MKTG SR - pasek na kartach artykułów

18 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie przy ul. Meiselsa, strzelnica na Woli Justowskiej

Ciąg dalszy jutro
- To już ostatni taki piękny i spokojny dzień tego lata - słowa, płynące z przyciszonego radioodbiornika zabrzmiały jakoś dziwnie złowieszczo.

Marta Szreder: LOLO (Odc. 14)

- Nieuchronnie zbliża się do nas gwałtowne załamanie pogody - kontynuował spiker, smutnym i melodyjnym głosem, ale Karol już go nie słuchał.

Wyłączył radio i po raz kolejny popatrzył na zegar. Jak zwykle nie mógł doczekać się popołudniowego treningu i chociaż wciąż było jeszcze o wiele za wcześnie, postanowił pojechać na strzelnicę już teraz.

Wsiadł na rower i ruszył przez miasto w kierunku Woli Justowskiej. Jechał coraz szybciej, energia wprost go rozpierała, a dzień był rzeczywiście przepiękny.

Przejażdżka wprawiła go w dobry nastrój, którego nie zdołał popsuć fakt, że strzelnica, wbrew oczekiwaniom, okazała się zamknięta na głucho, a w zasięgu wzroku nie było nikogo. Dla pewności obszedł budynek dookoła, ale nie zastał nawet pogarbionego dziadka w stróżówce. Niezrażony tym, postanowił poczekać, aż ktoś się pojawi i poszedł w stronę ochronnego wału ziemnego, gdzie często gromadzili się młodzi zawodnicy.

Usiadł na trawie i zapatrzył się przed siebie, na drzewa przesłaniające horyzont. Dźwięcząca dookoła cisza sprawiła, że zaczął tracić poczucie czasu i zrobił się nieco senny. Mimowolnie ułożył się wygodniej, przechylając się do tyłu i opierając się łokciami o ziemię. Zmrużył oczy i wystawił twarz do słońca. Grzało tak mocno, jakby był środek lata, chociaż wilgotna ziemia pachniała już zbliżającą się jesienią.

Przez chwilę wydawało mu się, że słyszy za sobą jakiś szmer, ale błogie odrętwienie ogarniało go coraz bardziej i nawet nie poruszył się, by to sprawdzić. Moment później poczuł dotyk czyichś chłodnych dłoni na swojej rozgrzanej twarzy. Chciał się odwrócić, ale dłonie, choć delikatne, nie pozwalały na to, ciągle zasłaniając mu oczy.

- Kto to? - zapytał, chociaż niemal od razu się domyślił, a serce załomotało mu w piersi. Kiedy w odpowiedzi usłyszał tylko stłumione parsknięcie śmiechu, był już pewien.

- Kalina? - próbował chwycić dziewczynę za nadgarstek, ale ta wywijała się zwinnie.

- I tak wiem, że to ty! - zawołał, a Kalina, wciąż uchylając się od jego rąk, w końcu roześmiała się na głos.

- Skąd wiedziałeś? - puściła go i usiadła obok.

- Po prostu wiedziałem - Karol uśmiechnął się, zerkając na dziewczynę z ukosa.

- Przestraszyłam cię? - zapytała z udawaną powagą.

- Nie za bardzo - patrzył na jej włosy, zaplecione wokół głowy i połyskujące w oślepiającym słońcu. Dziś zamiast niebieskiej sukienki miała na sobie jasnoczerwoną, w groszki.

Siedzieli tak chwilę, nie odzywając się, a Karol, nie zdając sobie z tego sprawy, wciąż wpatrywał się w profil dziewczyny.

- Jak chcesz, to pokażę ci coś fajnego. Chodź! - zaproponowała, zrywając się nagle z miejsca.

- Kiedy mi tu dobrze.

- Nie marudź. Przydasz mi się do pomocy. No chodź, nie pożałujesz - pochyliła się i wyciągnęła do niego rękę.

Karolowi wcale nie chciało ruszać się z miejsca. Przyjemnie mu było tak siedzieć i patrzeć na nią. Jednak tak nalegała, że chcąc nie chcąc, podał jej dłoń i wstał. Ruszyli razem wzdłuż wału, przedzierając się przez zarośla, by w końcu zatrzymać się przy wysokiej na dwa metry siatce, ogradzającej czyjeś otoczone sadem domostwo.
- To tutaj. Często tu przyjeżdżam - powiedziała Kalina.

- Najlepsze jabłka i gruszki na świecie! Zwłaszcza o tej porze roku - wytłumaczyła, po czym bez uprzedzenia, kilkoma zwinnymi ruchami, przedostała się na drugą stronę ogrodzenia.

- No co tak stoisz? Chodź! - ponagliła Karola, widząc jego niezdecydowanie.

- A zresztą, jak nie chcesz, to się wypchaj, ja idę! - prychnęła z pogardą i nie czekając już dłużej, ruszyła w głąb sadu.

- Poczekaj! - Karol wspiął się niezdarnie na siatkę i po chwili udało mu się dołączyć do dziewczyny, a ta uśmiechnęła się i pociągnęła go lekko za rękaw.

- Ty właź, a ja tu będę stać i zbierać, co rzucisz - wyszeptała, wskazując na okazałą gruszę.

Karol uniósł głowę i popatrzył na drzewo, nie ruszając się z miejsca. Żeby dosięgnąć owoców, trzeba by się wspiąć naprawdę wysoko. Już samo przejście przez ogrodzenie było dla niego wyzwaniem, a co dopiero to. Oczywiście, za nic w świecie nie chciał pokazać, że się po prostu boi, tym bardziej, że dziewczyna patrzyła na niego podejrzliwie, jakby z drwiną. Zaczął mieć niejasne przeczucie, że to tak mile rozpoczęte popołudnie, nie skończy się dobrze.

(Ciąg dalszy jutro)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski