Skaczemy od obrazu do obrazu. Tu Andrzej Wróblewski, tam Rafał Bujnowski. Tu Jadwiga Maziarska, tam Łukasz Stokłosa. Tu Jurry, tam Monika Chlebek. Wystarczy skupić wzrok na wybranym obrazie, by się do niego wirtualnie zbliżyć. By wyświetliły się informacje o dziele, z którym mamy do czynienia.
To oczywiście wystawa-ciekawostka. Trik na jubileusz. Zgrywa ciekawa i zabawna, pokazująca całą rozpiętość zainteresowań Jana Michalskiego i Marty Tarabuły, prowadzących Zderzak. W ciągu 30 lat było to miejsce debiutów niezwykłych artystycznych osobowości, jak odnoszący dziś solowe sukcesy w Polsce i na świecie członkowie Grupy Ładnie - Wilhelm Sasnal, Marcin Maciejowski, Rafał Bujnowski, a z młodszych - Monika Szwed czy Łukasz Stokłosa.
To oni przecież w znacznym stopniu wykreowali modę na malarstwo Andrzeja Wróblewskiego, a także przywrócili pamięć o Jurrym. Ale to także galernicy, którzy w polskim życiu galeryjnym celowo ostentacyjnie wręcz zabierają osobny głos, jakby w kontrze do tego, co modne w Warszawie. Stanowią ciekawą, czasem wręcz ekstrawagancką przeciwwagę.
Z kolei w Galerii Nowohuckiego Centrum Kultury czeka wystawa Janusza Tarabuły. To jedna z trzech wystaw, przygotowanych przez Akademię Sztuk Pięknych, Agencję Artystyczną GAP i Nowohuckie Centrum Kultury jako uzupełniające się wzajemnie opowieści o artyście, ale też o jego czasach - Grupie Krakowskiej i kontekście nowohuckim.
Prace w białej przestrzeni, będącej bardzo czystą i nieinwazyjną ramą, a także sposób powieszenia obrazów - równo i rytmicznie - wyjaskrawiają siłę tych dzieł, ich materialną chropowatość, zarówno w warstwie grubo kładzionej farby, jak i „bieda-przedmiocie”. Widać ich nieprzystawalność do reguł panujących tak w czasach powstania Grupy Krakowskiej i Grupy Nowohuckiej - jak i dziś. Przynajmniej tak się wydaje. Bo te prace nie tracą nic z siły swego oddziaływania. Wciąż można je czytać jako rodzaj sprzeciwu na to, co zastane, ale i wyrywanie sztuki z okowów konwencji. I to wszystko na wystawie jest odczuwalne.
Galeria Scenografii (ul. Gołębia 4 w Krakowie) pokazuje z kolei projekty teatralne i malarskie Jerzego Kałuckiego. Tego artystę kojarzymy z geometrycznymi abstrakcjami; z projektami scenicznymi - już niekoniecznie. A szkoda. Bo na wystawie zobaczymy projekty kostiumów oraz scenograficznych scen. Wiele z nich utrzymanych jest w typowej dla Kałuckiego stylistyce, okrawającej do niezbędnego minimum szczegóły. Grającego geometryczną formą. I te wydają się najciekawsze.
Takie wystawy to zawsze rodzaj artarcheologii. Ekspozycja nie jest tu szczególnie nowatorska, nie ma gier z teatralną formą, nie ma puszczania oka do widza. Niemniej jest spora dawka sztuki na wysokim poziomie. Choć ciekaw jestem, czy np. te nieraz wręcz tradycyjne, historyczne kostiumy zachwycać będą bardziej niż abstrakcyjne, minimalistyczne prace Jerzego Kałuckiego. Moim zdaniem te drugie są dużo ciekawsze. I dobrze, że też znalazły się na wystawie.
A w Otwartej Pracowni (ul. Dietla 11 w Krakowie) zobaczymy „Common Life” Beaty Stankiewicz. To malarstwo ciemne i ciężkie. Gęsto tu od przedmiotów i ludzkich uczuć. Bo w istocie wspólne życie to zabudowywanie kadru codzienności swoją wspólnotowością. I o tym (chyba) jest ta wystawa.
Finisaż już 3 grudnia o godz. 19. Kto jeszcze nie widział - powinien zajrzeć. Bo to ciekawa propozycja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?