Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amerykanie wracają

Ryszard Terlecki
W odstępie kilku dni Amerykanie zaatakowali dwa razy. W nocy z 6 na 7 kwietnia 59 rakiet samosterujących Tomahawk, wystrzelonych z wojennych okrętów, zniszczyło część bazy lotniczej syryjskiego reżimu Asada. W tej bazie znajdował się także personel rosyjski, ale dotąd nic nie wiadomo o jego stratach. Parę dni później, 13 kwietnia na podziemne kryjówki islamistów w Afganistanie spadła najcięższa bomba konwencjonalna, jakiej kiedykolwiek użyto w historii wojen.

Pierwszy atak wymierzony był w imperialne ambicje Rosji w Syrii i na Bliskim Wschodzie. A także w rosyjsko-irańsko-syryjski sojusz, którego celem jest umocnienie władzy Asada oraz utrzymanie rosyjskich baz nad Morzem Śródziemnym. Operacje wojskowe w Syrii prowadzone są przeciwko Państwu Islamskiemu, ale ich uczestnicy stawiają przed sobą przeciwstawne cele.

Rosja stara się pokazać światu, że odgrywa kluczową rolę w konflikcie, a Zachód (który zwalcza Asada) może tylko bezradnie przyglądać się jej działaniom. Teraz stało się jasne, że to Rosja jest bezradna wobec siły Amerykanów, a jej protesty mają ograniczone znaczenie, skoro nalot poparły m.in. Turcja, Arabia Saudyjska czy Izrael. Skuteczność polityki faktów dokonanych potwierdziła ustępliwa postawa Rosji podczas zeszłotygodniowej wizyty sekretarza stanu Tillersona w Moskwie.

Okazało się przy tym, że poważne rozbieżności między Stanami Zjednoczonymi a Rosją dotyczą nie tylko konfliktu w Syrii, ale także sytuacji na Ukrainie i w Korei Północnej. Tymczasem podczas drugiego ataku użycie po raz pierwszy przez Amerykanów bomby paliwowo-powietrznej, której cena jednej sztuki określana jest na 16 milionów dolarów, przeciwko kilkudziesięciu islamistom w Afganistanie, mogłoby uchodzić za rozrzutność, gdyby nie efekt, jaki dzięki temu osiągnięto.

Po latach stopniowego rezygnowania z roli mocarstwa, odpowiedzialnego za międzynarodowy ład i dyktującego warunki utrzymania politycznej stabilizacji, co było efektem działań administracji prezydenta Obamy, następuje zwrot ku odbudowie prestiżu Ameryki i jej pozycji wśród sojuszników.

Prezydent Trump udowodnił, że gotów jest podejmować śmiałe decyzje oraz współpracować z każdym, kto uzna dominującą siłę Stanów Zjednoczonych. Nawet z Rosją, aby ukrócić gospodarczą ekspansję Chin; nawet z Chinami, aby unieszkodliwić atomowe aspiracje Korei Północnej. Może to oznaczać, że definitywnie kończy się okres wycofywania się Stanów Zjednoczonych z roli globalnego przywódcy, a najbliższe miesiące pogrążą w rozpaczy tych wszystkich, którym marzyło się trwanie okresu beztroskiej dekadencji, zamykania oczu na zagrożenia i wygodne życie zgodne z zasadą „po nas choćby potop”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski