Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

5 X 1964 r., Kraków, ul. Siemiradzkiego, Komenda Miejska MO

Redakcja
Sierżant Pełczyński wyszedł z łazienki i ruszył korytarzem w kierunku stołówki. Była pora obiadowa. On sam nie był głodny, ale miał nadzieję spotkać tam szeregowego Mewę. Dostrzegł go siedzącego za stołem, nad parującą miską pierogów.

Marta Szreder: LOLO (odc. 44)

- I jak, mamy już gotowy ten portret? - zapytał, dosiadając się bez pytania do podwładnego, a Mewa wciąż przeżuwając, pokiwał skwapliwie głową, po czym podał sierżantowi jasnobłękitną tekturową teczkę.

Chodziło o portret pamięciowy mężczyzny, rzekomo widzianego w okolicy jednego z miejsc zbrodni. Obywatelka, która zgłosiła się z tą informacją, była przekonana, że to właśnie ten człowiek był sprawcą całego zamieszania.

Pełczyński otworzył teczkę i popatrzył na odręcznie wykonany rysunek, przedstawiający popiersie mężczyzny w średnim wieku, o groźnie wyglądającej twarzy, oczach szaleńca i zmierzwionych włosach.

- To jest zupełnie bez sensu - pomyślał, od razu zauważając, że obraz ten był zupełnie różny od portretu pamięciowego wykonanego dnia poprzedniego, na podstawie zeznań innego, domniemanego świadka.

Dla pewności położył oba rysunki obok siebie i jeszcze raz je porównał. Tak, nie ulegało wątpliwości, że przedstawiały dwie, w żaden sposób nieprzypominające siebie nawzajem i być może w ogóle nie istniejące osoby.

Pełczyński westchnął z rezygnacją. Cała nadzieja, którą wiązał z apelem do społeczeństwa, z każdym kolejnym dniem ustępowała narastającemu zwątpieniu.

- Może faktycznie zamieszczanie komunikatu to był błąd, może kapitan Wiśnia miał rację - myślał intensywnie.

Niestety, chociaż odzew ze strony mieszkańców był duży, do Pełczyńskiego zaczęło docierać, że niektórzy ludzie tylko utrudniali śledztwo, wykorzystując całą sytuację do załatwienia spraw osobistych, takich jak na przykład zemsta na nielubianych sąsiadach lub po prostu próba dokuczenia komuś nieżyczliwemu. Zgłaszały się też osoby najwyraźniej niezrównoważone psychicznie, opowiadające najdziwniejsze historie i zmieniające co chwilę wersje wydarzeń. Mimo to każdy z tych donosów, również tych anonimowych, których było najwięcej, wymagał osobnej analizy oraz poważnego potraktowania. Angażowało to siły wielu funkcjonariuszy, pracujących dzień i noc bez wytchnienia i bez pewności, że ich wysiłek nie okaże się daremny. W dodatku brak jakichkolwiek śladów na miejscu zbrodni również nie zapowiadał sukcesu...

- Zupełnie niepodobny! - skomentował nagle szeregowy Mewa, zerkając na dwa, wciąż leżące na stole portrety pamięciowe.

Pełczyński popatrzył na rumianą, nieco bezmyślną twarz podwładnego.

- Tyle Mewa, to sam zdążyłem zauważyć. Ślepy nie jestem - powiedział wyrwany z rozmyślań sierżant, po czym wstał z krzesła.

Ostatnia nadzieja była we Franciszce W., drugiej z poszkodowanych kobiet, która nadal przebywała w szpitalu. Pełczyński postanowił sprawdzić, czy kobieta nie odzyskała przytomności.

7 X 1964 r., Kraków, ul. Loretańska, Technikum Energetyczne

Karol wiedział, że właśnie dziś nadszedł czas, by ponieść konsekwencje swoich czynów, ale mimo to teraz, kiedy tak stał sam, na pustym szkolnym korytarzu, jakoś wcale się tym nie przejmował.
Podszedł blisko drzwi pokoju nauczycielskiego i przyłożył do nich ucho. Były wprawdzie dosyć grube i solidne, ale i tak mógł usłyszeć strzępy odbywającej się właśnie wewnątrz rozmowy.

Właściwie to słyszał głównie pannę Szewczyk, która charakterystycznym, obelżywym i podniesionym tonem wykrzykiwała coś o dyscyplinie, porządku, wartościach i dobrym wychowaniu. Natomiast w krótkich przerwach, które robiła, by zaczerpnąć powietrza, dało się usłyszeć spokojny i cichy głos ojca, próbujący nieśmiało wtrącić coś od siebie.

Karol poczuł, jak krew zawrzała mu żyłach. Po jakimś czasie głosy zaczęły zbliżać się do niego, odsunął się więc od drzwi, a te po chwili otworzyły się i w progu ukazał się ojciec. Mężczyzna, wciąż przepraszając, wyszedł na korytarz, a panna Szewczyk została w gabinecie, obrzucając go na pożegnanie dumnym i wciąż wściekłym spojrzeniem.

Karol zacisnął pięści i nie mówiąc ani słowa, ruszył szybkim krokiem w stronę schodów. Czuł, że będzie lepiej dla wszystkich, jeśli jak najszybciej opuści budynek.

- Ej, poczekaj! Dokąd to ci się tak śpieszy? - zawołał za nim ojciec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski