Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

25 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie przy ul. Meiselsa

Ciąg dalszy jutro
Ścienny zegar z kukułką, wiszący w przedpokoju, wskazywał już pół do dwunastej w nocy, kiedy Karol ostrożnie wsunął klucz do zamka i przekręcił go.

Marta Szreder: LOLO (odc. 35)

Nie chcąc budzić zazwyczaj śpiących już o tej porze domowników wszedł na palcach do mieszkania. Liczył na to, że jak zwykle uda mu się niepostrzeżenie przemknąć do swojego pokoju, ale kiedy zdejmował płaszcz, w sypialni rodziców zapaliło się światło.

- Karol, to ty? - usłyszał zza drzwi głos matki i zamarł w oczekiwaniu na kolejną awanturę.

Czas spędzany z Marcelem na słuchaniu płyt i oglądaniu zdjęć w zachodnich czasopismach, upływał tak szybko i przyjemnie, że Karol pewnie nadal by u niego siedział, gdyby nie to, że do domu wrócił trener, co przypomniało mu o prawdziwym celu tej wizyty. Kiedy zaś tylko zorientował się, jak późna zrobiła się godzina, speszył się i postanowił jak najszybciej wrócić do siebie.

Teraz był już pewien, że nie uda mu się uniknąć pretensji matki, ale pomyślał, że nowa przyjaźń, mimo wszystko, była tego warta.

- Dziecko moje kochane, jesteś nareszcie! - powiedziała matka, wychodząc z sypialni.

- Chodź tu, synku, chcę cię przytulić - wyciągnęła do Karola obie ręce, a on, zaskoczony tym nagłym przypływem czułości, zrobił krok w jej kierunku.

- Gdzie byłeś tak długo? - zapytała łagodnie, całując go w czoło i czochrając po włosach.

- Przepraszam, mamo, po prostu zasiedziałem się u kolegi. Coś się stało? - zapytał.

- Nic, martwiłam się o ciebie, to wszystko - powiedziała, wypuszczając go wreszcie z objęć.

- Chodzą słuchy, że coś złego dzieje się w mieście. Podobno grasuje jakiś nożownik. Pani Stasia z pierwszego piętra mówiła dziś, że o mało co nie zabił jej znajomej, zupełnie bez powodu. Tak długo nie wracałeś, bałam się, że coś ci się stało - wytłumaczyła, nieco zawstydzona własną nadopiekuńczością.

- No, ale na szczęście już jesteś, cały zdrowy! Idź spać - dodała, po czym ucałowała go w czoło raz jeszcze i skierowała się w stronę sypialni.

Karol stał w miejscu i patrzył za nią.

- Mamo... - zawołał cicho, a ona zatrzymała się w drzwiach i odwróciła głowę.

- Przepraszam. To się więcej nie powtórzy, obiecuję - powiedział, przez ściśnięte gardło, a matka uśmiechnęła się do niego.

26 IX 1964 r., Kraków, Komenda Miejska MO

Starszy sierżant Pełczyński skończył właśnie pisać kolejny raport dla kapitana Wiśni. Odłożył papiery na bok i popatrzył na zegarek. Było późno, ale on nie spieszył się do domu. Widział, że i tak nie uda mu się spokojnie odpocząć.

Mimo podjętych przez niego wysiłków od ostatniej rozmowy z kapitanem śledztwo nie ruszyło z miejsca ani krok.

Zgodnie z odgórnym zaleceniem dobrał sobie trzech współpracowników, wśród najlepszych funkcjonariuszy. Wszyscy czterej pracowali wytrwale, sprawdzając akta kryminalistów, którzy ostatnio zakończyli odsiadywać wyroki, jednak żaden z nich nie pasował do profilu sprawcy.

Pełczyński, który zawsze był posłuszny wobec przełożonych, wypełniał skrupulatnie rozkazy kapitana, chociaż w głębi serca jego decyzje wzbudziły w nim sprzeciw.
Wciąż był przekonany o tym, że jedynie zamieszczenie komunikatu prasowego mogłoby w obecnej sytuacji przynieść rezultaty. Kapitan jednak nadal nie chciał się na to zgodzić, twierdząc uparcie, że to tylko skomplikuje sprawę jeszcze bardziej.

- Wygląda na to, że nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać na kolejny atak. A ludzie i tak się dowiedzą i zaczną gadać - powiedział sam do siebie Pełczyński.

Myśl o tym, że jest bezsilny, nie dawała mu spokoju. Wstał z krzesła i sięgnął po płaszcz.

29 IX 1964 r., Kraków, ul. Manifestu Lipcowego, DOM "SOKOŁA"

Lekcje tego dnia skończyły się wcześniej, w związku z tym Karol postanowił zboczyć nieco z drogi do domu i wstąpić na chwilę na strzelnicę. Miał przy sobie podpisaną przez trenera zgodę na udział w dodatkowych zajęciach i chciał ją przekazać Malinowskiemu.

Wszedł do budynku i podszedł prosto do portierni.

- Dzień dobry, czy zastałem kogoś z sekcji strzeleckiej? - zapytał woźnego.

- Był Malinowski, ale rozminęliście się. Wyszedł jakieś pięć minut temu - usłyszał w odpowiedzi.

- Aj, to szkoda. Nie mówił kiedy wróci? - zapytał Karol, nie kryjąc rozczarowania.

- Nie, ale zerknij na tablicę ogłoszeń. Zanim wyszedł, wywiesił na niej jakąś listę z nazwiskami. Chyba chodzi o zawodników, którzy zakwalifikowali się do eliminacji - odpowiedział woźny.

(Ciąg dalszy jutro)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski