Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

25 V 1965 r., Kraków, mieszkanie przy ul. Meiselsa

Koniec
- Lolek, już ósma, wstawaj - powiedział łagodnie ojciec, uchylając drzwi do sypialni Karola.

Marta Szreder: LOLO (odc. 56)

- Dziś wyniki egzaminów, nie jesteś ciekaw, jak ci poszło? - zapytał widząc, że syn tylko przeciągnął się leniwie.

- Pewnie jeszcze nie wywiesili... - odpowiedział Karol, otwierając półprzytomne oczy.

- Zobacz, jaki piękny dziś dzień! - ojciec podszedł do okna i otworzył je na oścież.

Rzeczywiście, mimo że był dopiero koniec maja, słońce grzało jak w środku upalnego lata. Karol wstał wreszcie i poszedł w stronę łazienki, a ojciec usiadł w fotelu.

Był bardzo ciekaw ocen, jakie Karolowi udało się uzyskać na maturze i najchętniej udał by się wraz z nim pod szkołę, by przekonać się o tym jak najszybciej, jednak nie chciał zawstydzać syna. Wziął sobie do serca słowa, które kiedyś od niego usłyszał. Były to słowa bolesne, ale dzięki nim dostrzegł wreszcie, że Karol z dziecka niepostrzeżenie zmienił się w młodego mężczyznę. Zdał przecież właśnie egzamin dojrzałości. Już dawno postanowił wynagrodzić Karolowi swój wcześniejszy brak zainteresowania i w tym ważnym dla niego dniu sprawić mu wyjątkowy prezent. Z wrodzoną sobie konsekwencją zbierał więc od wielu tygodni pieniądze i w końcu kupił piękny garnitur, najdroższy, jaki mieli w sklepie. Teraz czekał, aż Karol wyjdzie z domu, by móc zostawić go w jego pokoju. Chciał, żeby chłopak miał niespodziankę, kiedy wróci. Wiedział, że żona zapewne urządzi awanturę o tak duży wydatek, jednak dziś, po raz pierwszy w życiu, wcale się tym nie przejmował.

25 V 1965 r., Kraków, ul. Loretańska

Dochodziła dziewiąta rano, kiedy nieoznakowana milicyjna nyska zaparkowała nieopodal Technikum Energetycznego. Siedzący obok kierowcy Pełczyński, z niecierpliwością wypatrywał znajomej sylwetki, pomiędzy zbierającymi się coraz liczniej pod budynkiem szkoły uczniami.

Dzięki zeznaniom Franciszki W., która rozpoznała w Karolu K. młodzieńca, który z taką troskliwością pomagał jej zbierać rozsypane na chodniku zakupy, śledczy uznali go oficjalnie za podejrzanego. Zgodnie z odgórnymi wytycznymi, pozwolono mu zdać maturę, jednak do tego momentu każdy jego krok był obserwowany przez funkcjonariuszy w cywilu. Tak było i dziś.

25 V 1965 r., Kraków, mieszkanie przy ulicy Meiselsa

Karol wreszcie zamknął za sobą drzwi, a ojciec wstał z fotela. Wyjął z szafy garnitur i zaniósł go do pokoju syna. Zgodnie z przewidywaniami, nie musiał długo czekać na reakcję żony.

- Chyba oszalałeś do reszty! Nie wiadomo nawet, czy zdał, a ty już szastasz pieniędzmi! - zaczęła zalewać go pretensjami.

- Zamilcz kobieto. Na pewno zdał i to na piątki - powiedział spokojnie i stanowczo, a ona faktycznie uciszyła się, zaskoczona.

- Będzie jak znalazł na bal maturalny. Zasłużył.

- Ale przecież... - zaczęła protestować, wciąż jednak nieco zbita z pantałyku.

- To nasz jedyny syn. Chcę, żeby się dobrze prezentował, wkraczając w dorosłe życie - rzekł ojciec, uśmiechając się do siebie w duchu, na widok jej zdezorientowanej miny.
Kobieta otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale przerwał jej dzwonek u drzwi. Rodzice spojrzeli po sobie zaskoczeni.

- Może to Karol już wraca. Może zapomniał kluczy - powiedział ojciec spokojnie, chociaż gdzieś w środku poczuł dziwnie nieprzyjemne ukłucie. Ruszył do przedpokoju i otworzył.

- Coś się stało, panie władzo? - zapytał stojącego w progu umundurowanego funkcjonariusza milicji.

25 V 1965 r., Kraków, ul. Loretańska

Pełczyński już z daleka rozpoznał dobrze znajomą postać wysokiego bruneta, który szedł właśnie chodnikiem, zmierzając w kierunku budynku technikum.

Odczekał jeszcze moment, pozwalając chłopakowi przebić się przez tłum innych uczniów, stojących pod tablicą ogłoszeń. Dopiero kiedy Karol odnalazł swoje nazwisko na liście, dał znak towarzyszącym mu funkcjonariuszom i po chwili wszyscy wyszli na zalaną słońcem ulicę.

EPILOG

Materiał, którym dysponowali śledczy w sprawie Karola Kota, był niezwykle skąpy i gdyby nie to, że sam przyznał się do wszystkich zarzuconych mu czynów, udowodnienie mu winy byłoby bardzo trudne. On jednak konsekwentnie pogrążał sam siebie, zwłaszcza podczas wizji lokalnych, kiedy to odtwarzał ze szczegółami wszystkie swoje zbrodnie.

Po ciągnącym się przez ponad dwa lata procesie i sprzecznych opiniach psychiatrów Karol Kot został skazany na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano w dniu 16 maja 1968 roku.

"Kot urodził się na nieszczęście ludzi, na swoje własne oraz swoich bliskich" - Zygmunt Pietkiewicz, prokurator.

(Koniec)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski