Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka pokonała Urszulę

Redakcja
TENIS. - W Melbourne czy w Krakowie - wszędzie emocje są te same - mówi ROBERT RADWAŃSKI, ojciec krakowskich sióstr. Wczoraj w I rundzie turnieju WTA w Sydney lepsza okazała się starsza z nich.

W siostrzanym pojedynku pierwszej rundy tenisowego turnieju WTA w Sydney (pula nagród 637 tysięcy dolarów) rozstawiona z numerem 7 Agnieszka Radwańska pokonała Urszulę 6-1, 6-1.

W kolejnej rundzie krakowianka zmierzy się z Niemką Andreą Petković. Już po raz czwarty siostry Radwańskie wpadły na siebie w oficjalnym turnieju (po raz trzeci wygrała starsza z nich). Ostatnio taka sytuacja zdarzyła się podczas ubiegłorocznego US Open. Pech, fatalne losowanie, a może jeszcze coś innego? Szkoda, bo Ula bardzo dobrze poradziła sobie w eliminacjach i teoretycznie mogliśmy mieć obie krakowianki w drugiej rundzie.

- To rzeczywiście jakieś fatum? - zapytaliśmy Roberta Radwańskiego, ojca sióstr.

- Nie chce mi się nawet tego komentować. Po losowaniu US Open mówiłem, że nie dadzą nam pograć. Teraz niech komentują to osoby z zewnątrz, na przykład dziennikarze. Niech komentują i wyciągają wnioski.

- Po raz pierwszy od kilku lat zabraknie Pana w Australii na pierwszym w danym roku wielkoszlemowym turnieju. Żal Australian Open i emocji związanych ze startem Agnieszki i Urszuli?

- To właściwie obojętne, czy jestem w Melbourne czy w Krakowie, denerwuję się tak samo. Nie ma to znaczenia, na korcie czy przed telewizorem - emocje są duże. Nerwy i tak mam zszargane, to tak zwana tenisowa nerwica. Będę oczywiście oglądał mecze Isi i Uli. Australia jest pięknym kontynentem, ale ponad 40-godzinna podróż już taka wspaniała nie jest. Wolę bliższe podróże, do USA czy w Europie.

- Nie będzie brakowało Panu atmosfery turniejowej?

- Nigdy do tego nie przywykłem. Mam inne zdanie na temat tego świata niż postronni obserwatorzy. To nie jest taki lukier, jak się niektórym wydaje. Jeśli zrobię sobie dłuższą przerwę, to będzie wspaniale. Wyjdzie mi to tylko na zdrowie.

- Czy ten nowy, rozpoczynający się właśnie teraz sezon może być przełomowym w sportowej karierze dla Agnieszki i Urszuli?

- Na pewno każdy by sobie tego życzył. Dodatkowo jest to rok olimpijski. Ważne, by Ula w miarę szybko dołączyła do czołówki i zapewniła sobie udział w singlowym turnieju olimpijskim w Londynie. Dwa razy dziewczyny zagrają na wimbledońskiej trawie, to dobrze, bo obie bardzo lubią tę nawierzchnię. Moim zdaniem stać je na wiele. Ula denerwuje się trochę, że jest podatna na kontuzje. Nie ma takiego zdrowia jak Agnieszka, która, owszem, miała w tym sezonie kontuzje, ale nie tak poważne.

- Wiadomo już, że do igrzysk olimpijskich w Londynie na turnieje jeździć będzie z dziewczynami Tomasz Wiktorowski, kapitan naszej drużyny w Pucharze Federacji. Pan będzie trenował z córkami w Krakowie...

- To wszystko nie jest tak różami usłane, jakby się wydawało. Cały czas trzeba nieść ten krzyż. Nie jest lekko, ale trzeba robić swoje, grać w tenisa. To nasz zawód, który trzeba wykonywać najlepiej, jak się da. Wchodzą w to sprawy osobiste, nie ma o czym mówić. Historia tak się toczy, jak się toczy, trzeba by wiedzieć albo nie wiedzieć o paru sprawach w rodzinie Radwańskich. Na razie będzie obowiązywał model współpracy z drugiej połowy minionego sezonu z jedną małą zmianą. Od kilku tygodni z Ulą trenował w Krakowie Borna Bikić, były trener Jeleny Dokić. To chłopak z Chorwacji. Jest z nią teraz w Sydney, rozpoczęli współpracę. Na dłuższą metę trudno było pogodzić wyjazdy Agnieszki i Uli tylko z Tomkiem Wiktorowskim. Referencje Bikić miał znakomite, bo pracował wcześniej z Dokić. Przeszedł więc twardą szkołę życia. Na pewno jest cierpliwy (śmiech). Co do Tomka Wiktorowskiego, to na dziś ustalenia są takie, że będzie pomagał Agnieszce do igrzysk olimpijskich w Londynie. Później zobaczymy. Nie wykluczam, że współpraca będzie trwała dalej. Skoro przynosi pozytywne efekty, to po co coś na siłę zmieniać? Nie wykluczam, że znów kiedyś będę jeździł na turnieje. Zobaczymy, jak się historia potoczy, a historia jest skomplikowana i zaskakująca. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak się potoczy na przykład za pół roku. Córki są w takim okresie życia, że musimy zaczekać i zobaczyć, jak ten nowy układ będzie funkcjonował. Jeśli będzie bardzo dobrze, świetnie, to zostaniemy przy takiej współpracy.
- Wybiegnijmy w przyszłość. Jaki wynik Agnieszki i Uli na koniec 2012 roku by Pana usatysfakcjonował?

- Co roku mówię to samo, powtarzam to jak mantrę. Zawsze lepiej niż we wcześniejszym sezonie. Mam nadzieję, że Agnieszka będzie w pierwszej "piątce", może pierwszej "trójce", a docelowo chciałbym, aby była numerem jeden na świecie. Na pewno najważniejsze byłoby w jej przypadku wygranie turnieju Wielkiego Szlema. Każdy, kto zna się na tenisie, to powie. U Uli życzyłbym sobie, by omijały ją kontuzje i by była w czołowej "50" rankingu, później w TOP-20. Jestem przekonany, że stać ją na to.

Rozmawiała Agnieszka Bialik

AGNIESZKA Z NUMEREM 8

Agnieszka Radwańska została rozstawiona z nr 8, zgodnym z pozycją w rankingu WTA Tour, w Australian Open (16-29 stycznia w Melbourne). Siostry Radwańskie, Magda Linette i Alicja Rosolska to tenisistki powołane przez Tomasza Wiktorowskiego do reprezentacji na turniej Fed Cup w Grupie I Strefy Euroafrykańskiej w izraelskim Eilacie (1-4 lutego). Polska w grupie D i zagra z Rumunią, Chorwacją i Luksemburgiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski