Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam jest coraz groźniejszy

Redakcja
Simon Ammann prezentuje złoty medal ze skoczni normalnej wśród kanadyjskich kibiców w Whistler Fot. PAP/EPA/Alessandro Della Bella
Simon Ammann prezentuje złoty medal ze skoczni normalnej wśród kanadyjskich kibiców w Whistler Fot. PAP/EPA/Alessandro Della Bella
SIMON AMMANN. "Dziennik Polski" rozmawia z trzykrotnym złotym medalistą olimpijskim w skokach narciarskich

Simon Ammann prezentuje złoty medal ze skoczni normalnej wśród kanadyjskich kibiców w Whistler Fot. PAP/EPA/Alessandro Della Bella

Podobno długo świętował Pan zdobycie złotego medalu? - pytamy w Whistler Szwajcara Simona Ammanna.

- Nie przeczę, trochę świętowałem. Ale nie za wiele, bo my sportowcy mamy tutaj na igrzyskach swoje obowiązki. I trudno wykroić czas dla siebie. Trochę miałem go po południu, kiedy wróciłem do wioski, a później około północy. I wówczas z przyjaciółmi mogliśmy trochę świętować. A rano musiałem wcześnie wstać, bo byłem umówiony na wywiady. Cieszę się, że między konkursami indywidualnymi jest tydzień przerwy.

W najbliższą sobotę może Pan sięgnąć po czwarty złoty medal olimpijski. To byłaby kolejna okazja do świętowania...

- Spokojnie, konkurs dopiero przed nami. Ja oczywiście będę chciał iść za ciosem. Podczas takich zawodów jak igrzyska czy mistrzostwa świata trzeba być maksymalnie skoncentrowanym. I także na treningach. Dobrze rozpocząłem je na dużej skoczni w Whistler. Trzeba na rywalach zrobić wrażenie długimi skokami.

Jak się Panu skacze na dużym obiekcie?

- Skocznia jest nowoczesna. Ale przestawienie ze skoczni normalnej na dużą nie jest takie proste. Są na niej znacznie większe prędkości, dlatego w pierwszych skokach starałem się przystosować do tego. Cieszy mnie, że mam dobre prędkości na progu, bo to zazwyczaj przekłada się na długi skok. Mam jeszcze kilka drobiazgów do poprawienia, ale jestem optymistą i moja forma w sobotę powinna być wysoka.

Fachowcy mówią, że walka o medale rozegra się znowu między Panem, Małyszem i Schlierenzauerem. Pan też tak uważa?

- To jest wielce prawdopodobne. Schlierenzauer w całym sezonie skacze świetnie, coraz groźniejszy jest Adam, który nagle złapał wysoką formę. Nabrał pewności siebie. Kiedy forma jest ustabilizowana, wpływa to pozytywnie na psychikę. Myślę, że powinniśmy z Adamem grać także główne role w konkursie na dużej skoczni. Ale swoje trzy grosze mogą wtrącić również inni zawodnicy, myślę tutaj w pierwszym rzędzie o Norwegach zwłaszcza Jacobsenie, także o Słoweńcu Kranjcu. Oni mogą być groźni. Zobaczymy jak na zawodników czołówki wpłynie przerwa między konkursami, bo treningi to jednak zupełnie coś innego.

W razie zdobycia kolejnego złota wyprzedzi Pan w klasyfikacji wszech czasów igrzysk olimpijskich Jensa Weissfloga, a przed Panem pozostanie tylko Fin Matti Nykaenen.

- Tak wiem o tym. Ale staram się o tym nie myśleć, nie zaprzątać sobie tym głowy. Sympatycznie jest to sobie uzmysłowić, ale igrzyska to nie najlepszy czas na takie rozważania. To może zdekoncentrować. Mnie najbardziej cieszy, że mamy w naszej szwajcarskiej ekipie świetną atmosferę

Czy po złocie na skoczni normalnej łatwiej Panu będzie o sukces na dużym obiekcie?

- Pierwszy konkurs był na pewno dla mnie dużym wyzwaniem. Teraz jestem spokojny, bo mam już jedno złoto. Mogę skakać na większym luzie. Ale nie wolno mi nie doceniać rywali. Zapewne wszyscy zawodnicy będą w sobotę maksymalnie skoncentrowani, bo wiedzą, że jest to ich ostatnia szansa w zawodach indywidualnych. To jest dla mnie korzystne.
Który ze złotych medali zdobytych w Salt Lake City i teraz w Whistler daje Panu więcej satysfakcji? Który był dla Pana zaskoczeniem?

- Te medale nie zaskoczyły mnie. Do Salt Lake City jechałem wprawdzie po kontuzji, ale czułem, że jestem w wysokiej formie. Niespodzianką może było to, że wygrałem już pierwszy konkurs na skoczni normalnej. Potem byłem na fali i na dużym obiekcie wykorzystałem swoją kolejną szansę. Teraz jest zupełnie inna sytuacja, przyjechałem tutaj w roli jednego z głównych faworytów.

A co Pana bardziej zaskoczyło - wywalczony w sobotę po ośmiu latach złoty medal czy srebro Adama Małysza zdobyte także po tak długim okresie?

- Od konkursu w Klingenthal wiedziałem, że z Adamem trzeba się będzie liczyć na igrzyskach. To mnie dodatkowo mobilizowało do pracy. Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy, że w sobotę mogłem stać na podium między dwoma świetnymi skoczkami jakimi są Adam Małysz i Gregor Schlierenzauer. Uważam, że te zawody rozgrywane w równych dla wszystkich warunkach stały na bardzo wysokim poziomie. Mogę być dumny ze zwycięstwa. A co do Adama, osiem lat temu stawaliśmy dwukrotnie na podium w Salt Lake City. Często rozmawiam z Adamem, powiedział mi ostatnio, że im jest starszy, tym musi więcej trenować, by dorównać młodszym skoczkom. Jestem pełen podziwu dla niego. Na początku tego sezonu nie szło mu, ale teraz prezentuje się świetnie. Potrafią to tylko wybitni sportowcy. Myślę, że ważną rolę odgrywa doświadczenie, Adam i ja mamy za sobą długą karierę sportową. A poza tym Ameryka Północna jest dla nas szczęśliwa.

Rozmawiał Andrzej Stanowski, Whistler

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski