Schorowana, poruszająca się na wózku inwalidzkim kobieta od trzech miesięcy uwięziona jest w Andrychowie, w hostelu dla osób pokrzywdzonych przez los. Ze swojego pokoju może przejechać na korytarz, do kuchni i do łazienki. Na zewnątrz nie wyjedzie, bo w hostelu jest remontowana elewacja. Rusztowanie postawiono na pochylni dla wózków. Kobieta czuje się prawie jak w więzieniu.
- Niedługo po tym, jak tutaj zamieszkaliśmy, zaczęto remontować parking i otoczenie budynku, więc nie mogłam pojechać do sklepu czy urzędu. Teraz z kolei pracują przy elewacji - rozpacza Irena Dyduch.
Choroba postępuje
Pani Irena nie zawsze była niepełnosprawna. Wcześniej z mężem i dwójką dzieci mieszkała w Targaniach pod Andrychowem. - Do najbliższego sklepu trzeba było iść cztery kilometry w dół, po zboczu. Daleko było do szkoły i do kościoła - mówi, ale tamto życie wspomina jednak z nostalgią.
Zachorowała w 2008 r. Ma niedowład kończyn dolnych i górnych oraz inne schorzenia. W rdzeniu kręgowym ma wszczepiony elektrostymulator, by mniej bolało. Od tego czasu o żadnych wyprawach z domu już nie mogło być mowy.
- Gdy zaczęła się choroba, mąż mnie opuścił - opowiada kobieta. Twierdzi jednak, że wiele pociechy z niego wcześniej i tak nie było. - Jestem ofiarą wieloletniej przemocy domowej - wyznaje.
Zamieszkała w hostelu
Mieszkańcy wioski pomagali, jak mogli, ale w końcu pani Irena poprosiła w gminie o pomoc. Chciała zamieszkać bliżej ludzi. Sama nie ma szans na wynajęcie mieszkania. Ma 750 zł renty i 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego. Wstawił się za nią m.in. poseł Marek Polak z PiS.
Burmistrz Tomasz Żak obiecał, że załatwi jej mieszkanie przystosowane dla osoby na wózku. Do czasu przygotowania lokalu musiała zamieszkać w hostelu. Przeprowadziła się tu w grudniu ubiegłego roku razem z synem, uczącym się w szkole średniej i 10-letnią córką. Mają jeden pokój.
- Żeby tu zamieszkać, musieliśmy oddać mojego terapeutę, małego psa - mówi ze smutkiem pani Irena. Wtedy jeszcze liczyła, że będzie to tymczasowe lokum.
- Nie ma mowy o żadnej intymności, a przecież dzieci muszą się uczyć. Oni tutaj nie mogą dłużej mieszkać - podkreśla Łukasz Onichimiuk ze Stowarzyszenia Teraz Andrychów, które stara się pomóc kobiecie.
Z deszczu pod rynnę
Obiecanego mieszkania pani Irena od gminy na razie nie dostała. W jej sprawie u burmistrza ponownie interweniował poseł Polak. W hostelu zobaczyć, jak mieszka, był też proboszcz parafii św. Macieja, ks. Stanisław Czernik. Przyznaje, że jest zbulwersowany warunkami, jakie zastał.
Na razie gmina nie ma dla niej obiecanego mieszkania i nie wiadomo, kiedy jakieś znajdzie. Urzędnicy zapewniają jedynie, że "czynią starania w celu pozyskania lokalu".
Zapytaliśmy OPS, któremu podlega hostel, co mają zamiar zrobić, by pomóc kobiecie choćby wychodzić na zewnątrz. Nie odpowiedzieli, zasłaniając się tym, że problem zna jedynie kierowniczka, która jest na urlopie.
Robotnicy remontujący elewację twierdzą, że trzymają ich terminy i dlatego nie będą przestawiać rusztowania. Zresztą - jak podkreślają - żaden z urzędników nie kazał im tego zrobić.
Z tyłu budynku jest inne wyjście, gdzie dałoby się położyć deski, by kobieta mogła zjechać wózkiem, ale nikt o tym nie pomyślał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?