MKTG SR - pasek na kartach artykułów

24 IX 1964 r., Kraków, Komenda Miejska MO

Redakcja
Starszy sierżant Pełczyński liczył na to, że to właśnie jemu zostanie powierzone prowadzenie sprawy tajemniczych ataków na starsze kobiety. Mało tego, w głębi duszy uważał nawet, że byłoby rażącą niesprawiedliwością, gdyby tak się nie stało.

Marta Szreder: LOLO (odc. 32)

Po pierwsze, był najstarszy rangą w jednostce i od dawna czekał na okazję, żeby móc się wykazać. Przez cały ten czas służył z poświęceniem i oddaniem, wykonując skrupulatnie i bez zarzutu wszystkie powierzone mu zadania. Po drugie, to właśnie on, jako pierwszy, zainteresował się tą sprawą i już przy pierwszym ataku zgłosił się na ochotnika do przesłuchania zaatakowanej w kościele kobiety.

Teraz krążył niecierpliwie pod drzwiami prowadzącymi do gabinetu zastępcy komendanta, rozmyślając o tym wszystkim i czekając, aż ten ostatecznie wezwie go do siebie.

Już od ponad godziny przechadzał się korytarzem w tę i z powrotem, pochłonięty swoimi myślami, nie zwracając uwagi na mijających go funkcjonariuszy i petentów. Drzwi tymczasem wciąż pozostawały zamknięte i Pełczyński, chcąc nie chcąc, musiał czekać na oficjalną decyzję przełożonych.

Było dla niego jasne, że musi tu chodzić o seryjnego mordercę. Wprawdzie nie udało mu się jeszcze nikogo uśmiercić, ale jeśli błyskawicznie nie podejmie się zdecydowanych kroków zapobiegawczych, lada chwila dojdzie do kolejnego ataku, tym razem jeszcze bardziej tragicznego w skutkach.

Pełczyński już obmyślał plan działania, zastanawiając się, jakie czynności podjąć jako pierwsze, kiedy drzwi wreszcie otworzyły się i oficer dyżurny dał mu znak, że zastępca komendanta, kapitan Wiśnia, czeka na niego.

- Przejdę od razu do rzeczy - powiedział Wiśnia, podając Pełczyńskiemu swoją grubą, pokrytą rudawymi włosami dłoń i wskazując mu krzesło.

- Tak jest, kapitanie - odparł Pełczyński.

- Wybierzcie sobie kilku ludzi, dwóch, góra trzech funkcjonariuszy i sprawdźcie, o co tu może chodzić. Nie ukrywam, że zależy mi, żeby odbyło się to w miarę możliwości dyskretnie. Może to nic takiego. Wypadałoby na początek sprawdzić, kto ostatnio w okolicy skończył odsiadywać wyrok, a także, czy nie odnotowano jakichś ucieczek ze szpitala psychiatrycznego, zresztą, co ja ci będę mówić, znasz procedury...

- Ale kapitanie, trzeba jak najszybciej dać komunikat do prasy! - zawołał Pełczyński, zanim zdążył ugryźć się w język.

Kapitan Wiśnia popatrzył na niego, unosząc do góry brwi, a Pełczyński po chwili zreflektował się i przeprosił, lekko pochylając głowę. Po raz pierwszy w karierze zdarzyło mu się przerwać przełożonemu w ten sposób, jednak spodziewał się zupełnie innych wytycznych i trudno było mu pogodzić się ze słowami kapitana.

- Komunikat do prasy? Cóż to za pomysł, sierżancie? - zapytał Wiśnia z lodowatym spokojem, uśmiechając się nieznacznie pod nosem.

- Może jakiś świadek się zgłosi, to nasza jedyna szansa. Od żadnej z ofiar nie dowiemy się nic o sprawcy, przynajmniej na razie, a jedynym pewnym faktem jest to, że ten zaatakuje ponownie - próbował tłumaczyć Pełczyński, chociaż stracił już nadzieję na zrozumienie.

- Nie ma mowy. Żadnych komunikatów. Na razie jeszcze nic takiego się nie stało.
- Jak to nic takiego? Tu może chodzić o seryjnego zabójcę - nie poddawał się Pełczyński.

- Zabójcę? A mamy jakieś ofiary śmiertelne? - zapytał Wiśnia.

- Jeszcze nie, ale...

- Zatem nie ma co wywoływać niezdrowej sensacji wśród mieszkańców. Nie potrzebujemy tu siania paniki i histerii. Rutynowe czynności muszą wystarczyć - rzekł Wiśnia, patrząc Pełczyńskiemu w oczy.

- Mało tego - dodał jeszcze po chwili zastanowienia - proszę zwołać zebranie i przykazać wszystkim funkcjonariuszom, że jest zakaz rozpowiadania o tym na zewnątrz, i to pod groźbą surowych konsekwencji.

- Z całym szacunkiem, kapitanie, ale tu chodzi o bezpieczeństwo naszych mieszkańców, których mamy obowiązek chronić. Trzeba ich ostrzec o niebezpieczeństwie...

- Jeszcze słowo Pełczyński, a zawieszę cię w czynnościach za niesubordynację - Wiśnia minimalnie podniósł głos.

- Coś jeszcze jest niejasne? - zapytał.

- Nie, kapitanie - odpowiedział Pełczyński.

- W takim razie możecie odmaszerować.

- I jutro o tej porze czekam na gotowy raport - dodał jeszcze, zanim Pełczyński zamknął za sobą drzwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski