MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Adwentowe nastroje

Redakcja

Nie będę ani trochę oryginalny podejmując, jak od kilku lat o tej porze czyni to liczne grono zatroskanych o polską tradycję świąteczną, temat dekorowania placów i ulic polskich miast, sklepów i witryn sklepowych ozdobami kojarzącymi się mojemu pokoleniu z klimatem świąt Bożego Narodzenia. Nie chcę też pisać o dziwacznym skrzacie w czerwonym kubraku i mycy na głowie jeżdżącym saniami zaprzężonymi w renifery i ponoć mieszkającym gdzieś w Laponii, nazywanym, nie wiedzieć czemu, Mikołajem. Niektórzy dodają mu jeszcze przydomek: święty.
Bezsilnie zirytowany ustrojonymi choinkami i płynącymi z głośników kolędami polskimi i anglosaskimi - a dzieje się to w połowie listopada - uciekam czym prędzej z hipermarketów, desperacko walcząc w ten sposób o ocalenie czaru wigilijnego wieczoru, kiedy wraz z dostrzeżoną pierwszą gwiazdką na niebie rozświetlały się okna naszych mieszkań i domów kolorowymi światłami choinek.
To wszystko corocznie ożywa pod piórami obrońców polskiego Bożego Narodzenia. Ale tym razem chciałbym, świadom beznadziejności walki z marketingowymi kreatorami naszej przestrzeni, zaproponować coś, co być może sprawi, że wilk będzie syty i owca cała.
W przedświątecznym okresie polecam weekendowy wypad do Wiednia i spacer po ulicach centrum stolicy. Tam także przybierają one niecodzienny wygląd. Bajkowy kiermasz świąteczny wokół wiedeńskiego ratusza stał się bez wątpienia - i słusznie - inspiracją dla naszego, który już rozłożył się na krakowskim Rynku. Wystarczy wieczorem przespacerować się po Stephanplatz, Kärtner Strasse lub którejkolwiek ze staromiejskich uliczek, by w pełni poczuć smak nadchodzącego Bożego Narodzenia. Ale nie tandetne, sztuczne najczęściej choinki, obwieszone chińskimi światełkami mrugającymi w tempie przyprawiającym o oczopląs, tworzą tę atmosferę.
W Austrii, podobnie jak w innych europejskich regionach z pietyzmem podtrzymuje się tradycję adwentu, czasu spokojnego, pełnego zadumanego uśmiechu oczekiwania na Epifanię. Zamiast choinek, nad głowami licznych przechodniów i turystów spacerujących po Kohlmarkt rozpościera się wielki adwentowy wieniec z czterema świecami. Ten powoli przyjmujący się w Polsce zwyczaj ma pochodzenie niemieckie i niezwykle bogatą symbolikę. Cztery świece, to cztery niedziele adwentu, stąd zapala się je po kolei, rozjaśniając coraz bardziej mroki - dosłowne w tej części Europy - spowijające świat przed narodzeniem Zbawiciela. Trzy świece koloru fioletowego będącego w tradycji Kościoła kolorem oznaczającym powagę oraz różowa na pamiątkę trzeciej, radosnej, poświęconej Maryi niedzieli adwentu.
Myślę sobie, że skoro tak ochoczo - pawiem narodów będąc i papugą - podejmujemy heroiczny wysiłek, by utrwalić zwyczaj wydrążonej dyni z zapaloną wewnątrz świeczką oraz tzw. walentynek, to czemu by nie skorzystać z tego dającego tak wiele ciepła i światła pomysłu. Nie mam złudzeń, że spece od dającej duże profity sprzedaży nie ustają w wysiłkach, by coś jeszcze z zyskiem w Polsce wcisnąć zauroczonej światowością gawiedzi.
Tymczasem pomysł nasuwa się sam. Zamiast choinek w listopadzie (malkontentom przypomnę, że choinka to także germański pomysł, który w polskich domach na dobre upowszechnił się dopiero w przedwojennym dwudziestoleciu) może by sklepy, a zwłaszcza ulice przystroić w adwentowym duchu. I ładne to, i światowe, a przy okazji przypomni, że zanim usiądziemy do wigilijnego stołu i pójdziemy na pasterkę, to czekają nas cztery niedziele, jak to dziś określa magisterium Kościoła, radosnego oczekiwania i rewelacyjny obyczaj odbywającego się o świcie nabożeństwa roratniego.
Ideę tę polecam też uwadze dekoratorów ulic polskich miast. Zanim ustawicie na krakowskim Rynku i innych placach oraz skwerach pokaźnego świerka z ozdobami, to może wcześniej umieścić upleciony z gałązek świerkowych adwentowy wieniec z czterema lampionami, a z choinką poczekać jednak do Wigilii? Oddając się marzeniom, wyobrażam sobie, że - na początek małopolskie - magistraty, zamiast już teraz przyozdabiać się neonowym napisem "Do siego 2008 roku", umieściłyby na swoich gmachach kolorowe lampiony w liczbie odpowiadającej dniom adwentu i każdego dnia zapalałyby kolejny. Prześmiewców już uspokajam, w zlaicyzowanej ponoć Europie taki zwyczaj nie jest wcale rzadkością, a i wśród sprzedawanych już teraz ozdób świątecznych znajdują się, nazwijmy to, kandelabry w kształcie ułożonych w piramidę pięciu lampek, przeznaczone do umieszczania w oknach. To uproszczona wersja innego, wywodzącego się z tradycji amerykańskiej (sic!), atrybutu adwentowego oczekiwania, bogato zdobionego runem leśnym pnia, na którym umieszczano pięć świec, cztery zapalane w kolejne adwentowe niedziele i piątą najokazalszą, której płomień rozświetlał wigilijną noc.
Przypominając z nadzieją te adwentowe obyczaje, mające przecież głębokie sakralne znaczenie, jedynie z nostalgią wypada powspominać, gdy przed wielu laty w czasie rorat umieszczano na ołtarzu sześć świec otaczających tę najważniejszą, roratnicę. Każdą z nich zapalali przedstawiciele siedmiu stanów Rzeczypospolitej, od króla do włościanina. Wypowiadano przy tym słowa: Sum paratus ad Adventum Domini…
Może choć skromne dzisiejsze symbole adwentowego oczekiwania, dekorujące nasze ulice, sklepy, urzędy, przypomniałyby nam żyjącym w ciągłym niespełnieniu, że gotowość do świąt, to nie tylko gorączkowe zakupy prezentów, a Gwiazdka, to jednak nie to samo, co Boże Narodzenie.
MAREK LASOTA*
*Autor jest p.o. dyrektora krakowskiego oddziału IPN, autorem książki "Donos na Wojtyłę".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski