Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

2 X 1964 r., Kraków, ul. XXXX

Redakcja
- Czy coś się stało, panie władzo? - zapytał uprzejmie Karol, patrząc przy tym śmiało i pogodnie w oczy młodszego z funkcjonariuszy.

Marta Szreder: LOLO (odc. 43)

- Najpierw dokumenty - powtórzył tamten, nie odwzajemniając uśmiechu chłopaka.

Karol sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Natrafił dłonią na nóż i zatrzymał ją na moment na jego rękojeści.

- Czy pani zna tego obywatela? - drugi z funkcjonariuszy, na oko trzydziestoletni, chudy i wysoki mężczyzna o poszarzałej twarzy, zwrócił się tymczasem do Kaliny.

- Oczywiście, że tak, to mój dobry znajomy! - odpowiedziała dziewczyna, lekko urażonym tonem.

Karol puścił nóż, po czym zaczął wolno i ze spokojem przeszukiwać inne kieszenie. W końcu odnalazł legitymację szkolną i podał ją młodszemu z mężczyzn.

- Szukają panowie kogoś konkretnego? - zapytał, ale milicjant nie raczył mu odpowiedzieć.

Zamiast tego podszedł bliżej latarni, by móc lepiej się przyjrzeć legitymacji. Mrużył przy tym oczy, jakby cierpiał na kurzą ślepotę.

- To wszystko w trosce o pani bezpieczeństwo - tłumaczył tymczasem ten starszy, patrząc życzliwie na Kalinę, która wyraźnie mu się spodobała. Rzeczywiście, trochę zarumieniona, w kusym płaszczyku i z rozpuszczonym włosami, połyskującymi w świetle ulicznej lampy, wyglądała bardzo ładnie.

- Nie wiadomo przecież, czy życzy sobie pani towarzystwa tego obywatela. W takim ciemnym zaułku wiele się może wydarzyć. Mogło by się na przykład okazać, że on panią napastuje albo że potrzebuje pani naszej pomocy - kontynuował, szczerząc się do dziewczyny.

- Obywatel Karol Kot... - młodszemu funkcjonariuszowi udało się wreszcie odczytać zawartą w dokumencie informację.

- To tylko jakiś uczeń, w dodatku niepełnoletni - skomentował bez cienia zainteresowania, zwracając się do swojego kolegi.

- To przez tego wampira, prawda? To jego panowie szukacie? - zapytała Kalina, a jej oczy aż błysnęły od nieskrywanej ciekawości.

- My tylko wykonujemy swoje obowiązki. Przypominam też, że nie wolno tak stać bez celu na ulicy. Tym razem skończy się tylko na upomnieniu. Proponujemy jednak rozejść się jak najszybciej - starszy mundurowy nagle zmienił ton na bardziej oficjalny i poważny.

- Jak będziemy tędy wracać ze pięć minut, ma już tu was nie być, jasne? - młodszy nawet nie próbował silić się na uprzejmość.

- Tak jest panie władzo - odpowiedział Karol, chowając odzyskaną legitymację z powrotem do kieszeni i uśmiechając się szeroko.

Milicjanci zniknęli w mroku równie szybko, jak się pojawili i jedynie odgłos oddalających się kroków, który jeszcze długo niósł się echem po pustej ulicy, świadczył o tym, że ten incydent wydarzył się naprawdę.

- Powinni byli mnie pochwalić - powiedział Karol, zbliżając się ponownie do Kaliny.

- Wyręczam ich w robocie, dbając o twoje bezpieczeństwo, a ci nawet nie podziękują! - zażartował.

- No właśnie, chyba myśleli, że chcesz mnie tu zamordować! - uśmiechnęła się Kalina.

- Ciebie to bym nigdy nie skrzywdził - wypalił nagle całkiem na serio, a Kalina roześmiała się lekko, nie zauważając powagi, z jaką wypowiedział to ostatnie zdanie.
Karol żałował trochę, że nie udało mu się wcześniej pocałować dziewczyny i zastanawiał się, czy nie zrobić tego teraz, ale tamten sprzyjający moment wydawał się minąć bezpowrotnie.

- Przyjdzie jeszcze na to czas - pomyślał spokojnie i zamiast tego cmoknął ją po koleżeńsku w policzek.

- No to na razie, czas już na mnie - powiedział i odwrócił się, żeby odejść.

- Karol! - usłyszał, jak zawołała za nim.

- Wpadnij do mnie kiedyś. W czwartek po południu będę sama. Pokażę ci coś, co cię może zainteresuje - powiedziała, po czym pomachała mu na pożegnanie i weszła do bramy.

5 X 1964 r., Kraków, ul. Siemiradzkiego, Komenda Miejska MO

Sierżant Pełczyński wszedł do łazienki i odkręcił kurek nad umywalką. Chciał przemyć swoją zmęczoną twarz, ale wąski strumień żółtawej wody wypluwanej przez zardzewiały kran, sprawił, że zrezygnował i zamiast tego tylko popatrzył w swoje odbicie w lustrze. Od zamieszczenia komunikatu prasowego upłynęło kilka dni. Telefony co prawda rozdzwoniły się jak szalone, a komisariat przeżywał prawdziwe oblężenie chętnych do pomocy obywateli, jednak właśnie tego popołudnia do Pełczyńskiego po raz pierwszy zaczęło docierać, że to wszystko na nic. Trudno mu było się z tą myślą pogodzić. Zbeształ sam siebie za ogarniający go pesymizm, zakręcił kran i walcząc z sennością, postanowił wrócić na posterunek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski