Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka chodzi z Widelcem po mieście, Kraków chodzi za nią

Katarzyna Kachel
Andrzej Banas
Widelec trzeba napisać wielką literą. Bo to nie jakiś tam zwykły sztuciec czy inne narzędzie ułatwiające jedzenie. To partner blogerki, która szuka pod Wawelem kulinarnych inspiracji. Próbuje, ocenia, no i sprawdza, co dzieje się w plebiscycie Dziennika Polskiego.

Czasami ma gorszy dzień. Pisze wtedy, że życie blogera kulinarnego nie jest łatwe. Bo nie dość, że na co dzień zasuwa w korporacji, to jak już pójdzie coś zjeść, to najczęściej danie wystygnie, zanim skończy robić zdjęcia. „W pracy wszyscy patrzą mu w talerz. W wieczory i weekendy jest nękany przez szerokie grono znajomych pytaniami: Gdzie zjeść? Co polecasz? Jakieś nowości? Z powodu problemów z silną wolą ciężko mu utrzymać dietą, a tu jeszcze rodzina donosi, że czytelnicy się skarżą, że wpisy na blogu pojawiają się zbyt rzadko. Więc znowu trzeba iść jeść i dietę szlag trafił” - żali się pomysłodawczyni i autorka bloga Z widelcem po Krakowie.

Ma na imię Agnieszka i nie pokazuje twarzy. Nie zdradza także nazwiska. Tak jest uczciwiej - twierdzi. I spokojniej, bo nikt cię nie rozpoznaje i nie zamęcza. Za to o sobie opowiada chętnie. To znaczy o jedzeniu. Kulinarnego abecadła uczyła się od babci i mamy. Nieświadomie, bo wówczas jeszcze bez wyraźnego celu. - Była to kuchnia smaczna, ale tradycyjna - przyznaje.

Dla młodej dziewczyny, ciekawej świata, oznaczała to wówczas jedno: nudę. Tak więc, ku uciesze brata, zaczęła wprowadzać do rodzinnej kuchni nieco egzotyki. A w tamtych czasach egzotyką były choćby spaghetti czy risotto. A przynajmniej coś podobnego do tych włoskich dań.

Pierwszy raz prawdziwie obcej kuchni posmakowała we Francji. Pojechała tam w ramach szkolnej wymiany uczniów i pamięta, że jej nie smakowało. Modliła się, by znów nie postawiono przed nią quischy czy nie daj boże czegoś gorszego. Niechęć ta wydała się jej całkowicie niezrozumiała, gdy pojechała do Francji i drugi, i kolejny raz.

Podróże stawały się dla Agnieszki kulinarnymi inspiracjami, które ciąg dalszy znajdowały w jej osobistej kuchni. Bywały też rozczarowaniami. Tak było choćby w Stanach Zjednoczonych, w których jedzenie nie podbiło ani języka, ani tym bardziej serca.

Gotuje prawie codziennie. Próbuje dekonstruować stare przepisy, łączyć w potrawach to, co się pozornie wyklucza (choćby owoce z hiszpańską kiełbasą chorizo), eksperymentować. Szaleństwa i zapędy czasami tylko hamuje partner Agnieszki, dla którego schabowy czy mielony wart jest więcej niż wyrafinowane potrawy.

Pomysł założenia bloga podpowiedzieli znajomi. - „Bo tak świetnie opowiadasz o jedzeniu, znasz się, no i sama potrafisz gotować’, przekonywali. Byłam sceptyczna, bo już kilka lat temu w internecie szalała moda na blogi podobnego typu i stylu. Nie chciałam tworzyć kolejnego -tłumaczy.

Myśl jednak padła na żyzną glebę i kiełkowała, by pewnego dnia zamienić się w konkretny projekt. - To będzie blog o krakowskich restauracjach, nowych miejscach, atrakcyjnych lokalach, które będę mogła ocenić i polecić znajomym. Tak postanowiłam - opowiada.

Nazwa Z widelcem po Krakowie pojawiła się równocześnie. Tyle że ten widelec to nie byle jaki sztuciec, a bliski sercu blogerki Widelec, czyli partner, którego Agnieszka ciągnie po mieście w poszukiwaniu nowych, zaskakujących wrażeń. Czy się buntuje? Nie sądzę.

Czasami jednak w tym szalenie odpowiedzialnym zajęciu towarzyszy Agnieszce najsurowszy sędzia - mama. Tak było, kiedy oceniała menu Bistro11. Na szczęście policzki, zamówione przez rodzicielkę blogerki, były dobre. „Delikatne, kleiste, podkręcone demi glace. Chrzanowe purée było dla nas trochę zbyt zachowawcze. Zgodnie stwierdziłyśmy, że większa ilość chrzanu i, przez to, ostrości, dobrze by mu zrobiła. Co do fasolki, to niestety, że sezon na nią już mija. Nie była już tak jędrna i soczysta” - możemy przeczytać w recenzji.

A recenzje Agnieszki są szczere i bezpretensjonalne. Nie mizdrzy się w nich i nie stara na siłę udowodnić swojej wyższości. Ceni produkt i inwencję, lubi kucharzy, którzy się rozwijają, są ciekawi smaków świata i zauważają, że sposób przygotowywania i obróbki dań się zmienia. -Jestem ciekawa szczegółów, doboru przypraw, odstrasza mnie średniowiecze w lokalach i glutaminian sodu. Szukam świeżości - mówi.

Lubi wracać do miejsc, w których ją coś zaintrygowało, w których zmienia się karta, gdzie w końcu zauważa się sezonowość. No i jest wierna Zazie przy Józefa, który to lokal w tamtym roku zdobył Grand Prix naszego plebiscytu. Nigdy się tam nie „sparzyła”, nie rozczarowała.

Na koniec sprostowanie. Konstatacja właściwie. Bo tak naprawdę nie jest źle. Agnieszka i Widelec lubią odkrywać nowe miejsca. „Kochamy się wymądrzać i doradzać w doborze restauracji w zależności od okazji, apetytu i kieszeni. No i dla dobrego jedzenia warto jest czasami złamać dietę”.

***

Plebiscyt Smaki Krakowa ma stworzyć nietypowy przewodnik, z którym będziecie mogli Państwo smakować Kraków.
Rok temu oddaliśmy do Państwa rąk publikację „Smaki Krakowa 2014”, w której znalazło się 27 najlepszych restauracji w mieście. Te, które od dawna kreują pod Wawelem mody, wyznaczają trendy, a także miejsca nowe, które całkiem niedawno trafiły w gusta smakoszy.
Które lokale znajdą się w tegorocznym wydaniu?
Sami jesteśmy ciekawi. Kapituła właśnie wytypowała ścisłą czołówkę plebiscytu. Niebawem ją poznamy. Cierpliwości!

Smaki Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agnieszka chodzi z Widelcem po mieście, Kraków chodzi za nią - Gazeta Wrocławska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski