- Co sprawia, że rockowe kapele lubią ostatnio dawać akustyczne występy?
P.C.: - Akustyczne występy wymuszają inne podejście do muzyki. Trzeba przygotować odrębne aranżacje. Niby gitara akustyczna i gitara elektryczna to ten sam instrument - ale rządzą się innymi prawami. Kiedy więc zabieramy się za jakieś stare utwory, na końcu brzmią one prawie jak nowe. To dla nas i słuchaczy bardzo ciekawe.
- Zaczynaliście muzykować osobno. To dlatego, że dzieli Was różnica wieku?
P.C.: - Dzisiaj te trzy lata różnicy nie mają najmniejszego znaczenia. Ale kiedy byliśmy nastolatkami - to była niemal różnica pokoleń. Dlatego początkowo mieliśmy zupełnie innych znajomych, każdy robił więc wszystko na własny rachunek. Dopiero w 1997 roku wpadliśmy na pomysł, aby połączyć swoje siły - i występować razem w składzie: głos i gitara. Tak zostało do dzisiaj, tylko w nieco szerszym zestawieniu. Do tej pory gramy jednak akustyczne koncerty we dwóch - bo są one takim nawiązaniem do naszych początków.
- Kiedy złapaliście bakcyla muzykowania?
W.C.: - Ojciec przywoził z zagranicy dużo płyt rockowych. Nic więc dziwnego, że z czasem zacząłem po nie sięgać. Kiedy to zauważył, kupił mi gitarę. No i dalej już samo poszło. Miałem wtedy szesnaście lat.
- Ojciec był dla Was idolem?
P.C.: - Dla nas zawód ojca był zupełnie naturalny. Od małego wiedzieliśmy, że śpiewa, często wyjeżdża w trasy - i nie ma go w domu. Wtedy nie było ani komórek, ani internetu, długo więc czasem nie mieliśmy z nim kontaktu. Taka była jednak jego praca - i nie mieliśmy do niego o to pretensji.
- Przez dłuższy czas postrzegano Waszą działalność przez pryzmat dokonań ojca.
W.C.: - Jesteśmy jego fanami jako wokalisty. Na to, co osiągnęliśmy jako Bracia, musieliśmy jednak sami zapracować. Ojciec by przecież nie przekonał publiczności, że jesteśmy dobrym zespołem.
- Kiedy wracacie z koncertów, też spędzacie ze sobą czas, czy odpoczywacie od siebie?
W.C.: - Po powrocie do domów staramy się pobyć z rodzinami. Ale spotykamy się prywatnie podczas świąt czy na różnych uroczystościach.
- Mieszkacie blisko siebie?
W.C.: - Był czas, że mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu. Ale nie jest prawdą, że mamy wspólnego syna. Dementujemy tę plotkę. (śmiech) Teraz ja mieszkam w samym Lublinie, a Piotrek - piętnaście kilometrów za miastem. Dla wielkiego fana motoryzacji, jakim jest, to jednak tylko kilka minut drogi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?