Prawo i Życie
Forum stało się bowiem w mieście popularne i wzbudziło zainteresowanie miejscowych polityków, zwłaszcza pozostających w opozycji do obecnych lokalnych włodarzy. Opozycja własnej prasy nie posiadała, więc z lubością rzuciła się na internetowe forum i dawaj przykładać władzy za wszystko, co tylko robiła. Administratorom portalu nawet to nie przeszkadzało, aż do chwili, gdy przysyłane posty nie zaczęły zawierać: 1. tzw. bluzgów, 2. oszczerstw oraz 3. informacji dających odzew w postaci dzikich awantur w sieci.
Roman i spółka - bo dołączyło do niego kilku społecznie nawiedzonych kolegów - mieli na taką okoliczność przygotowany wewnętrzny regulamin, który pozwalał na usuwanie obraźliwych wypowiedzi i to bez podawania przyczyn. Zaczęli więc kasować niektóre nadsyłane wiadomości, co ich autorom bardzo się nie spodobało. Aż tak bardzo, że złożyli doniesienie do prokuratury. Donieśli mianowicie, że portal stosuje cenzurę i nie dopuszcza do głosu przeciwników władz lokalnych.
Prokuratura doniesienie nie tylko przyjęła, ale nawet wszczęła postępowanie. Było ono jednak, niestety, niezmiernie utrudnione, a to ze względu na sposób porozumiewania się internetowców z prokuratorem, określany przez lud obrazowym: "rozmowa gęsi z prosięciem". Nie precyzując, która ze stron reprezentowała jedno z wymienionych zwierząt, podajemy próbkę dialogu:
- Gdzie jest to forum? - pyta przedstawiciel prokuratury.
- Na serwerze - odpowiada zgodnie z prawdą Roman.
- Kto za to płaci?
- Ja z kolegami.
- A gdzie jest ten serwer?
- W USA...
- Jak to jest możliwe?
Na kolejnym spotkaniu prokurator porzucił niebezpieczny wątek techniczny i zajął się prawem prasowym. I w tym przypadku okazało się, że osobą lepiej przygotowaną do sprawy był Roman. Udowodnił bowiem, że media internetowe mogą - ale nie muszą - rejestrować się w odpowiednich instytucjach, zwłaszcza jeśli nie ukazują się w określonych terminach i nie są opatrzone kolejnymi numerami. W związku z tym nie dotyczy ich prawo prasowe, także w kwestii umieszczania ewentualnych sprostowań. Zresztą nieopublikowane w portalu informacje nie były sprostowaniami, lecz czymś w rodzaju listu do redakcji, której to formy twórczości żadne media upowszechniać nie muszą.
Na kolejne spotkanie w prokuraturze Roman dostarczył zestaw dokumentów zawierający wydruki z jego strony, zestaw loginów, a nawet kopie niewydrukowanych wiadomości, które stały się przyczyną całego zamieszania, a które z wrodzoną skrupulatnością, choć bez specjalnego powodu, zostały przez Romka przechowane. Spotkanie trwało wyjątkowo krótko, bo prokurator poprzestał na przyjęciu przyniesionych dowodów - wziął je zresztą do ręki z nieukrywanym obrzydzeniem - a następnie zdematerializował się pod dość nieprzekonującym pretekstem.
Romek, z natury optymista, uznał to za dobry omen. I słusznie, gdyż już po kilku tygodniach otrzymał opieczętowane, podpisane i opatrzone licznymi numerami pismo o umorzeniu postępowania z powodu niestwierdzenia znamion przestępstwa.
Czasu, który poświęcił na zmagania z prokuraturą, Romek nie uważa za stracony. Zdobył przecież nowe doświadczenie życiowe i podszkolił się w prawie, zwłaszcza prasowym. Ma też nadzieję, że podobnie myśli prowadzący sprawę prokurator. W końcu informacja o tym, że polska strona www "wisi" na amerykańskim serwerze, może mu się jeszcze kiedyś przydać.
BARBARA MATOGA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?