MKTG SR - pasek na kartach artykułów

6 IX 1964 r., Kraków, Technikum Energetyczne, ul. Loretańska

Ciąg dalszy w poniedziałek
Po dzwonku na przerwę, pusty i cichy do tej pory dziedziniec zaczął zapełniać się uczniami. Był ciepły, jesienny dzień. Karol, który także chciał skorzystać z dopisującej jeszcze pogody, wyszedł właśnie z budynku i zatrzymał się na szczycie schodów prowadzących na podwórko. Próbował odnaleźć w tłumie Andrzeja, swojego kolegę z ławki.

Marta Szreder: LOLO

- Hej, Andrzej! - zawołał i ruszył w kierunku piegowatego, chudego blondyna.

- Zagramy w zośkę? - zaproponował, wyjmując z kieszeni małą, nicianą piłeczkę.

- Mam nową, jeszcze nieużywaną. Tamta zupełnie się rozpadła. Zobacz - zachęcał.

Andrzej spojrzał na niego ze znudzeniem.

- Nie chce mi się - odpowiedział.

- Ale dlaczego? Przecież zawsze gramy...

Andrzej tylko uśmiechnął się z pobłażaniem.

- W zośkę to grają pierwszaki. Wyrosłem z tego. Chodź, pokażę ci coś lepszego - powiedział z tajemniczą miną i pociągnął Karola za rękaw, po czym ruszyli razem za budynek szkoły. Po chwili stali już przed zejściem do piwnic, w których mieściły się dawne warsztaty, obecnie już nieużywane i służące jedynie jako miejsce do przechowywania niepotrzebnych sprzętów i narzędzi.

- Po co tam idziemy? - zapytał Karol.

- Zobaczysz. Tylko pamiętaj, nikomu pary z gęby - Andrzej upewnił się, czy nikt ich nie widzi i pchnął Karola w kierunku drzwi. Ruszyli schodami w dół, skąd dochodziły niezrozumiałe, tłumione pokrzykiwania, na przemian z odgłosami buczenia i wybuchów śmiechu.

Andrzej jednym skokiem pokonał ostatnie stopnie, pchnął następne drzwi i pewnym krokiem wszedł do pomieszczenia. Karol wszedł za nim, a zgromadzeni wokół starego, porzuconego stołu chłopcy zamilkli na chwilę, taksując go podejrzliwymi spojrzeniami. Karol rozpoznał wśród twarzy kilku uczniów ze starszych klas.

- Spokojnie, on jest ze mną - rzekł Andrzej, a chłopcy wrócili do przerwanej zabawy, nie zwracając już uwagi na obecność nowo przybyłych.

Zygmunt, który po raz drugi powtarzał trzecią klasę, siedział na drewnianym zydelku. Lewą dłoń miał rozpostartą na stole, a w prawej trzymał nóż. Reszta chłopaków stała nad nim w kręgu, w skupieniu obserwując, jak Zygmunt, coraz szybciej i szybciej, uderzał ostrzem noża w miejsca między palcami swojej lewej dłoni.

Jurek, którego Karol znał jeszcze ze szkoły podstawowej, stał tymczasem na czatach. Takie nieoficjalne zgromadzenia na terenie szkoły były zakazane, a przyłapanie przez kogoś z kadry nauczycielskiej groziło poważnymi konsekwencjami, tak więc Jurek raz po raz wspinał się na palce, obserwując przez okienko, czy nikt nieproszony nie nadchodzi.

Jakiś inny chłopak trzymał stoper i liczył czas, podczas gdy reszta dopingowała Zygmunta. Ten jednak szybko się poddał, co wywołało buczenie dezaprobaty wśród pozostałych.

- No, to kto następny? - zawołał chłopak ze stoperem, ale jakoś nikt się nie zgłaszał.

- Ja bym spróbował - odezwał się Andrzej.

- To zapraszam na stanowisko! - chłopak ze stoperem wskazał na zwolniony już przez Zygmunta zydelek. Andrzej usiadł. Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco.

- No dalej, pokaż nóż - powiedział chłopak ze stoperem.

- Nie mam. Możesz pożyczyć? - śmiała odpowiedź Andrzeja wywoła salwę śmiechu.

- Nie ma mowy. Znasz zasady, nie ma pożyczania!

- Ale dlaczego? - dopytywał się Andrzej i nie zrażony tym, że się z niego śmieją, śmiał się razem z nimi.
- Przyniesiesz swój to pogadamy - zakończył dyskusję chłopak ze stoperem.

W tym samym momencie Jurek gwizdnął przeciągle i wszyscy chłopcy zerwali się z miejsc, spłoszeni. Karol nie wiedział jeszcze, że był to umówiony sygnał ostrzegawczy.

- Ktoś idzie, ale nie wiem kto - wyszeptał Jurek, czując na sobie pytające spojrzenia chłopaków.

- Widziałem tylko buty - wytłumaczył się, wzruszając z zakłopotaniem ramionami. Chłopcy zgromadzili się przy drugim wyjściu, gotowi, by w razie czego ratować się ucieczką.

Drzwi otworzyły się i stanął w nich Janusz, dobrze zbudowany i przystojny chłopak z klasy maturalnej.

- Czołem, panowie! - zawołał wesoło, a reszta powitała go entuzjastycznie. Zachęcany przez kolegów, nie dał się długo prosić i zajął miejsce na zydelku. Karolowi tymczasem udało się podejść całkiem blisko i teraz patrzył zafascynowany, jak nóż Janusza bezbłędnie uderza między palcami jego dłoni, nabierając coraz większej, zawrotnej prędkości.

- Mistrz! - wołali chłopcy na przemian bijąc brawo i skandując imię Janusza.

Jedynie Karol nie wiwatował z innymi. Stał z boku i tylko przyglądał się.

(Ciąg dalszy w poniedziałek)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski