MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka wreszcie ma tupet

Redakcja
Tato bardziej się denerwuje, oglądając mecze Agnieszki przed telewizorem czy na żywo? - pytamy ojca i trenera krakowskich tenisistek.

Rozmowa z ROBERTEM RADWAŃSKIM

- Mam ten sam horror! Przy stanie 2-3 w trzecim secie finału turnieju w Pekinie poszedłem głosować. Cały czas dostawałem SMS-y z wynikiem, telefony ze szczegółami, co dzieje się na korcie. Dopiero po wszystkim obejrzałem z odtworzenia końcówkę finału.

- W Azji Agnieszka grała jak z nut. To był najwyższy poziom, na jaki ją stać?

- Dwa mecze Agnieszka rozegrała naprawdę na najwyższym poziomie. To był pojedynek z Aną Ivanović i finał z Andreą Petkovic. Myślę, że mogą one wejść do annałów tenisowych. Pierwsze spotkanie, choć skończyło się kontuzją Serbki, było kapitalne. Finał to już prawdziwa tenisowa uczta. Cały czas dziewczyny zdobywały punkty, praktycznie nic nie psując. Tylko drugi set poszedł trochę za gładko. Dla każdego kibica, zwłaszcza w Polsce, to była gratka. Wiem, że mecz miał rekordową oglądalność, w Eurosporcie oglądało go prawie 450 tys. kibiców. To wielka promocja kobiecego tenisa i promocja Polski na świecie. Agnieszka wygrała dwa turnieje w krajach, w których warto nasz kraj promować. Japonia i Chiny to mocarstwa: potęgi gospodarcze, militarne i medialne. Na pewno warto tam zaistnieć.

- Nie żałował Pan, że nie ma go na miejscu, w Tokio i Pekinie?

- Liczy się skuteczność. Wcześniej postanowiliśmy: robimy wszystko tak, żeby Iśka wygrywała i tego się trzymamy. Przyjęliśmy koncepcję, że ja trenuję z dziewczynami na miejscu, a tour-coach jeździ z nią na turnieje. To zaczęło funkcjonować i pociągniemy to nadal. Pod koniec roku usiądziemy spokojnie i zastanowimy się, co dalej.

- Co Agnieszka ostatnio poprawiła w grze, że zaczęła wygrywać?

- Tylko to, o czym zawsze wspominałem: tupet tenisowy! Wreszcie gra odważnie, gra swój tenis. Nie patrzy się w buty, nie robi głupich min. Nie walczy z sobą, tylko z piłką, z przeciwnikiem. To jest to, tak ma być!

- Po zwycięstwie w Tokio mówił Pan, że nie jest to żadna rewolucja w karierze Agnieszki. Czy triumf w Pekinie może być takim przełomem?

- Pekin potwierdza wielkoszlemowe możliwości córki. Ten turniej potwierdził tylko, że jest w stanie wygrać pod rząd z trzema silnymi rywalkami. Przypomnę, że aby wygrać Wielkiego Szelma trzeba zwyciężyć w siedmiu meczach, a nie jak w Pekinie czy Tokio cztery albo pięć spotkań.

- Ile zasługi w tych sukcesach Tomasza Wiktorowskiego?

- Oczywiście, że sporo. Może Agnieszka wreszcie uwierzyła w sobie, wreszcie ma spokojniejszą osobę obok siebie. Może chce mi coś udowodnić? Coś na złość tacie? Obojętne, jaka jest motywacja córki, negatywna czy pozytywna, ważne, że są efekty i to, że wygrywa. Na pewno Tomek sprawdził się jako trener, jest spokojny, stonowany, choć widzę, że z dziesięć lat życia mu odjęła ta eskapada. Niestety, taki to jest zawód, na granicy ataku serca.

- Po zwycięskim finale w Tokio urywały się telefony, przychodziły SMS-y z gratulacjami?

- Było tego sporo, to miłe. Niestety, mam trochę pretensji do dziennikarzy i mediów, które tenis traktują po macoszemu. Wtedy my też traktujemy media po macoszemu. Jeśli widzę, że tenis jest bojkotowany, niewiele się o nim mówi, jest przemilczany, to dlaczego ja później mam odbierać telefony, umawiać się na wywiady? Też jestem oschły. Niech lepiej niektórzy komentują sobie trzecią ligę piłki nożnej, chyba to wyjdzie im na zdrowie.
- Może wielkie sukcesy Agnieszki zmienią tę sytuację?

- Tylko to nie ja jestem adresatem tych życzeń, a ludzie, którzy rządzą w mediach. To nie my mamy lansować tenis, my popularyzujemy go grą. Nie będziemy robili za "małpy", wskakiwali do jakiegoś programu, bo jedna czy druga pani wymyśli sobie, że dobrze by było byśmy wystąpili. Tacy ludzie chcieliby, byśmy nie trenowali, rzucili wszystko, by wystąpić w telewizji. Tak się nie promuje dyscypliny sportu. Popularyzuje się ją, mówiąc o niej dużo, bez nas i pokazując mecze. Przecież można kupić ten czy inny pojedynek tenisowy z poślizgiem, bo te "na żywo" są drogie. To, że nikt nie kupił finału z Pekinu, czy choćby ostatniego seta, to skandal. Im mniej tenisa w mediach, tym mniej będzie nas dla mediów i dziennikarzy. Taką politykę będę prowadził.

Rozmawiała Agnieszka Bialik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski