Nie mogę się z tym pogodzić - mówiła Agata Michałek-Budzicz. - Ten wyrok to skandal - uznał Ryszard Majdzik. Fot. Jerzy Ruciński (PAP)
PRAWO. - To nie koniec procesu - zapowiadają prokurator i pokrzywdzeni
- Decyzja sądu mnie nie dziwi, skoro obowiązujące przepisy przewidują kary niewspółmierne do skali represji, jaka dotknęła opozycję. Brak choćby moralnego osądzenia sprawców przestępstw i brak woli ich rozliczenia. Nie mogę się z tym pogodzić. To bardzo boli - mówi Agata Michałek-Budzicz, dawna działaczka KPN, razem z Ryszardem Majdzikiem z "Solidarności" uprowadzona 2 maja 1985 r. niemal sprzed budynku sądu w Krakowie przez esbeków.
Ryszard C., Andrzej S. oraz Antoni K. (dwaj pierwsi przyszli do sądu na ogłoszenie wyroku), oskarżeni przez krakowski Instytut Pamięci Narodowej o bezprawne pozbawienie wolności dwójki opozycjonistów, nie stanowią dziś zagrożenia dla społeczeństwa, niepotrzebna jest więc ich izolacja - orzekł sędzia Szymon Majcher. Dlatego - choć uznał, iż oskarżeni dopuścili się czynów, jakie zarzucił im prokurator - esbecy nie zostaną skazani na ponad dwa lata więzienia (tylko w takim przypadku nie objęłaby ich amnestia z 1989 r.).
- To było zdarzenie incydentalne - mówił o postępowaniu sprawców uprowadzenia sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku. Nie zezwolił też na publikację nazwisk ani wizerunków byłych funkcjonariuszy SB, choć twierdził, iż należy ich postępowanie napiętnować, skoro nie istniały ani prawne, ani faktyczne podstawy, by zatrzymywać dwójkę opozycjonistów.
- Skandal! Na Białoruś! - krzyczeli w sądzie wzburzeni działacze "Solidarności" i KPN, którzy przyjechali na tę rozprawę. Byli wśród nich Kazimierz Świtoń i Adam Słomka ze Śląska, a także około 40 innych osób, związanych z opozycją. Przynieśli transparent: "Żądamy naprawy krzywd moralnych wyrządzonym patriotom". Niektórzy nosili na ramieniu biało-czerwone opaski. Ten wyrok to - jak mówią - dowód, iż Rzeczpospolita nie radzi sobie z osądzeniem sprawców ich krzywd.
Tym bardziej że wspomniane porwanie to bardzo dobrze udokumentowana sprawa. Już w czasach PRL Agacie Michałek udało się wygrać proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych, jaki wytoczyła Wojewódzkiemu Urzędowi Spraw Wewnętrznych w Krakowie. W archiwum IPN znaleziono materiały z tamtego procesu.
- Na pewno złożę apelację. Ten wyrok to skandal - uznał Ryszard Majdzik, który także nie chciał nawet słuchać uzasadnienia.
- Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością mogę stwierdzić, że złożymy apelację - powiedział nam prokurator IPN. Dla dwóch z oskarżonych żądał po 2,5 roku wiezienia, a dla trzeciego - dwóch lat i czterech miesięcy.
W myśl obowiązujących przepisów skazanie esbeka - prześladowcy opozycji - graniczy z cudem - twierdzą pokrzywdzeni. Ryszard C., który 2 maja 1985 r. dowodził akcją porwania, przekonywał zresztą po wyroku dziennikarzy, że zarzuty, jakoby Agata Michałek-Budzicz została wówczas pobita w siedzibie WUSW przy ul. Mogilskiej lub też ją i Ryszarda Majdzika spotkały inne represje, to "bezczelne kłamstwa".
Przypomnijmy, iż wrzuconych do samochodu i zawiezionych do siedziby Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie opozycjonistów powitały w aucie uwagi jednego z esbeków: "nogi w cement, kamulki do nóg". Ponieważ do porwania doszło zaledwie kilka miesięcy po zamordowaniu przez SB księdza Jerzego Popiełuszki, te słowa zrobiły na zatrzymanych wstrząsające wrażenie.
Ewa Łosińska
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?