MKTG SR - pasek na kartach artykułów

21 IX 1964 r., Kraków, ul. św. Marka, Jazz Club Helikon

Redakcja
Karol co prawda wyjął dłoń z kieszeni, ale zamiast podać ją Gai, przeczesał tylko nerwowo włosy, po czym oparł rękę na stole. Dziewczyna, nie zrażona tym, nadal wpatrywała się w niego wyczekująco.

Marta Szreder: LOLO (odc. 24)

- Rzeczywiście wygląda trochę jak wiedźma - pomyślał, unikając jej świdrującego wzroku.

Nie miał ochoty na żadne wróżby i celowo próbował zyskać na czasie, licząc w duchu na to, że Kalina lada chwila wróci i ta dziwaczna trójka zostawi go w świętym spokoju. Jej jednak ciągle nie było.

- No, co z tobą? Nie psuj zabawy! - powiedział zaczepnie Julian.

- Kiedy ja dobrze wiem, co mnie czeka w przyszłości. Wszystko mam dokładnie zaplanowane - odpowiedział Karol wymijająco.

- Doprawdy? A można widzieć, co to za plany? - nie dawał za wygraną Julian.

- Matura, potem szkoła wojskowa, kariera oficerska... - zaczął wymieniać z dumą, wodząc wzrokiem po sali, ale dość szybko zamilkł, speszony.

Ledwie się odezwał, usłyszał wyraźnie, jak Julian i Lucjan parsknęli jednocześnie tłumionym śmiechem, jednak kiedy podniósł na nich wzrok, obydwaj miny mieli już bardzo poważne i wydawali się słuchać go z zainteresowaniem. Poczuł, jak traci pewność siebie.

- Daj mi rękę, to sprawdzę, czy twoje plany się spełnią - powiedziała Gaja łagodnie, ale Karol mógłby przysiąc, że dostrzegł przez moment kpiący błysk w jej oczach, który zgasł równie szybko, jak się pojawił.

Zaczął żałować, że w ogóle się tu znalazł. Narastający gwar denerwował go i rozsadzał mu czaszkę. Wełniany pulower gryzł go w szyję i sprawiał, że było mu nieznośnie gorąco, a od dymu papierosowego zaczęło kręcić mu się w głowie.

Patrzył na drwiący grymas na twarzy Lucjana, którą okalały włosy długie jak u dziewczyny i na ciemne okulary Juliana, zza których nie mógł dojrzeć jego oczu i z każdą chwilą coraz bardziej ich nienawidził.

- Widzę, kolego, że strach cię obleciał! - roześmiał się Julian.

- Masz, pociągnij sobie dla odwagi! - Lucjan podsunął mu pod nos piersiówkę.

- Wcale się nie boję! Po prostu nie wierzę w takie głupoty - odparł Karol.

- No to dalej, co ci szkodzi? - rzekł Julian, a Gaja uśmiechnęła się zachęcająco.

Ich dziwny i nonszalancki styl bycia deprymował Karola tak bardzo, że nie miał siły już dłużej się bronić. Wysunął przed siebie rękę i pozwolił, by lodowata dłoń Gai ujęła jego dłoń.

Dziewczyna pochyliła się i przez dłuższą chwilę z uwagą studiowała układ jego linii papilarnych, podczas gdy Lucjan i Julian prześmiewczo wiwatowali na cześć jego odwagi.

W pewnym momencie Gaja nagle odrzuciła rękę Karola ze strachem i uniosła gwałtownie głowę, patrząc mu prosto w twarz. Jej szare, ogromne oczy zalśniły, jakby za chwilę miały zalać się łzami.

- O co chodzi? - zapytał Karol, czując ciarki na plecach.

- O nic... - odpowiedziała łamiącym się głosem, odsuwając się instynktownie w tył.

- No powiedz, co tam zobaczyłaś? Masz minę, jakbyś zobaczyła śmierć! - zaśmiał się Lucjan, pociągając kolejnego łyka z piersiówki.

- Dajcie mi spokój, nie chcę o tym mówić! - Gaja schowała twarz w dłoniach. W jednej chwili zaczęła drżeć tak mocno, że chłopakom aż odechciało się żartów i patrzyli na nią zaniepokojeni. Julian objął dziewczynę ramieniem, a z twarzy Lucjana zniknął wreszcie denerwujący uśmieszek.
- No, co takiego tam wyczytałaś, ty wariatko?! - krzyknął Karol, zrywając się z wściekłością z krzesła.

- Ej, kolego! Może trochę grzeczniej - Julian również uniósł się z miejsca.

- Skąd Kalina wytrzasnęła takiego chama? - zapytał retorycznie Lucjan, ale Karol już tego nie słyszał.

W amoku zaczął przeciskać się przez tłum, rozglądając się za Kaliną i trącając ludzi łokciami na oślep.

W końcu, w jakimś ciemnym kącie, mignął mu charakterystyczny jaskrawy wzór jej sukienki. Chociaż nawet nie tknął alkoholu, czuł, jak coraz bardziej kręciło mu się w głowie. Podszedł bliżej i zobaczył, jak Kalina wspinając się na palce, zarzuca kontrabasiście ręce na szyję. W uszach mu szumiało, a w gardle coś dusiło.

Nie był świadomy tego, że z przeciwległego końca sali czyjś czujny wzrok, który przez cały ten czas nieustannie wpatrywał się w niego, obserwował go z niezmąconym spokojem, także teraz, gdy rzucił się do wyjścia i z furią dopadł drzwi.

Drzwi nie chciały się otworzyć i Karol szarpał je przez dłuższą chwilę, aż w końcu puściły. Z impetem wypadł na ulicę, wdeptując prosto w kałużę. Na zewnątrz lało jak z cebra, a chodnik lśnił na żółto w świetle ulicznych latarni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski