora Wydziału Duszpasterskiego Kurii Biskupiej. Owocem tych lat jest znajdująca się w maszynopisie dwutomowa praca "Początki diecezji gorzowskiej. Wspomnienia dyrektora Wydziału Duszpasterskiego". Było jeszcze probostwo w Trzebiatowie i w Świnoujściu, gdzie mieszka dotąd, już jako zasłużony emeryt, poświęcając się zresztą nadal pracy duszpasterskiej.
     Ks. Józef Anczarski wiele widział i słyszał, przeżył potworny, nieludzki dramat okupacji Kresów południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej: 17 IX 1939 - 22 VI 1941 - sowieckiej, 22 VI 1941 - 1945 - niemieckiej i ponownie od 1945 r. - sowieckiej. Pierwsza sowiecka okupacja przynosi cztery masowe, wielotysięczne deportacje obywateli polskich w głąb Związku Sowieckiego. "Na kartach książki - pisze we wstępie ks. Józef Wołczański - niczym w soczewce, zarejestrowane zostały przez autora bóle i tragedie, ale też okruchy nadziei polskiego narodu oraz Kościoła rzymskokatolickiego lat 1939-46. Noszą one w dużej mierze znamiona świadectwa, bowiem autor przeżywał je osobiście, bądź informacje o nich czerpał z wiarygodnych źródeł. Nadają one książce walor cennego dokumentu".
     Jest to w dodatku dokument tak potworny, że trudno jest zdawać relację z jego lektury, trudno powtarzać za autorem opowieść o ludzkich tragediach, rozgrywających się na kresach. Ks. Anczarski pisze np. o listach przychodzących od ludzi wywiezionych na Sybir: "Listy te są rozpaczliwe, jak sama rozpacz. Ludzie giną masami z nędzy, zimna i głodu. Z bólu zaciska się serce, kiedy się czyta te listy. Ginie naród z rozpaczy i nędzy". Niespokojne są wszystkie noce, deportacje odbywają się właśnie nocami, ulubioną porą enkawudystów, widocznie lubujących się w widoku ludzi jeszcze śpiących, wystraszonych do niemożliwych granic. "Jeszcze - pisze ks. Anczarski 13 IV 1940 - nie otrząsnęliśmy się z grozy deportacji z 10 lutego, a to już następna. Także potworna, groźna, straszna i masowa. Także nocą".
     Zdarzają się i takie sytuacje, zupełnie niezwykłe, że któryś z duchownych jedzie dobrowolnie, jeszcze stara się o to, jak np. ks. Tadeusz Fedorowicz, który chce jechać dlatego, "żeby ci biedni wywiezieni ludzie mieli ze sobą księdza do religijnej obsługi. Będzie razem z nimi ścinał drzewa w sybirskich lasach, będzie cierpiał głód i poniewierkę, aby oni nie czuli się tacy opuszczeni i biedni".
     Potworny jest Kraj Rad, ta prawdziwa "nieludzka ziemia", którą tak kapitalnie scharakteryzował w dwóch słowach niezapomniany Józef Czapski. "Gdyby mnie kto zapytał - pisze ks. Anczarski - jakie są fundamentalne sprawy życia w Kraju Rad, dałbym odpowiedź: więzienia, obozy, deportacje na Sybir, niszczenie materialne, aby wszyscy byli dziadami, głody, nieustanne szpiegowanie wszystkich ludzi, masowe ludobójcze zbrodnie i potworne zastraszenie".
     Obok błagalnych modlitw ludzi prześladowanych i wystraszonych - "Z serc przerażonych bezprawiem i grozą śmierci okrutnej rwie się ku Tobie krzyk rozpaczy - zmiłuj się nad nami" - dwie karty wstecz inny, odmienny tekst, wiersz z 14 września 1940 r. Jerzego Putramenta, swoiste podziękowanie za możliwość życia w tym piekielnym kraju, "Szczęśliwy rok":
     Ale rośnie i krzepnie idea skrzydlata:
     bohaterski związek wszystkich pracujących świata.
     Tędy nas wiedzie Stalin, tędy my idziemy
     W ogniu wojny świat ginie, oślepły i niemy.
     Przed nim, świadomi prawdy, pełni wiary żywej
     stajemy i wołamy: - Jesteśmy szczęśliwi.
     Wierzyć się nie chce, że coś takiego mógł napisać polski pisarz...
Karty "Kronikarskich zapisów" ks. Anczarskiego coraz bardziej pęcznieją relacjami, opisami zbrodni i bolszewickich porządków. Toczy się wojna, Niemcy kontynuują jeszcze swój zwycięski marsz: "Potworną klęskę armii radzieckiej poprzedziły jednak niesamowite zbrodnie enkawudystów. Ze wszystkich stron dochodzą pełne grozy wieści o potwornych zbrodniach, dokonanych przez nich na bezbronnej ludności zamkniętej w więzieniach. Te wieści są tak przerażające i nieprawdopodobne, że trudno wierzyć, aby były prawdziwe. Podobno we wszystkich więzieniach pomordowali w okrutny sposób wszystkich więźniów. A więzienia radzieckie zawsze są pełne do ostatnich granic. Zawsze pękają w szwach. Nie, to chyba niemożliwe, aby te wiadomości pokrywały się z prawdą?"
     A jednak tak było. W słynnym więzieniu, lwowskich Brygidkach, "masakrowano ludzi, łamano im ręce i nogi, wydłubywano oczy, wbijano szpilki pod paznokcie, stosowano najpotworniejsze, wymyślne, straszne katusze. (...) Na koniec podpalono Brygidki. Kiedy Niemcy wkroczyli, znaleźli olbrzymie ilości trupów po piwnicach i w wielkich dołach. Straszliwy fetor gnijących ciał zatruwał powietrze w wielkim promieniu. Czuć było zgniliznę na trzy kilometry od miejsca zbrodni. Porządek z ciałami męczenników robili Żydzi, podobnie jak w Złoczowie i w innych miejscach"...
     Miejscem zbrodni dokonanych przez NKWD w 1941 r. przy wycofywaniu się armii sowieckiej pod naporem Niemców był Złoczów: "Powiatowe miasto w województwie tarnopolskim. Zamordowano tam 611 ludzi. Po przyjściu Niemców, podobnie jak w Katyniu, wydobyto umęczone ciała ofiar i krewni odszukiwali w długich szeregach zmasakrowanych twarzy swoich najbliższych. Tam zamordowano także mego ojca". Opowiada o tych zbrodniach siostra autora, Maria Rogowska, mówiąc, że ojca więziono i zamordowano "w ramach likwidowania kułaków (...) Zniszczono całe tysiące. (...) Na Kresach Wschodnich w likwidowaniu kułaków Polaków wielką rolę odgrywali Ukraińcy. (...) Robili kułakami Polaków, którzy nie byli kułakami i klepali biedę; przydano im kułactwo, aby ich zniszczyć. (...) W Złoczowie mordowano więźniów w zamkniętym kręgu więziennego podwórza, a może nawet i w celach więziennych. Są przekonujące argumenty, że niszczono ich bronią maszynową".
     I znowu nieszczęsne ziemie przechodzą drugą okupację, podobne morderstwa, podobne męczenie i dręczenie ludzi, w czym odgrywają osobną, niechlubną rolę ukraińscy banderowcy i zgłodniali Huculi, bo - jak pisze ks. Anczarski - "Huculskie mrowie jest głodne i biedne. Jest także groźne. (...) Mordowali ludzi, ograbiali ich do naga i zostawiali trupy po polach". Opisuje m.in. męczarnie ks. Józefa Jastrzębskiego, cudem uratowanego, pobitego przez banderowców i znalezionego w lesie w strasznym stanie, przywróconego do życia przez prof. Adama Grucę.
     Na Wołyniu, który stał się prawdziwą "ziemią krwi" w 1943 r. trwa likwidacja Żydów, powstają getta, burzone są domy żydowskie w Złoczowie, "Dziś z tego miasta wieje powiew śmierci". W Buczaczu widział ks. Anczarski "z drogi miejsce, na które znoszą pomordowanych Żydów i w którym zasypie się ich w jamy. Złożono ich wielką ilość. Leżą bezładnie jak drwa. Leżą i potwornym krzykiem niewinnie przelanej krwi wołają o pomstę do Pana".
     Uzbrojone oddziały pułkownika Tarasa Bulby otaczają wsie polskie, palą, ludność ginie w płomieniach lub od kul zbrodniarzy. Mnożą się napady na kościoły, do morderstw dochodzi podczas nabożeństw. Zamordowano księży: Ludwika Włodarczyka, Jana Kotwickiego, Karola Barana, Michała Dąbrowskiego, Stanisława Grzesiaka. "Ks. Ludwika Włodarczyka przywiązano do drzewa, do połowy przerżnięto piłą; służył kilkunastoletnim dziewczętom jako cel w nauce strzelania. Zamordowały go kobiety ukraińskie w lesie Ostrówek koło Karpiłówki. Włożyły mu na głowę koronę plecioną z drutu kolczastego. Kapłan oddał duszę Bogu ze słowami ËJezus, MaryjaÇ". Ks. Bolesława Szawłowskiego zastrzelono podczas mszy św. przy ołtarzu, po odśpiewaniu Gloria. "Masowe rzezie na Wołyniu odbyły się wokół dat: 11 lipca i 29 sierpnia 1943 r.".
     W morderstwach wyróżniła się ukraińska formacja przy boku Niemców, "SS Galizien". "Przed tym nie było już obrony. ËSS GalizienÇ szła na polskie osiedla z czołgami, pancernymi samochodami, miała do swojej dyspozycji samoloty i działa. Niosła śmierć i zniszczenie". Z rąk morderców w latach 1943-44 poniosło śmierć tysiące Polaków. Do masakry doszło w początku marca 1944 r. w Podkamieniu w klasztorze oo. Dominikanów, do którego schroniło się ok. 2000 osób. "Potworności, jakie się działy po wdarciu się napastników do klasztoru, może pozazdrościć piekło. Krew ludzka lała się strumieniami. (...) Stosowano wyrafinowane i okrutne męki"...
     "Ziemię krwi" opuścił ks. Anczarski 24 maja 1946 r., wyjeżdżając z Tarnopola:
     "Jest nam ciężko na sercu. Żal nam tych ziem. Żal nam tych dziejów. Żal nam tej krwi, która wsiąkła w tę ziemię. Wszystkiego nam żal. Ale losy nasze i narodu są w ręku Boga. Modlę się: ËBoże, nie opuszczaj nas. Nie opuszczaj PolskiÇ (...)".
     Żegnamy cię, Lwowie. Bądź jednak pewny: nie zapomnimy ciebie. Nie zapomnimy nigdy".
     Tak jak nikt z mieszkańców tej męczeńskiej ziemi nie zapomni pamiętnej daty 17 września 1939 r., kiedy rozpoczęła się jej gehenna i martyrologia.
     
     Ks. Józef Anczarski, "Kronikarskie zapisy z lat cierpień i grozy w Małopolsce Wschodniej 1939-1946". Wydanie II, poprawione i uzupełnione. Opracowanie, wstęp, przypisy, indeksy oraz wybór fotografii Józef Wołczański. Wydawnictwo bł. Jakuba Strzemię Archidiecezji Lwowskiej ob. łac., Lwów - Kraków 1998, s. 566, fot. 56, Biblioteka Historyczna Archiwum Metropolii Lwowskiej Obrządku Łacińskiego w Krakowie, seria A. Źródła i materiały t. 3.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski