Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera w Myślenicach. Mecenas jeździł, promile szumiały

M. Makowski, K. Hołuj
Joanna Urbaniec
Afera w Myślenicach. Adwokat Marek S. stracił prawko za jazdę po pijaku. Przed sądem stanie dzięki determinacji jednego z obywateli.

Myślenice, ul. 3 Maja, 30 października 2014 r., godz. 19. Władysław Hodurek, właściciel pomocy drogowej Auto-Hol Władżes prowadzi swojego mercedesa i w pewnym momencie wjeżdża w tył toyoty. Na drodze widoczność niemal zerowa. Szarówka i mgła. Nie zauważył samochodu, bo toyota stała ze zgaszonymi światłami.

Ku zaskoczeniu pana Władysława poszkodowany odjeżdża z piskiem opon. Zatrzymuje się po kilkudziesięciu metrach. Otwiera drzwi, wystawia głowę. Po chwili rusza dalej i znika za najbliższym zakrętem.

Hodurek telefonuje na policję. Po kilkunastu minutach na miejscu zjawia się patrol. Właściciel pomocy drogowej mówi funkcjonariuszom o swoich podejrzeniach co do trzeźwości kierowcy toyoty. Drogówka po numerze rejestracyjnym ustala, że właścicielem auta jest Marek S., 64-letni adwokat z Myślenic. Zastają go w domu. Po zbadaniu mecenasa alkomatem stwierdzają 1,2 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.

Hodurek dobrowolnie poddaje się karze - płaci 250 zł grzywny za spowodowanie kolizji, ale wkrótce dostaje pismo od Marka S. z żądaniem pokrycia szkód. Sam podejrzany o jazdę po pijanemu nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że feralnego jesiennego wieczoru to nie on, lecz jego córka była za kierownicą. Nikt ze świadków nie jest w stanie jednoznacznie twierdzić, czy S. rzeczywiście wtedy kierował. Adwokat utrzymuje ponadto, że alkohol wypił w domu tuż przed przyjazdem policjantów. Z braku dowodów prokurator umarza sprawę i zwraca Markowi S. prawo jazdy.

Tymczasem pan Władysław nie ma o tym pojęcia. Jest przekonany, że S. został ukarany. Aż do momentu, gdy odbiera telefony od znajomych z informacją, że mecenas nadal swobodnie jeździ po ulicach Myślenic. - Postanowiłem zabawić się w detektywa - wspomina.

Hodurek rozpoczyna własne śledztwo. 30 kwietnia nagrywa film, jak adwokat wsiada do auta. Dzwoni na policję i jedzie za Markiem S. Nagranie kończy się pytaniem: "Czemu jeździ pan bez prawa jazdy?". S. nie odpowiada i zamyka się w kancelarii, a pan Władysław wysyła materiał do telewizji.

Dzień później policja zatrzymuje Marka S., który wydmuchuje niemal 1,1 promila alkoholu. Znów traci prawo jazdy. Prokuratura wszczyna postępowanie, a śledczy wzywają mecenasa na przesłuchanie. Bezskutecznie.

Marek S. jest uparty. Brak prawa jazdy nie powstrzymuje go przed jazdą samochodem. 6 maja na os. Tysiąclecia pan Władysław znów łapie miłośnika jazdy na podwójnym gazie. Tym razem towarzyszą mu telewizyjne kamery. Następnego dnia do sądu w Myślenicach trafia akt oskarżenia przeciwko Markowi S. za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości. Dotyczy sytuacji z 1 kwietnia. Marek S. przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień. - Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia - mówi także "Dziennikowi Polskiemu" i odkłada słuchawkę.

- Ta sprawa to był mój obywatelski obowiązek. Nie może być tak, że człowiek stojący na straży prawa bezkarnie je łamie - mówi pan Władysław.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski