Moja droga do Indii
Na pierwszy rzut oka, lotnisko wydaje się chaotyczne i nudne, jednak w pewnym momencie można zauważyć, że jest to praktycznie żywy organizm i jednocześnie przekrój społeczeństwa.
Z racji tego, iż mamy cudowny okres wakacji 80% podróżujących to urlopowicze wszelkich ras i narodowości. Ze wszystkich stron na punkty odprawy napierają kolorowo ubrani ludzie, ciągnąc za sobą walizki wypchane do granic możliwości, które boleśnie przypominają o limitach bagażu. Są pełni entuzjazmu i uśmiechnięci, zdają się nie przejmować gigantycznymi kolejkami do „gate’ów”.
Za nimi, z trochę bardziej pochmurnymi mianami stoją ludzie, którzy podróżują z bliżej nieokreślonych przyczyn. Zazwyczaj jadą na krótki okres czasu, na co wskazują jedynie małe podręczne bagaże i nieformalny ubiór. Obojętnie przesuwają się krok za krokiem i tylko czasem, znudzeni spoglądają na zegarek. Oni także często przeglądają od niechcenia sklepowe wystawy w strefie bezcłowej i przesiadują w lotniskowych kawiarenkach. Nie muszą oszczędzać na wakacyjne wydatki ani nie są zaabsorbowani pracą. No właśnie praca… ta prowadzi nas do ostatniej grupy podróżujących czyli biznesmenów. Obładowani elektronicznymi gadżetami, co jakiś czas podnoszą głowę znad gazety lub laptopa i obserwują ekrany telewizorów śledząc rozkład przylotów i odlotów. A kiedy przychodzi moment abordażu ich samolotu jako ostatni udają się do bramek, zapewne nie chcąc tracić cennego czasu, bo jak wiadomo czas to pieniądz.
Całą tą mieszaninę uzupełniają ludzie oczekujący na swoich krewnych, przyjaciół lub całkiem nieznajomych, których muszą odebrać z lotniska. Bez przerwy wypatrując kogoś w tłumie boleśnie wyciągają szyję. Czasem zdaje mi się, że musi to być ten sam typ obserwatora co tzw. straż sąsiedzka (każdy z Was ma zapewne w sąsiedztwie co najmniej jedną starszą panią, która obserwuje Wasz ruch).
Jak na każdy organizm przystało lotnisko ma moment swojej największej aktywności, kiedy tłum wędruje w każdą możliwą stronę a samoloty przylatują i odlatują z większą częstotliwością. Pod wieczór jednak sklepy zostają zamknięte, kawiarnie wydają ostatnie posiłki i wszystko zamiera. Lotnisko kładzie się do snu. Ci którzy zmuszeni są zostać tu na noc przestają się przejmować konwenansami i nieskrępowanie rozkładają się na siedzeniach gotowi choćby na chwilę zasnąć czujnym snem. Jutro rano pracownicy lotniska powoli, ospale rozpoczną nowy dzień a w raz z nimi także pasażerowie obudzą do życia lotnisko. I tak codziennie.
Zdaje się, że w dzisiejszych czasach zamiast koczujących na dworcach ludzi z termosem pełnym herbaty w jednej, oraz kanapką z pomidorem i jajkiem w drugiej ręce, pojawił się nowy typ podróżujących - „koczowników lotniskowych”. Okazuje się, że czas na lotnisku płynie znacznie szybciej kiedy staniesz się częścią tego organizmu. Swoją drogą myślę, że do kanonu rozrywki wszelakiej mogłaby dołączyć nowa pozycja – airporting.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?