Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A wasz ojciec to on, wiecie, żyje?

Leszek Mazan
Po długiej walce z samym sobą cesarz Franciszek Józef I łaskawie zezwolił, by po raz pierwszy w dziejach Habsburgów jeden z członków Domu Panującego, arcyksiążę Karol (przyszły cesarz Karol I), mógł uczęszczać (1900-1906) do szkoły publicznej. Ściślej do wiedeńskiego, ekskluzywnego Gimnazjum Szkockiego.

Matury jednak już tam zadawać nie mógł; jakże to, przed przyszłymi poddanymi? Wprawdzie lojalność wobec Tronu ciała pedagogicznego Gimnazjum Szkockiego była dokładnie sprawdzona, ale jak wiadomo ostrożność jest matką mądrości…

W przeszło 200-letniej historii matur i egzaminów wstępnych na uczelnie niewielu abiturientów otrzymywało od losu podobne fawory. Aliści zdarzało się, że komisja egzaminacyjna była bardziej zdenerwowana od zdającego. W czasach słusznie minionych opowiadano sobie o dostojniku, który - spuszczony nagle po brzytwie z Komitetu Centralnego na stanowisko ambasadora - musiał zdać egzamin z angielskiego. - Towarzyszu, wystarczą nam trzy słowa. No? No? - kłaniał się szef komisji. - Metro! - wykrzyknęła triumfalnie ekscelencja in spe. - Świetnie! Jeszcze dwa... - Goldwyn! - Znakomicie! Jeszcze jedno… - Yyyyyyyyyy! - zaryczał kręcąc głową dostojnik, przypominając sobie lwa z czołówki amerykańskiej wytwórni filmowej Metro-Goldwyn-Mayer. Ale bywało i tak, że geniusz abiturienta wprawiał komisję egzaminacyjną w zachwyt. W latach 50. ub. wieku, w powieści Hanny Ożogowskiej „Na Karolewskiej” łódzki uczeń wpatruje się w obraz: „W gimnazjum w Symbirsku zdaje maturę Włodzimierz Iljicz Uljanow Lenin”. A zdaje tak, że komisja znosi jajka z podziwu. W latach stalinowskich pomaturalne komisje rekrutacyjne kandydatów na studia musiały być bardziej podejrzliwe. Przed taką stanął mój przyjaciel Tadeusz Szczepanek, ubiegający się o indeks UJ, późniejszy szef Muzeum Tatrzańskiego.

- A wasz ojciec, Szczepanek, to on, wiecie, żyje? - spytał podstępnie towarzysz przewodniczący.
- Nie żyje.
- Bardzo dobrze! A dlaczego nie żyje?
- Miał gruźlicę.
- Doskonale! Umarł za sanacji czy za władzy ludowej?
- Już za ludowej.
- O, to źle. A kim on, wiecie, był?
- Szewcem.
- Dobrze, bardzo dobrze. Pracował u wyzyskiwacza-kapitalisty?
- No… Miał swój warsztat.
- Źle, Szczepanek, źle… W centrum czy na przedmieściu?
- Na przedmieściu.
- To już lepiej.

Prawdziwą huśtawkę nastrojów maturalnych przeżył w latach 50. człowiek o nieskazitelnym pochodzeniu (Półwsie Zwierzynieckie, ojciec woźny magistracki), późniejszy redaktor naczelny „Przekroju” Mieczysław Czuma, uczeń sławnego Liceum Nowodworskiego. Przedwojenne w dużej części ciało pedagogiczne „Nowodworka” ominęły jakimś cudem poważniejsze czystki polityczne. Do takich należał właśnie nauczyciel fizyki prof. Tadeusz Strojny, u którego na egzaminie z fizyki (maturę zdawało się ze wszystkich kilkunastu przedmiotów, codziennie z innego) Czuma wylosował pytanie: „Leninowska koncepcja »Komunizm = władza rad plus elektryfikacja«”. Szczęśliwy (fizyki nie znosił) pokazał karteczkę staremu profesorowi, który z westchnieniem pokręcił głową: - No dobrze… Ale będzie jeszcze lepiej, gdy wytłumaczysz mi zjawisko powstawania strat przy przesyłaniu energii elektrycznej na duże odległości…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski