Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Radwańska może wygrać Szlema

Pytał i notował Hubert Zdankiewicz
Rozmowa z PATRICKIEM MOURATOGLOU, szkoleniowcem tenisistki Sereny Williams.

- Jest Pan trenerem Sereny Williams, ale zaczniemy od pytania o Marcosa Baghdatisa. Jak udało się go Panu tak przygotować, że w 2006 roku dotarł do finału Australian Open?

- Faktycznie, trudno było oczekiwać, że zajdzie tak daleko, bo zaczynał turniej na dość dalekiej pozycji w rankingu ATP [54. - przyp.]. Najbardziej skupialiśmy się wówczas na tym, żeby Marcos był psychicznie i mentalnie gotowy na to, by wytrzymać długie mecze, dlatego zmieniliśmy sposób trenowania. Zamiast dwóch dwugodzinnych sesji treningowych dziennie robiliśmy jedną, czterogodzinną, rano. Poskutkowało, choć nie dał rady w finale Federerowi. Trzeba jednak pamiętać, że Roger był wówczas niemal nie do pokonania, tak jak obecnie Novak Djoković. Jednak sam finał Wielkiego Szlema to ogromny sukces.

- Ogromnym sukcesem jest również niedawna wygrana Agnieszki Radwańskiej w mistrzostwach WTA. Czy to oznacza, że stać ją również na wygranie turnieju Wielkiego Szlema?

- O ile pamiętam, ona była trzy lata temu numerem dwa na świecie. Dotarła też do finału Wimbledonu i gdyby go wygrała, zostałaby numerem jeden. To oznacza, że już wcześniej była bardzo blisko. Jej ostatni rok był bardzo trudny, choć wydawało się, że współpraca z Martiną Navratilovą może wyjść jej tylko na dobre. Nie twierdzę, że Martina zrobiła coś złego, ale być może jej treningi nie odpowiadały Agnieszce, a może po prostu wstrzeliła się w zły moment. Teraz Aga znów prezentuje znakomity tenis i wróciła na swój normalny poziom, który jest, moim zdaniem, pomiędzy drugim a czwartym miejscem w rankingu WTA. Skoro więc była już tak wysoko i awansowała do finału Wimbledonu, a teraz zwyciężyła w Singapurze, to oznacza, że brakuje tylko jednego małego kroku. Oczywiście trzeba sobie odpowiedzieć, czego jeszcze brakuje, aby mogła to osiągnąć, ale o to należy pytać Tomka Wiktorowskiego. Jej trener z pewnością zna odpowiedź.

- No to zapytamy w końcu o Serenę...

- No nie… Musicie? [Mouratoglou robi zabawny grymas] No dobra.

- Co się z nią działo pod koniec turnieju US Open?

- Na jej porażkę złożyło się wiele czynników. Pierwszy był czysto fizyczny - była zmęczona, bardzo bolało ją kolano. Był też oczywiście aspekt mentalny, bo po awansie do półfinału zdawała sobie sprawę, że tylko dwa kroki dzielą ją od wygrania czwartego turnieju w tym roku i skompletowania klasycznego Wielkiego Szlema, co nie udało się nikomu od czasów Steffi Graf. Wiedziała w dodatku, że oprócz niej nie ma w czwórce tak silnych rywalek, jak Maria Szarapowa, czy choćby jej siostra Venus, którą pokonała w ćwierćfinale. W tamtym meczu zagrała dużo lepiej, bo dopuszczała do siebie możliwość porażki. Nikt z kolei nie przypuszczał, że może przegrać półfinał z Robertą Vinci, to ją dodatkowo usztywniło.

- Co działo się po US Open?

- Wiadomo, że bardzo to przeżyła. Każda porażka jest bolesna, a ta była szczególnie. No, ale znam dobrze Serenę i wiem, że z pewnością wróci teraz na kort jeszcze bardziej zmotywowana. To oznacza z kolei, że moja praca będzie łatwiejsza.

- Zastanawia się Pan czasem, na jak długo jeszcze starczy jej motywacji? Jest na szczycie od kilkunastu lat i poza klasycznym Wielkim Szlemem wygrała wszystko, co było można. To pytanie, wbrew pozorom, również dotyczy Radwańskiej, bo na pewno dużo łatwiej będzie jej wygrać turniej Wielkiego Szlema, gdy na kortach nie będzie już Sereny.

- Więc chcecie, żebym kazał Serenie rzucić tenis, żeby ułatwić Agnieszce zadanie? Wybaczcie, ale nic z tego [śmiech]. A tak poważnie, to Serena nie musi wcale kończyć kariery, żeby Radwańska wygrywała turnieje wielkoszlemowe. Serena nie musi przecież wygrywać wszystkiego. Ona wciąż cieszy się grą i dlatego myślę, że pozostanie w tourze, dopóki to się nie zmieni. Ktoś, kto tak dobrze znosi wszystkie trudności związane z życiem zawodowego tenisisty - treningami i wyjazdami - musi po prostu to kochać. Ona jest według mnie najlepszą zawodniczką w historii i tyle już osiągnęła, a jednak w dalszym ciągu nie brakuje jej motywacji. Na pewno będzie więc grać długo, zwłaszcza że utrzymuje niebotyczny poziom tenisa już od dawna.

- Jak wyglądają wasze relacje - kto jest szefem w tym teamie?

- Ten, kto znajduje właściwe rozwiązanie konkretnego problemu, nie zależy mi na tym, żeby być szefem przez cały czas. To by zresztą nie funkcjonowało dobrze, bo Serena najlepiej wykonuje to, co sama zainicjuje. Gdybym jej kazał coś zrobić, to ona oczywiście mnie posłucha, ale będzie ćwiczyć z mniejszym zaangażowaniem niż wtedy, gdy to ona sama stwierdzi, że akurat tego w danym momencie potrzebuje. Dlatego zamiast rozkazywać, lepiej sugerować jej właściwe rozwiązania. Ja akurat nie mam z tym najmniejszego problemu, przynajmniej dopóki wygrywa Wielkie Szlemy.

- Niektórzy mówią, że to zawodnik kreuje trenera, a nie na odwrót…

- Nie zgadzam się z tym i nie chodzi o to, że sam jestem trenerem. Po prostu wiem z doświadczenia, że nawet bardzo dobry zawodnik nie będzie grał na maksimum swoich możliwości, mając u boku słabego trenera. Zdarzają się wyjątki, ale generalnie tak jest. Nikomu nic nie ujmując, ale taki Grigor Dimitrow miałby już na koncie wielkoszlemowy tytuł, gdyby pracował z lepszym trenerem. Oczywiście nie da się osiągać takich samych wyników z różnymi graczami, bo nie wszyscy mają taki sam potencjał. Przed Sereną pracowałem m.in. z Aravane Rezai i doprowadziłem ją do pozycji numer 15 na świecie. Wyżej się nie dało, bo to nie był „materiał” na wielkoszlemowe tytuły, za to po naszym rozstaniu ona wypadła z pierwszej setki. Myślę, że gdybym nie był dobrym trenerem, to nie prowadziłbym teraz Sereny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski