Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

87 tys. ubezwłasnowolnionych. Lawinowo przybywa wniosków o pozbawienie praw babć i dziadków

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
archiwum
Prawo. W ciągu zaledwie dekady podwoiła się w Polsce liczba osób ubezwłasnowolnionych, czyli pozbawionych prawa decydowania o sobie i swym majątku, z powodu choroby psychicznej, niedorozwoju umysłowego, alkoholizmu, narkomanii, a coraz częściej... starości. Jest ich już 87 tys.

W zeszłym roku do sądów wpłynęła rekordowa w historii liczba nowych wniosków (13,6 tys.). Większość z nich (prawie 9 tys.) została uwzględniona.

Ubezwłasnowolnieni umieszczani są zwykle przez rodziny w zamkniętych zakładach opiekuńczych bezterminowo, czyli najczęściej dożywotnio. Obrońcy praw człowieka od lat alarmują, że w świetle polskich przepisów osoba taka nie może prosić sądu o sprawdzenie, czy jej dalsze przetrzymywanie w ośrodku jest zasadne. Prowadzi to do bulwersujących sytuacji: w zeszłym roku media opisały m.in. historię inżyniera, który nie godził się na przekręty w swojej firmie i trafił na 8 lat do szpitala psychiatrycznego.

Zdaniem obrońców praw człowieka wiele podmiotów jest wręcz zainteresowanych trzymaniem ludzi w ośrodkach: rodziny (bo mogą dysponować majątkiem ubezwłasnowolnionego), ośrodki opieki (bo to źródło dochodów), biegli i sędziowie (bo nie chcą podważać swych wcześniejszych decyzji i „wiedzą lepiej”).

Dziś opisujemy historię 64-letniego mężczyzny z Krakowa, którego zamożna siostra z USA odnalazła w ośrodku leczenia uzależnień. Ubezwłasnowolnionego przez własnego syna.

Siostra chce brata w domu, syn woli trzymać go w DPS-ie

Ubezwłasnowolniony może być do końca życia przetrzymywany w odosobnieniu. Takie są przepis.

W 2012 roku 64-letni wówczas Jan imię zmienione - red.) został całkowicie ubezwłasnowolniony. Jego syn Grzegorz przekonał krakowski Sąd Okręgowy, że ojciec cierpi na chorobę alkoholową, a ponadto doznał urazu głowy, w wyniku którego „doszło do uszkodzenia mózgu, utraty kontaktu z rzeczywistością i agresywnych zachowań”.

Jana badały dwie biegłe - psychiatra i psycholog. Zaleciły ubezwłasnowolnienie. Oprócz nich i Grzegorza zeznawała jeszcze tylko jedna osoba: żona Jana. Poparła wniosek Grzegorza. Ten - decyzją sądu - został opiekunem prawnym Jana i... momentalnie złożył wniosek o umieszczenie ojca w zamkniętym ośrodku leczniczym.

O tych zdarzeniach nie mieli pojęcia inni krewni Jana, utrzymujący z nim częste kontakty: mieszkający w Polsce brat i kuzyn oraz przebywająca od lat w USA siostra Małgorzata. Grzegorz ani jego matka nie powiadomili ich o decyzjach sądu i aktualnym miejscu pobytu mężczyzny. - Zwodzili nas twierdząc np., że brat jest w szpitalu na rutynowych zabiegach - wspomina Małgorzata. Dziwne zniknięcie Jana coraz bardziej ją niepokoiło. Prawdę poznała dopiero wtedy, gdy jej syn zgłosił na policji zaginięcie.

Błyskawicznie przyleciała do Polski i odwiedziła brata w ośrodku. - Rozpaczliwie błagał, by go stamtąd zabrać - wspomina pełnomocnik Małgorzaty, znany krakowski prawnik, który rozmawiał też z personelem placówki opiekuńczej. - Usłyszeliśmy, że to świetny pacjent, nie sprawia poważniejszych problemów, jedynie fatalnie czuje się w towarzystwie innych pensjonariuszy - relacjonuje mecenas.

Twierdzi, że w trakcie tej rozmowy „kierownictwo ośrodka wyraziło wątpliwość, czy Jan powinien tam przebywać, ale jest to decyzja rodziny i sądu, i oni nie mogą z tym polemizować”.

Syn Małgorzaty ustalił, że Jan został zawieziony do ośrodka podstępem: - Grzegorz wmówił mu, że chodzi o trzydniowe badania. Jan w kółko podkreśla, że jest tam tylko na chwilę i zaraz wraca do domu - relacjonuje mecenas. Zdesperowany mężczyzna już raz uciekł do domu. - Syn z matką natychmiast wezwali policję, chociaż nie był agresywny - opisuje prawnik.

Dodaje, że ma „poważne wątpliwości w kwestii rzekomej choroby alkoholowej Jana” (personel nie zauważył, by „miał ochotę wypić”). Ustalił też, że na długo przed wypadkiem relacje Jana z żoną były złe, co „mogło wpłynąć na jej postawę w sprawie o ubezwłasnowolnienie”.

Eldorado zamiast piekła?

Małgorzata i jej syn są bardzo zamożni. Jak mówią - z miłości do najbliższej osoby, ale też zwykłej ludzkiej troski - postanowili zabrać Jana do swojego domu w USA i zapewnić mu tam najlepszą możliwą opiekę. Dzięki temu mężczyzna mógłby na co dzień przebywać w otoczeniu krewnych, a nie z obcymi, często półprzytomnymi i agresywnymi pensjonariuszami ośrodka, faszerowanymi przymusowo otumaniającymi lekami. Grzegorz początkowo zgodził się „odstąpić” Małgorzacie opiekę nad Janem, potem jednak zmienił zdanie. Teraz o tym, co dla Jana lepsze, ma zdecydować krakowski sąd. Grzegorz (który mieszka w domu ojca) wraz z matką upierają się, by zostało tak jak jest. Reszta rodziny stoi murem za Małgorzatą. W październiku 2012 roku, a więc dwa miesiące przed ubezwłasnowolnieniem Jana, zapadł wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka dotyczący łamania przez Polskę zakazu bezprawnego pozbawiania wolności.

Według ETPC procedura umieszczania ubezwłasnowolnionych w ośrodkach opiekuńczych (domach pomocy społecznej) w Polsce nie pozwala takim osobom „na dochodzenie sądowej kontroli legalności i zasadności pobytu w DPS”. W efekcie ludzie są trzymani w zamknięciu przez lata, często do śmierci. Nie mogą wystąpić o zmianę decyzji sądu nawet wtedy, gdy ich stan zdrowia się poprawi. Może to zrobić tylko opiekun, co bywa sprzeczne z jego interesem.

Mimo wyroków i apeli organizacji praw człowieka, Sejm dotąd nie zmienił nieludzkiego prawa. W grudniu zeszłego roku RPO zaskarżył je do Trybunału Konstytucyjnego.

11 lat w szpitalu psychiatrycznym. Niesłusznie

- W Polsce jest w tej chwili aż 74,5 tys. osób całkowicie i 12,4 tys. częściowo ubezwłasnowolnionych. Od początku stulecia liczba ta wzrosła trzykrotnie. W ostatnim roku PRL (1989 r.) mieliśmy 22 tys. całkowicie i 5,3 tys. częściowo ubezwłasnowolnionych.

- W zeszłym roku było aż 13,6 tys. nowych wniosków o ubezwłasnowolnienie, o 40 proc. więcej niż pięć lat temu. Sądy rozpatrują je przeważnie pozytywnie.

- Wnioski dotyczą coraz częściej osób starszych. Rodziny tłumaczą to „ochroną bliskich przed oszustami i naciągaczami”. Babcie i dziadkowie padają bowiem ofiarą „metody na wnuczka” oraz agresywnych akwizytorów i przedstawicieli różnych firm (telefonia komórkowa, telewizja, prąd).

- Obrońcy praw człowieka ujawniają wiele nadużyć. W zeszłym roku głośna była sprawa inż. Krystiana Brolla, który osiem lat temu złożył w prokuraturze doniesienie na nieuczciwego inwestora. Wkrótce potem dostał z sądu wezwanie na badanie psychiatryczne i… spędził na oddziale zamkniętym osiem lat. Stracił zdrowie, rodzinę, majątek i dobre imię. Rzecznik praw obywatelskich wyciągnął go w wieku 72 lat.

Jeszcze dłużej, bo 11 lat, spędził w zakładzie zamkniętym katowiczanin Feliks Meszka. Powód? „Groził sąsiadom”. Na wniosek RPO sąd uznał, że umieszczenie mężczyzny w szpitalu bez jego zgody odbyło się z naruszeniem prawa. „Pacjent”, który był m.in. przypinany pasami do łóżka i faszerowany psychotropami, wrócił do domu w wieku 78 lat.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski