MKTG SR - pasek na kartach artykułów

22 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie przy ul. Meiselsa

Ciąg dalszy jutro
Zaczynało już niemal świtać, kiedy Karol, zmarznięty i przemoczony do suchej nitki, dotarł wreszcie do domu.

Marta Szreder: LOLO (odc. 26)

Wślizgnął się po cichu do mieszkania i nie zauważony przez pogrążonych we śnie domowników, przemknął do swojego pokoju. Zrzucił z siebie ubranie i natychmiast położył się do łóżka. Spał płytkim, niespokojnym snem, który nie przyniósł mu ani wytchnienia, ani wypoczynku, tym bardziej że już o siódmej trzydzieści do pokoju wkroczyła matka.

- Gdzieś ty był całą noc? - jak zwykle rozsunęła zasłony i otworzyła okno, wpuszczając zimne powietrze poranka.

Karol otworzył oczy i patrzył na nią, jak coraz bardziej rozłoszczona, przechadzała się w tę i z powrotem, nerwowo wyłamując palce dłoni. - Ubranie całe przesiąknięte papierosami! Tylko patrzeć, jak wpadniesz w złe towarzystwo. Rozpijesz się i zaczniesz wagarować, jak jakiś pospolity chuligan! - kontynuowała swoje czarne wizje, podczas gdy Karol pospiesznie zbierał się do wyjścia.

Nawet nie próbował się tłumaczyć. Miała rację tylko w jednym, a mianowicie w tym, że dziś również nie wybierał się do szkoły. Wyszedł z domu najszybciej, jak tylko było to możliwe i znów zaczął łazić bez celu po mieście. Po raz pierwszy zauważył, że te same ulice i miejsca wyglądają zupełnie inaczej nocą niż w dzień. Chodząc tak, patrzył na tramwaje, leniwie pobrzękujące i sunące po szynach, zatrzymywał się przed witrynami sklepów i przyglądał się ludziom, cierpliwie stojącym w kolejkach, obserwował gołębie i wrony krążące nad drzewami. Wszystko dookoła toczyło się swoim torem, zwyczajnie i tak jak zawsze, a Karol nie myślał już wcale o wydarzeniach minionego wieczoru i nocy.

Usiadł na ławce przy Plantach i w pewnym momencie sięgnął do kieszeni spodni. Znalazł tam coś, o czym zupełnie zapomniał. W ręce trzymał dwa bilety na film "Prawo i pięść", które dostał od trenera. Spojrzał na datę zapisaną na jednym z nich - 23 września, to już jutro!

Uśmiechnął się do siebie na myśl o tym, jak dużą przyjemność sprawi tą niespodzianką Andrzejowi, który tak bardzo nie mógł doczekać się filmu i martwił się o bilety. Popatrzył na zegarek. Lekcje niedługo się kończyły, pomyślał więc, że jeśli teraz pójdzie pod szkołę, to może jeszcze uda mu się złapać przyjaciela i podzielić się z nim dobrą wiadomością.

22 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie służbowe sierżanta Pełczyńskiego

Pełczyński wrócił właśnie do swojego skromnego lokum i jak zwykle po nocnym dyżurze, położył się z zamiarem ucięcia sobie zasłużonej drzemki. Jednak kolejne minuty mijały, a on nadal nie mógł zasnąć. Wciąż myślał o tym osobliwym zgłoszeniu, żałując trochę, że nie trafiło się na jego zmianie. Miał wrażenie, że ten nietypowy i trudny do wytłumaczenia atak, nie zaniepokoił jakoś szczególnie jego kolegów.

- Po prostu spiszą raport i nie podejmą żadnych wyjątkowych kroków w tej sprawie - pomyślał.

Jego samego jednak dręczyło przeczucie, że powinien coś zrobić. Uświadomił sobie, że chyba nie uda mu się zasnąć i podniósł się z wersalki. Postanowił wrócić na komendę i ustalić, w którym szpitalu przebywa poszkodowana kobieta.

22 IX 1964 r., Kraków, ulica Loretańska

Było tuż po ostatnim dzwonku, kiedy Karol dotarł pod budynek szkoły. Zatrzymał się po przeciwnej stronie ulicy i chowając się nieco za murkiem otaczającym pobliski klasztor, obserwował uczniów tłumnie wychodzących z technikum.

Po krótkiej chwili oczekiwania dostrzegł pośród nich piegowatą twarz Andrzeja.

Zagwizdał na palcach, ale Andrzej chyba tego nie usłyszał, bo nie rozglądając się, ruszył szybkim krokiem w stronę przystanku. Karol ruszył więc za nim. Kiedy oddalili się już na bezpieczną odległość od szkoły, zawołał go nawet po imieniu, ale Andrzej tylko poruszył niespokojnie głową, nie odwracając się jednak. Karol przyspieszył kroku, licząc na to, że w ten sposób uda mu się zmniejszyć dzielący ich dystans, ale w tym samym momencie Andrzej zaczął biec.

Byli już coraz bliżej przystanku tramwajowego i Karol zwolnił, będąc przekonanym, że Andrzej i tak będzie musiał się tam zatrzymać i wtedy go dogoni. Tak się jednak nie stało i kiedy Karol dotarł na przystanek, Andrzeja tam nie było. Rozglądnął się, nieco tym zaskoczony i w ostatniej chwili dostrzegł jego jasną, charakterystycznie rozczochraną czuprynę, za oknem odjeżdżającego właśnie wagonu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że był to tramwaj jadący w zupełnie innym kierunku niż dom Andrzeja.

(Ciąg dalszy jutro)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski