Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amerykańskie rozmowy kontrolowane, czyli co mi zrobisz, jak cię podsłucham

REMIGIUSZ PÓŁTORAK
FOT. ARCHIWUM
FOT. ARCHIWUM
To było najmniej spodziewane orędzie na święta. Alternatywne - jak określił brytyjski Channel 4. I gorzkie, choć ładnie ubrane w słowa. Wręcz filozoficzne. "Dzieci, które dzisiaj przychodzą na świat, będą wzrastały, nie mając poczucia żadnego życia prywatnego. A właśnie prywatność pozwala określić, kim jesteśmy i kim chcemy być".

FOT. ARCHIWUM

"Kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością". Rewelacje edwarda Snowdena pokazały, jak Wielki Brat zawłaszcza naszą prywatność. Witamy więc w świecie Orwella. Tylko bardziej nowocześnie inwigilowanym.

Edward Snowden najpierw odpalił lont, teraz sukcesywnie stara się ocieplić wizerunek. Za każdym razem przekaz jest krótki, zwięzły i rzeczowy. Tak jakby chciał powtórzyć to, co parę dni wcześniej mówił dziennikarzowi Washington Post: "Ja już wygrałem. Osiągnąłem swój cel".

Nie wszyscy tak myślą.

Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA (zależnej bezpośrednio od Baracka Obamy): "Pan Snowden jest oskarżony o to, że rozpowszechnił poufne informacje. Stany Zjednoczone będą go ścigać za to przestępstwo".

Zaskoczony jest nawet Władimir Putin, choć pewnie poza kamerami zaciera ręce, że Amerykanin poprosił o azyl właśnie w Rosji. "To dziwny chłopak. Sam skazał się na trudne życie".

Sędzia federalny Richard Leon nie ma jednak wątpliwości. Praktyki podsłuchów rozwiniętych na niespotykaną skalę, stosowane przez Agencję Bezpieczeństwa (NSA), stanowią "zamach na życie prywatne". "Prawie jak u Orwella" - sędzia nie waha się używać mocnych słów.

A słowa - wypowiedziane w drugiej połowie grudnia - są tu ważne, bo to pierwsza decyzja wymiaru sprawiedliwości od ujawnienia w czerwcu skandalu z podsłuchami.

Skandalu, za którym stoi Snowden. Edward Snowden. Dzisiaj dodalibyśmy - w służbie Jej Wysokości Demokracji.

***

A zatem bohater czy zdrajca? 30-letni Amerykanin przebojem wdarł się na czołówki gazet. I jak to ze służbami specjalnymi bywa, od razu został otoczony aurą tajemnicy. Top secret. W zalewie spekulacji i niedomówień niektóre fakty są jednak niezaprzeczalne. Snowden zostawił fajną dziewczynę i wygodne życie na Hawajach, żeby tułać się po świecie, prosić w desperacji o azyl, gdzie tylko się da, a na końcu wylądować w siermiężnej Rosji. Zamknięty przed normalnym życiem. Ciągle uciekający i ciągle ścigany. Wszystko po, by "wywołać debatę, w jakim świecie tak naprawdę chcemy żyć".

Czy to już heroizm? Tu też zdania są podzielone. Trzeba mieć bowiem odrobinę szaleństwa i nie lada odwagę, żeby rzucić wyzwanie Wielkiemu Bratu.

Ale znajdując schronienie u Putina, a jeszcze wcześniej w Hongkongu, Amerykanin daje argumenty przeciwnikom. O Rosji czy o Chinach można bowiem powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że swoboda wypowiedzi, prawo do prywatności - mówiąc najkrócej standardy obywatelskie, o które walczy był agent CIA - są tam powszechnie przestrzegane.

Wracając do pytania o bohatera czy zdrajcę. - Nie jestem ani jednym, ani drugim - mówił Snowden na łamach "Guardiana", gdy jeszcze przebywał w Hongkongu, zaraz po ujawnieniu afery. - Jestem Amerykaninem. Znów celna odpowiedź. Choć nie przybliża nas do odkrycia zagadki - kim pan jest, panie Snowden?

A może pytanie o motywy działania jest już teraz mniej istotne? Może ciekawszy jest mechanizm, który został wprawiony w ruch i prędko (czytaj: już nigdy) się nie zatrzyma? Zreasumujmy.

Kto jest podsłuchiwany? Prawdziwy skandal wybuchł wtedy, gdy okazało się, że Amerykanie byli bardzo ciekawi, z kim rozmawia i co mówi Angela Merkel, najpotężniejsza kobieta w Europie, ale nade wszystko przywódczyni kraju, który współpracuje z USA. Szefowie NSA nie za bardzo przejmowali się jednak sojusznikami, skoro wyszło na jaw, że na podsłuchu było ponad trzydziestu przywódców. Dokumenty z 2009 roku wskazują, że wśród nich znajdowali się też ówczesny premier Izraela Olmert i minister obrony Barak.
Tłumaczenie Amerykanów, że system nasłuchu ma służyć przede wszystkim wyłapywaniu potencjalnych terrorystów, aby uniknąć kolejnego 11 września nie za bardzo się broni, jeśli na liście Snowdena widnieją także organizacje pozarządowe, związane choćby z ONZ.

Jakim cudem pojawia się tam również nazwisko Joaquina Almunii, komisarza ds. konkurencji? Oczywiście NSA stanowczo zaprzecza, ale jedyne sensowne wytłumaczenie jest takie, że podsłuchy mogły również służyć do szpiegostwa przemysłowego, z którego korzystałyby amerykańskie przedsiębiorstwa.

Na początku grudnia "Washington Post" podał, że NSA przechwytuje dane dotyczące setek milionów telefonów komórkowych. Czyli na celowniku jesteśmy również my, zwykli obywatele.

Jak jesteśmy podsłuchiwani? Osławiony już program Prism pozwala amerykańskim służbom, od 2007 roku, na uprzywilejowany dostęp do danych gromadzonych przez wielkie firmy internetowe, m.in. Google, Microsoft, Facebook czy Twitter. Ale oprócz tego jest system Upstream, dzięki któremu informacje są przesyłane za pomocą podwodnych kabli. Niemałą rolę - jak wskazywały poważne gazety, "Guardian", "Washington Post" i "Der Spiegel" - odgrywa w tym procesie brytyjski odpowiednik NSA, Government Communications Headquarters. To mogłoby po części wyjaśniać, dlaczego głosy oburzenia po ujawnieniu skandalu nie były przekonujące. System podsłuchów nie jest czarno-biały i nie tylko Amerykanie powinni się tłumaczyć. Choć takiego budżetu jak NSA nie ma nikt. To akurat pewne.

Kto za tym stoi? Gdyby nie Snowden i nie Glenn Greenwald z Guardiana, który te rewelacje nagłośnił, nikt by pewnie nie wiedział, że 61-letni Keith Alexander sprawuje władzę od ponad 8 lat nad najbardziej rozwiniętym systemem szpiegowskim na świecie. W tajemniczej NSA (kiedyś mówiono o niej No Such Agency - "taka agencja nie istnieje) pracuje 37 tys. ludzi. A to nie wszystko, bo od 2009 roku Alexander stoi też na czele US Cyber Command, instytucji powołanej do walki z przestępczością w sieci. Władza - ogromna. I pomyśleć, że to człowiek, którego do niedawna nawet kongresmeni nie byli w stanie rozpoznać na ulicy i który ma na tyle dystansu do siebie, aby przyznać się, że "raz na dzień się myli, wpisując hasło do komputera". Jak widać, to nie przeszkadza, aby czuwać nad kolekcjonowaniem milionów danych.

***

Od pół roku słyszymy, że po rewelacjach Snowdena nic już nie będzie takie samo. Czy aby na pewno?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski