Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

20 lat minęło jak jeden sprint

Jan Otałęga
Marcin Nowak (z prawej) dwukrotnie brał udział w igrzyskach, w Sydney w sztafecie zajął 8. miejsce
Marcin Nowak (z prawej) dwukrotnie brał udział w igrzyskach, w Sydney w sztafecie zajął 8. miejsce fot. Michał Klag
Rozmowa z MARCINEM NOWAKIEM, wieloletnim sprinterem AZS AWF Kraków, o jego bogatej karierze lekkoatletycznej.

- Władze uczelni sportowej AWF oraz klubu AZS AWF, a także liczne grono przyjaciół na specjalnym spotkaniu gratulowało Panu wieloletniej kariery sportowej, wybitnych osiągnięć. Oficjalnie zakończył Pan wyczynowe uprawianie sportu. Na wysokim poziomie zaczęło się ono prawie 20 lat temu, gdy młody sprinter przyjechał na studia i treningi do Krakowa…
- Można rzec, że przebiegło to wszystko tak szybko jak sprint i jestem na mecie pewnego etapu życia… Do Krakowa przyjechałem ze Stalowej Woli, gdzie się urodziłem. Mój ojciec uprawiał sport, mama też, a miała wyniki w sprintach na poziomie kadry narodowej. Od dziecka próbowałem różnych sportów, ruch był moim żywiołem. Raz koledzy namówili mnie na trening lekkoatletyczny. Postanowiłem regularnie chodzić, bo, prawdę mówiąc, za treningi dawano nam bilety na pływalnię. Trenowałem biegi sprinterskie, oczywiście mama była bardzo zadowolona. Kiedy przyszedł czas na studia, wybrałem Kraków. Namawiał mnie na to kolega z kadry Marcin Urbaś, ponadto chciałem podnosić poziom sportowy u trenera AZS AWF Lecha Salamonowicza.

- Dwa medale w sztafecie 4x100 w mistrzostwach Europy, dwukrotny występ olimpijski, mistrzostwa Polski, młodzieżowe wicemistrzostwo Europy na 100 m i liczne inne osiągnięcia. Które jest najcenniejsze?

- W zasadzie jestem młodzieżowym mistrzem Europy z 1999 roku, bo zwycięzca - Grek zaraz po mistrzostwach w Goeteborgu został złapany w innej imprezie na dopingu i dożywotnio zdyskwalifikowany. Nie oczekuję jednak przysłania złotego medalu, po latach nie ma już większego sensu. Nic zawodnikowi bowiem nie zwróci utraconej satysfakcji z bycia na właściwym miejscu podium, ponadto o tych udanych zawodach już nie pamiętają kibice ani sponsorzy. Owszem, było też tak, że w sztafecie na ME 2002 r. wywalczyliśmy brąz, a później przysłano nam srebrne krążki, bo zdyskwalifikowano Brytyjczyków. Choć w czempionatach kontynentu miałem medale, najwyżej ze swej kariery cenię obydwa występy olimpijskie. W Sydney wywalczyliśmy 8. miejsce, co było wielkim sukcesem naszej młodej sztafety. Do Pekinu z kolei dostałem się jako 31-latek, gdy już wielu skreślało mnie z kadry. A jednak wygrałem rywalizację w kraju. W drodze do Pekinu w samolocie przypadł dzień moich urodzin. Wzruszająco było słuchać „Sto lat” w wykonaniu kolegów z reprezentacji na wysokości 10 tysięcy metrów nad ziemią. Mieliśmy szansę na wysoką lokatę, jednak w eliminacjach pechowo przy zmianie z Łukaszem Chyłą zgubiliśmy pałeczkę. Niemniej być na igrzyskach, zostać olimpijczykiem, to marzenie każdego sportowca. Mnie się spełniło.

- Jakie walory posiadał Pan jako sprinter? Na pewno nie warunki fizyczne…

- Miałem bardzo dobry start, co dla sprinterów jest ważne. Kiedy zmierzono czas mojej reakcji startowej, a wynosił on 0,101 sekundy, okazało się, że mam wraz z Brytyjczykiem Colinem Jacksonem najszybszą reakcję na świecie. Startowałem tak błyskawicznie, że część obserwatorów podejrzewało mnie o falstarty. Analiza filmu z biegów wykazała niezbicie, że najpierw pojawiał się dymek z pistoletu startera, a potem ja ruszałem z bloków, czyli wszystko było bezbłędnie. Moim atutem była też waleczność, nigdy nie odpuszczałem. Warunki fizyczne mam skromne, ale w sprincie bywało różnie, od ery wysokich biegaczy po niższych, tu nie ma reguły. Lekkoatletyka jest sportem dla każdego. Natomiast mogłem jeszcze mieć lepsze wyniki, ale po igrzyskach w Sydney zaczęły się moje perypetie ze ścięgnem Achillesa. Leczenie trwało długo, dziś medycyna szybciej stawia zawodników na nogi.

- Komu zawdzięcza Pan swe sukcesy sportowe?

- Poważnie traktowałem treningi i ciężko pracowałem. Kształtowali mnie świetni trenerzy: w Stalowej Woli Kazimierz Luchowski, w AZS AWF Kraków Lech Salamonowicz, a w kadrze Tadeusz Osik.

- W polskim i krakowski sprincie mamy teraz regres. Pana wynik na 100 m 10,21 sprzed 16 lat ciągle jest jednym z najlepszych w historii „królowej sportu” w kraju. Będą następcy Marcina Nowaka?

- Staram się, jestem trenerem, moją wychowanką jest Ania Trener-Wierciak, która na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro wywalczyła brąz w skoku w dal. Natomiast wśród pełnosprawnych sprinterów w kraju jest teraz posucha. Trzeba szukać talentów i je szlifować. Obserwuję w ostatnich latach, że młodzież, nawet ta przychodząca do klubów, nie jest tak sprawna jak dawne roczniki. To efekt zaniedbań w domu i szkole, młodzi wolą siąść przed komputerem niż iść na boisko, a rodzice są zadowoleni, że pociechy mają pod ręką.

- Co dalej przed byłym mistrzem Polski w sprincie, medalistą ME, olimpijczykiem?

- Pracuję jako asystent w Zakładzie Lekkiej Atletyki na AWF w Krakowie, niebawem będę bronił pracę doktorską. Jestem trenerem w AZS AWF oraz asystentem trenera kadry sprintu, organizuję wiele imprez sportowych dla młodych. Chcę, aby któryś z moich wychowanków osiągnął w biegach więcej niż ja.

Rozmawiał Jan Otałęga

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski