18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ameryka powinna traktować Polskę jak normalne państwo

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Ameryka jest porównywana ze starożytnym, imperialnym Rzymem, który w swojej doktrynie miał strzeżenie pokoju na świecie. Czy Stany Zjednoczone przypominają obecnie Rzym w okresie apogeum, czy początku zmierzchu jego potęgi?

Fot. Anna Kaczmarz

ROZMOWA. Z prof. ANDRZEJEM MANIĄ, kierownikiem Katedry Amerykanistyki UJ o Stanach Zjednoczonych i świecie

- Porównując istotne dla kondycji państwa czynniki, Ameryka jest dzisiaj w relatywnie dobrej sytuacji. Ma bardzo zdrową strukturę demograficzną, przybywa ludzi młodych, stale zasilana jest przez wielu zdolnych emigrantów, ma najlepsze uniwersytety, do których ściąga światowa elita. USA dysponują potężnym potencjałem militarnym, nieporównywalnym z innymi państwami, nawet tymi, które mienią się mocarstwami. Dostrzegam jednocześnie rysę, a przyczyną jej powstania jest niezbyt dobrze wykorzystywana potęga polityczna i wojskowa. Polityka nieliczenia się w praktyce z nikim, jaką prowadziła ekipa George'a Busha, wywołała niezadowolenie na niemal całym świcie, przez co osłabiła państwo amerykańskie.
Gabinet Baracka Obamy musi ocieplić mocarstwowy wizerunek USA?
- Powinien współdziałać z innymi krajami w rozwiązywaniu międzynarodowych problemów. Zwracam uwagę, że "mocarstwowość" nie jest pojęciem, którego Ameryka musiałaby się wstydzić. Przypomnę, że my sami z dumą podkreślamy i odwołujemy się do czasów, kiedy Polska była mocarstwem. Mocarstwowość to konstatacja możliwości państwa, którego interesy wykraczają poza najbliższy region. W przypadku Ameryki jest to cały świat. Prawda jest taka, że od USA oczekuje się, iż będą wykonywały funkcje mocarstwa. Chodzi o to, by z tej roli wywiązywały się możliwie najlepiej, co mocno kulało w okresie rządów poprzedniego prezydenta. Mocarstwowość to nie tylko splendor, ale też obowiązki. Najogólniej mówiąc, od Ameryki wymaga się, choć tych żądań nie wypowiada się głośno, by zapewniła ład ogólnoświatowy. W praktyce oznacza to, by była w stanie szybko i adekwatnie do sytuacji reagować w razie pojawienia się jakiegoś kryzysu politycznego, wojskowego, ale również pomogła reszcie świata wyjść z kryzysu gospodarczego.
Teraz patrzymy, jak Stany Zjednoczone zareagują wobec Korei Północnej, testującej broń nuklearną. Co - zdaniem Pana - powinna Ameryka zrobić?
- Nie tylko w sprawie Korei Północnej, ale też w innych zapalnych miejscach na globie Waszyngton powinien starać się współdziałać z innymi państwami. Choć źle się to kojarzy, jest niepoprawne politycznie, ale tak naprawdę świat chciałby, żeby USA były takim dobrym policjantem, który zapewni spokój, stabilizację i jednak systematyczny rozwój gospodarczy, mimo naturalnych cyklicznych kryzysów. Zwrócę uwagę na jeszcze jedną sprawę, która też nie należy do tzw. strefy politycznie poprawnej. Mianowicie nie wiem, czy ludzie należący do cywilizacji judeo-chrześcijańskiej tak bardzo byliby zadowoleni, gdyby w roli mocarstwa ogólnoświatowego Amerykę zastąpiły Chiny, mimo całej mojej sympatii dla narodu i kultury chińskiej. Prognozuję, że pod przywództwem Stanów Zjednoczonych czujemy się bezpieczniejsi i pewniejsi, niż gdyby miały ich zastąpić Chiny, których sytemu wartości, mentalności i kultury w zasadzie nie rozumiemy.
Czasy są niespokojne. Ameryka musi wypełniać obowiązki mocarstwa w wielu regionach, by wymienić Bliski Wschód, Iran, Irak, Afganistan, Półwysep Koreański, Pakistan, obserwować, co robią Rosjanie, Chińczycy, Hindusi. A w dodatku przynajmniej niektóre kraje europejskie, w tym Polska, chcą, by USA nie zapomniały o Starym Kontynencie. Czy Waszyngton podoła tylu wyzwaniom?
- Z pewnością nie wszędzie w równym stopniu będzie mógł spełnić oczekiwania. Przypomnę, że z mocarstwową pozycją Ameryki świat ma do czynienia od końca II wojny światowej. Oznacza to, że już trzecie-czwarte pokolenie żyje ze świadomością wielkiej przewagi USA. Rzecz nie w tym, że ktoś tej dominacji zaprzecza, tylko w proporcjach, czyli w zachowaniu umiaru przez Amerykę. Nie jest też tak, że Amerykanie chcą w "buciorach" ingerować w sprawy innych państw. Amerykanie naprawdę mają głębokie poczucie konieczności krzewienia demokracji. Niedługo na Uniwersytecie Jagiellońskim broniona będzie praca doktorska autorstwa Grzegorza Nycza, która ten problem interesująco analizuje.
Naturalnie, że Polska z racji naszego potencjału ekonomicznego i wojskowego nie jest dla Białego Domu krajem strategicznym, ale czy na popieraniu polityki zagranicznej USA nie wychodzimy jak Zabłocki na mydle?
- Jeżeli ktoś liczył, że wejście u boku Ameryki do wojny w Iraku spowoduje natychmiastową lawinę dobrodziejstw dla Polski, np. udzielone zostaną nam duże i korzystne kredyty, zlikwidowane wizy, pojawią się wielkie inwestycje amerykańskie w naszym kraju, to był naiwny. Mam nadzieję, że ludźmi rządzącymi Polską kierowała nie wspomniana wyżej iluzja, ale przekonanie, że do Iraku wkraczamy, by potwierdzić naszą zdolność uczestniczenia w szerszej polityce międzynarodowej.
Jednocześnie prawdą jest, że osoby stojące na czele naszego kraju wykazały się całkowitą niezdolnością do wykorzystania naszego zaangażowania w Iraku - w dodatku okupionego daniną krwi polskich żołnierzy - do uzyskania korzyści ekonomicznych dla Polski. Przykro mi jest słuchać słusznych, ale ironicznych słów ze strony poważnych osób z krajów zachodnich, którzy nie mogą zrozumieć, dlaczego tak niewiele zyskujemy z zaangażowania w Iraku czy Afganistanie.
Myśląc o roli i miejscu Polski w polityce USA chciałbym podkreślić, że powinniśmy dążyć przede wszystkim do tego, by Amerykanie traktowali nas jako normalne państwo, członka NATO i Unii Europejskiej, a w Europie Środkowo-Wschodniej postrzegali nas jako liczący się kraj. Nie cieszy mnie, że patrzą na nas przez pryzmat doświadczeń znajdowania się Polski w obozie krajów będących pod władzą ZSRR. Tak było niegdyś. Odkąd jesteśmy państwem suwerennym, potwierdziliśmy zdolność do przebudowy państwa, gospodarki, a także polityki. I to się powinno liczyć.
Chciałbym np., aby w rozmowach prowadzonych na szczeblu rządowym w USA (Departamencie Stanu czy Obrony), dotyczących spraw, w których Polska jest zaangażowana, dopraszano nas do debaty, pytano o zdanie, szczególnie w zakresie problematyki dotyczącej naszych wschodnich sąsiadów. To w jakimś stopniu się dzieje.
Symbolem zmiany amerykańskiego podejścia jest, że z nomenklatury używanej w Departamencie Stanu zniknął od połowy lat 90. termin "Eastern Europe" i został zastąpiony innym "Central-Eastern Europe" - nie odwołujący się do trudnego doświadczenia historycznego lat 1945-1989.
Rozmawiał Włodzimierz Knap

USA i świat

Dzisiaj i jutro na Uniwersytecie Jagiellońskim odbędzie się III międzynarodowa konferencja dotycząca roli Ameryki we współczesnym świecie. Jej organizatorem jest Katedra Amerykanistyki UJ. Tym razem tytuł konferencji brzmi: "Stany Zjednoczone i świat. Od naśladownictwa do wyzwania". Uczestniczyć w niej będzie kilkudziesięciu uczonych, m.in. z Ameryki, Wielkiej Brytanii, Ukrainy, Rumunii, Niemiec, a nawet z Japonii i z polskich ośrodków akademickich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski