Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Airporting, czekając na Indie

Redakcja
Moja podróż jeszcze się na dobre nie zaczęła, a już mam pierwszą przerwę. Siedemnaście godzin na lotnisku w Wiedniu. Już po 40 minutach przeczytałam książkę, którą przed wyjazdem dała mi moja mama ( oczywiście była to książka o podróży do Indii ), po kolejnych dwóch godzinach przeglądnęłam wszystkie ulubione strony i wykorzystałam limit megavideo. Jeszcze tylko kilka maili, uaktualniony status na facebooku i skończyły się moje pomysły na darmowe atrakcje na lotnisku. Dopiero wtedy zaczęłam tak naprawdę przyglądać się temu co dzieje się dookoła mnie.

Moja droga do Indii

Na pierwszy rzut oka, lotnisko wydaje się chaotyczne i nudne, jednak w pewnym momencie można zauważyć, że jest to praktycznie żywy organizm i jednocześnie przekrój społeczeństwa.

Z racji tego, iż mamy cudowny okres wakacji 80% podróżujących to urlopowicze wszelkich ras i narodowości. Ze wszystkich stron na punkty odprawy napierają kolorowo ubrani ludzie, ciągnąc za sobą walizki wypchane do granic możliwości, które boleśnie przypominają o limitach bagażu. Są pełni entuzjazmu i uśmiechnięci, zdają się nie przejmować gigantycznymi kolejkami do „gate’ów”.

Za nimi, z trochę bardziej pochmurnymi mianami stoją ludzie, którzy podróżują z bliżej nieokreślonych przyczyn. Zazwyczaj jadą na krótki okres czasu, na co wskazują jedynie małe podręczne bagaże i nieformalny ubiór. Obojętnie przesuwają się krok za krokiem i tylko czasem, znudzeni spoglądają na zegarek. Oni także często przeglądają od niechcenia sklepowe wystawy w strefie bezcłowej i  przesiadują w lotniskowych kawiarenkach. Nie muszą oszczędzać na wakacyjne wydatki ani nie są zaabsorbowani pracą. No właśnie praca… ta prowadzi nas do ostatniej grupy podróżujących czyli biznesmenów. Obładowani elektronicznymi gadżetami, co jakiś czas podnoszą głowę znad gazety lub laptopa i obserwują ekrany telewizorów śledząc rozkład przylotów i odlotów. A kiedy przychodzi moment abordażu ich samolotu jako ostatni udają się do bramek, zapewne nie chcąc tracić cennego czasu, bo jak wiadomo czas to pieniądz.

Całą tą mieszaninę uzupełniają ludzie oczekujący na swoich krewnych, przyjaciół lub całkiem nieznajomych, których muszą odebrać z lotniska. Bez przerwy wypatrując kogoś w tłumie boleśnie wyciągają szyję. Czasem zdaje mi się, że musi to być ten sam typ obserwatora co tzw. straż sąsiedzka (każdy z Was ma zapewne w sąsiedztwie co najmniej jedną starszą panią, która obserwuje Wasz ruch).

Jak na każdy organizm przystało lotnisko ma moment swojej największej aktywności, kiedy tłum wędruje w każdą możliwą stronę a samoloty przylatują i odlatują z większą częstotliwością. Pod wieczór jednak sklepy zostają zamknięte, kawiarnie wydają ostatnie posiłki i wszystko zamiera. Lotnisko kładzie się do snu. Ci którzy zmuszeni są zostać tu na noc przestają się przejmować konwenansami i nieskrępowanie rozkładają się na siedzeniach gotowi choćby na chwilę zasnąć czujnym snem. Jutro rano pracownicy lotniska powoli, ospale rozpoczną nowy dzień a w raz z nimi także pasażerowie obudzą do życia lotnisko. I tak codziennie.

Zdaje się, że w dzisiejszych czasach zamiast koczujących na dworcach ludzi z termosem pełnym herbaty w jednej, oraz kanapką z pomidorem i jajkiem w drugiej ręce, pojawił się nowy typ podróżujących - „koczowników lotniskowych”. Okazuje się, że czas na lotnisku płynie znacznie szybciej kiedy staniesz się częścią tego organizmu. Swoją drogą myślę, że do kanonu rozrywki wszelakiej mogłaby dołączyć nowa pozycja – airporting.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski