Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A zwierzęta trzeba nakarmić...

Barbara Ciryt
Grzegorz Płażek, producent trzody chlewnej ma też swoje pasje związane ze zwierzętami - to hodowla i jazda konna
Grzegorz Płażek, producent trzody chlewnej ma też swoje pasje związane ze zwierzętami - to hodowla i jazda konna Barbara Ciryt
Muniakowice. Sprowadzanie mięsa zza granicy jest jak podkładanie świni rodzimym hodowcom tuczników. Ceny w skupach spadły już znacznie poniżej kosztów produkcji. Tymczasem nierentownej działalności rolniczej nie da się wstrzymać z dnia na dzień.

Hodowcy trzody chlewnej wstrzymują sprzedaż mięsa. Chcą przeczekać trudny czas, bo nie mają z czego dokładać do nierentownej produkcji.

Grzegorz Płażek, hodowca tuczników z Muniakowic w gminie Słomniki, codziennie długie godziny poświęca na pracę przy swoich zwierzętach. A gdy liczy koszty produkcji trzody chlewnej, to swojej pracy nie bierze pod uwagę. Z żalem spogląda na boksy, w których ma obecnie około 70 świń. W jednaj zagrodzie całkiem małe prosięta i warchlaki, w drugiej dorosłe tuczniki, przygotowane na zbyt.

- Wstrzymuje sprzedaż, bo się nie opłaci. Na skupie w Łętkowicach, niedaleko od mojej wioski, za kilogram żywej wagi płacą 3,70 zł do 3,95 zł. To znacznie poniżej kosztów produkcji - mówi hodowca. A cena i tak jest wyższa niż w innych skupach, bo w Małopolskiej Izbie Rolniczej dane z minionego tygodnia to nawet 3,30 zł za kilogram.

Mimo takiego marazmu rolnicy nie mogą wstrzymać działalności, bo jak mówią, to nie fabryka, w której maszyny można wyłączyć. Tutaj w zagrodach są żywe zwierzęta, trzeba o nie dbać, karmić jak dotychczas, jakby nic się nie zmieniło. Tylko na zarobek się nie zanosi. Mało tego, tu i ówdzie w oborze rodzą się małe prosiątka. U Płażka w Muniakowicach też jest maciora w ciąży. Wkrótce będą kolejne zwierzęta do wykarmienia. Rolnik włącza śrutownik, miele zboże, przygotowuje paszę, wodę dla zwierząt, wyrzuca obornik, czyści zagrody.

Gdy chce odpocząć od pracy, wsiada na konia i jeździ dla rekreacji. Teraz ma trzy konie i źrebaka. Przemierzając podwórko zagląda do stajni, żeby pogłaskać któregoś z pupili. Planował, że te konie uda się utrzymać z hodowli trzody chlewnej. - Teraz już nie wiadomo, z czego utrzymywać gospodarstwo - mówi. Pracuje sam - żona znalazła zatrudnienie poza gospodarstwem, dzieci studiują.

Rolnik wylicza tylko podstawowe koszty, które trzeba ponieść, żeby wyhodować tucznika do sprzedaży. Małe prosię kosztuje 200 zł. Jego hodowla trwa około pół roku. W tym czasie zje zboża i paszy 350-450 kg - to wydatek do 250 zł - ponadto dwa worki koncentratu białkowego z witaminami, co kosztuje 150 zł. - Wszystko razem daje około 600 zł. A za tucznika na skupie płacą 513 zł - podsumowuje Grzegorz Płażek.

Przy tej hodowli nie liczy swojej pracy. - Mało tego. Nie policzyłem także wody, za którą też trzeba płacić, prądu, utrzymania budynków, amortyzacji maszyn, potrzebnych do przygotowywania paszy, ściółki, słomy, ubezpieczenia, wizyt weterynarza - wymienia.

Henryk Dankowiakowski, dyrektor biura Małopolskiej Izby Rolniczej szacuje, że same koszty produkcji trzody chlewnej to ponad 4 zł za kilogram. - Powyżej tej kwoty rolnik może myśleć o zarobku na swojej działalności, a od ponad pół roku nie ma o tym mowy - zaznacza.

Jeszcze pod koniec lata ubiegłego roku producenci tuczników dostawali 5 zł za kilogram mięsa. Potem cena spadła i nawet przed świętami Bożego Narodzenia nie podskoczyła, jak to bywało w innych latach.

Płażek produkuje rocznie 150 do 200 tuczników. W tym roku sprzedał 35. - Następną partię mam gotową, ale przy tak niskich cenach postanowiłem przeczekać ten trudny okres. Jednak problem w tym, że nie wiadomo jak długo. Świnie mogą przerosnąć i nie ma pewności, że za kilka tygodni, miesięcy będzie lepsza cena - wzrusza ramionami.

Podobnie jak inni rolnicy zastawania się, dlaczego do Polski trafiają tanie półtusze na przykład z Niemiec albo Dani. - Pytamy rządzących: Jak Duńczykom opłaca się produkować taniej i przywozić do nas? Może my coś źle robimy? Może mamy złe technologie? - zastanawia się hodowca. Na te pytania nikt nie odpowiada, a rolnicy podejrzewają, że w inne państwa europejskie dają swoim producentom trzody dopłaty eksportowe, i ci dzięki temu wychodzą "na swoje", a mięso po niższej cenie wysyłają za granicę.

Delegaci Małopolskiej Izby Rolniczej wskazują jasno, że w największych zakładach przetwórczych, jak np. Sokołów lub Dębica, większościowe udziały mają zagraniczni inwestorzy. - Nic dziwnego, że do produkcji wędlin i innych wyrobów sprowadzają mięso ze swoich państw - mówią.

Tymczasem polscy rolnicy ubolewają, że na krajowym rynku nie robi się szczegółowych analiz, ile i jakich towarów potrzeba, nie wyciąga się wniosków z tego, ile towaru jest wytwarzane w kraju, a ile sprowadzane. - A największy problem to fakt, że u nas nie preferuje się produktów polskich, rodzimych - mówi Grzegorz Płażek.

Kryzys w rolnictwie
Ryszard Czaicki, prezes Małopolskiej Izby Rolniczej w Krakowie
Przeprowadzona analiza warunków produkcyjnych w gospodarstwach rolnych potwierdza opinię o pogarszającej się sytuacji w rolnictwie. Ciągle spadające ceny zbóż, trzody chlewnej, mleka, owoców i warzyw powodują, że w wielu gospodarstwach pojawiła się groźba kryzysu ekonomicznego. Mało tego, dzisiaj rolnicy nie mogą swobodnie handlować swoim produktami lokalnymi. Nie mogą się z nimi przebić. W wielkich sieciach marketów są produkty sprowadzane z zagranicy, bo sieci te należą do zagranicznych inwestorów.

Paweł Augustyn, koordynator powstania Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego
Embargo rosyjskie dało mocno w kość rolnikom. A wewnątrz Unii jest ogromna konkurencja. Hodowcy trzody chlewnej, ale też producenci mleka, owoców, warzyw mają problemy, a minister Marek Sawicki, czeka, aż te problemy rozwiążą się same. Nie stara się w Brukseli o wsparcie dla producentów żywności, tak jak ministrowie innych krajów unijnych. Do nas przyjeżdżają produkty z całej Unii. Natomiast Czesi walczą o swój produkt.

Blokują sprowadzanie do siebie polskich towarów. Ich minister wydaje nawet instrukcje, jak to robić. Tymczasem przepisy unijne zabraniają tego. Gdy prosiliśmy ministra rolnictwa, żeby zareagował, wystąpił do Komisji Europejskiej, bo są łamane dyrektywy i powinny być nałożone kary, to powiedział wprost, że nie będzie tego robił. Minister nie broni interesów polskich rolników, nie ma nas kto reprezentować.

Jacek Soska, rolnik, radny Sejmiku Województwa Małopolskiego
Tracimy polskie rolnictwo, bo nie mamy reprezentantów, którzy upomnieliby się w Europie o rolników. Delegacje przyjeżdżające zza granicy mówią nam: ratujcie swoje rolnictwo. Tymczasem my już nie mamy co ratować, wszystko upada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski