MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Sariusz-Skąpski

Redakcja
Andrzej Sariusz-Skąpski z córkami Izą i Magdą. Fot. Arch. rodzinne
Andrzej Sariusz-Skąpski z córkami Izą i Magdą. Fot. Arch. rodzinne
- Polecieliśmy samolotem z premierem Tuskiem. Jako rodziny ofiar dostaliśmy charakterystyczne identyfikatory na żółtej smyczy. To nas odróżniało od innych uczestników uroczystości. Gdy szliśmy przez las katyński, rozstępował się przed nami szpaler ochroniarzy, wojskowych, milicji i innych ludzi. Po tylu latach walki o uznanie faktu, że w ogóle takie zdarzenie miało tu miejsce, czuliśmy się po prostu niewiarygodnie - opowiada Izabella Sariusz-Skąpska, córka Andrzeja Sariusz-Skąpskiego, prezesa Federacji Rodzin Katyńskich, tragicznie zmarłego w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem.

Andrzej Sariusz-Skąpski z córkami Izą i Magdą. Fot. Arch. rodzinne

Testament taty

- Gdyby nie to, że jest... że był - poprawia się szybko - taki obowiązkowy i wydawało mu się, że niezastąpiony, pewnie dzisiaj by żył. Po zakończonej uroczystości w Katyniu powinien był zostać w Smoleńsku i tam czekać na przylot samolotu prezydenckiego za dwa dni. Ale nie mój ojciec! On musiał wracać, bo już miał rozpisany plan działania na jutro, pojutrze, popojutrze... No i musiał w Polsce wsadzić moją młodszą siostrę do pociągu jadącego do Katynia. Oczywiście zrobił to. Magda w Smoleńsku dowiedziała się, że nasz ojciec zginął. Modliła się już nie tylko na grobie dziadka Bolesława...

Izabella wspomina ojca jako człowieka zdecydowanego, wiedzącego, czego chce, zawsze dążącego do wyznaczonego celu, a nade wszystko upartego. Taki był w kontaktach z ludźmi i taki sam był w domu. Czasem trudno to było znieść, ale trzem kobietom jego życia: matce i dwóm córkom pomagała świadomość, że wszystko robi dla nich i dla ich dobra. Bo dla niego rodzina była najwyższą wartością.

- Byłyśmy dla Niego rodzajem rekompensaty za trudne dzieciństwo bez ojca i bez matki, taką "rodziną zastępczą", gdzie szukał uczuć, których nie doznał jako dziecko - opowiada pani Izabella. - W 1939 r., gdy miał niespełna trzy lata, stracił ojca, który "poszedł na wojnę", jak powiedziała mu matka. Nie zdążył mieć rodzeństwa. w październiku 1942 roku zmarła matka, nie wiedząc nawet, że jest wdową. Bardzo szybko musiał dorosnąć. Z miłością wychowywał go dziadek i siostra ze strony mamy. Ale musiał szybko dojrzeć. Gdy miał 6 lat, 3 czerwca 1943 roku dziadek wziął go na kolana i powiedział: jesteś już duży, musisz więc wiedzieć: dzisiaj gazeta "Goniec Krakowski" przyniosła wiadomość, że twój tatuś nie żyje...

To jego sieroctwo wojenne spowodowało, że gdy już założył własną rodzinę, postanowił być dla niej opoką. Poświęciłby jej wszystko, ale był zarazem człowiekiem pewnym swego, upartym do bólu, także w życiu prywatnym.

- Kiedy rodzice mieszkali w Zakopanem, a ja studiowałam w Krakowie, tato był dyrektorem w zakładzie Veritasu w Białym Dunajcu. Wstawał potwornie wcześnie, żeby do tego Dunajca zdążyć. Śmiał się, że wstaje 20 minut przed papieżem. Dwadzieścia po siódmej był już po odprawie i przejrzeniu prasy. Dzwonił więc do mnie do Krakowa, żeby zapytać, czy wszystko w porządku - opowiada Iza. - Łatwo sobie wyobrazić, że dla studentki była to barbarzyńska pora, ale tłumaczenia nie dawały żadnych rezultatów. Dwa dni dzwonił później, potem wracał do starych nawyków ...

Sprawował bezwzględną, ale nie władzę, tylko opiekę. Wiedział, co dla nas najlepsze i nie pozwalał sobie wmówić, że jest inaczej. Przez ostatnie 3 lata, kiedy był prezesem Federacji Rodzin Katyńskich, było nam go brak, bo czas przeznaczony dla rodziny poświęcał pracy.

Andrzej Sariusz-Skąpski z wykształcenia był inżynierem. Jego córka mówi, że byłby wspaniałym prawnikiem, jak jego ojciec Bolesław, wybitny prawnik, pracownik przedwojennego Ministerstwa Sprawiedliwości, oficer zastrzelony w Katyniu. Ale czasy, w których dorastał, nie sprzyjały realizacji marzeń.
Jako dziecko ofiary Katynia w komunistycznej Polsce był szykanowany. Córki pamiętają opowieści rodzinne o tym, jak do szkoły, gdzie się uczył, przychodził UB, wyciągali go z lekcji, pytali o ojca, a on wiedział, że nie wolno wspominać o Katyniu, trzeba mówić: ojciec zaginął na wojnie. Dziadek i ciocia po każdej takiej akcji przenosili go do innej szkoły, co na nic się zdało. Powtarzał karnie klasy.

- Wszystko razem miało jedną dobrą stronę: do matury tato przystępował w 1956 r. Inaczej niż jego rówieśnicy, którzy zdali maturę wcześniej, on miał szansę pójść na uczelnię. Wybrał Politechnikę i skończył ją - powiada córka.

Po studiach pracował jako geodeta, był projektantem w biurze melioracji wodnych w Krakowie.

- Potem, ze względu na moje zdrowie, rodzice zdecydowali się na przenosiny do Zakopanego. Mieliśmy tam od czasów po I wojnie światowej dom "Zacisze". Niestety, spalił się. Na jego miejscu wybudowaliśmy nowy, który miał być letniskowym, a okazał się miejscem stałego pobytu - opowiada Izabella - Przynajmniej dla moich rodziców, którzy spędzili tam 30 lat życia i do Krakowa wrócili dopiero 5 lat temu.

Do Zakopanego przenieśli się w roku 1975. Ojciec podjął pracę w zakładzie produkującym galanterię, gdzie na początku pełnił funkcję głównego mechanika. Zakład produkował wszystko: grzebienie, szopki, gogle i dużo większy asortyment. Był częścią Veritasu. Córka przypuszcza, że pewnie stąd wzięły się informacje, że ojciec był związany z PAX-em.

- On był kompletnie apolityczny - twierdzi Izabella.

W Zakopanem państwo Skąpscy mieszkali 30 lat. Tam przyszła na świat Magda - młodsza o 12 lat siostra Izabelli. Gdy ich ojciec zaczął pracować jako dyrektor Zakładu Remontowo-Budowlanego PTTK w Zakopanem i zajmował się remontami wszystkich schronisk tatrzańskich i części beskidzkich, jeździły z nim łazem do tych schronisk.

- Byłam studentką, ale na weekendy przyjeżdżałam do rodziców. Ojciec mówił: jadę na Halę Gąsienicową, jedziecie ze mną. A my obie z radością wskakiwałyśmy do samochodu - ja, dwudziestoletnia panna i moja ośmioletnia siostrzyczka. Trzęsło tak, że trzeba było uważać na język, ale się jechało, a nie szło. To było cudowne - wspomina Iza. - Gdy potem wracałyśmy spacerkiem na dół, ludzie nas zaczepiali i wskazując na Magdę pytali, jak takie dziecko zdołało pokonać tak trudną trasę bez żadnego zmęczenia?

Andrzej Skąpski do emerytury pracował w Zakopanem. Był dyrektorem Domu Turysty, gdzie realizował się jako organizator. Po przejściu na emeryturę nadal pracował w PTTK jako inspektor nadzoru.

- 5 lat temu rodzice wrócili do Krakowa. Wtedy ojciec zajął się pracą w Federacji Rodzin Katyńskich. Od trzech lat był jej prezesem - mówi jego córka, która sama pracuje w federacji dłużej, niż pracował jej ojciec. Zaraz jednak dodaje, że zawsze interesował się i wspierał działalność Rodzin, bo przeszłość jego ojca leżała mu na sercu. Izabella mówi tak: - Mój ojciec na pogrzeb dziadka czekał 60 lat! Doczekał się w 2000 roku. Teraz mieliśmy uczcić 70-lecie zbrodni i 10-lecie pochówku. To miała być spinająca te wydarzenia klamra. Nie wiedzieliśmy przecież, że życie przygotowało inną klamrę, jakże tragiczną!
W sobotnie przedpołudnie Andrzej Skąpski miał przemawiać obok prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wspólnie z nim wsiadł do samolotu, by po raz kolejny w ciągu kilku dni być w miejscu, gdzie zamordowany został jego ojciec. Na tę okoliczność przygotował sobie wystąpienie. Ostatnie poprawki nanosił jeszcze 9 kwietnia wieczorem:

"Szanowny Panie Prezydencie; Ekscelencje, Księża Kapelani; Panie - Panowie; Droga Rodzino Katyńska!

70 lat temu, od kilku dni, w tym miejscu, słychać było suche trzaski wystrzałów i głuche odgłosy ciał, spychanych bezładnie do »dołów śmierci« - oprawcy z NKWD strzałem w tył głowy mordowali naszych Ojców. Jak to miejsce wtedy wyglądało, wiosną 1940 roku? Te drzewa tego nie pamiętają. Zostały posadzone rękami morderców, aby swymi korzeniami na zawsze zakryć i przygwoździć ślady zbrodni. Ten zamiar się nie powiódł - minęły zaledwie trzy lata i świat poznał słowo »Katyń« (...) Stojąc tu, nad grobami naszych Ojców, łączymy się w myślach z bliskimi nam osobami z Rodzin Katyńskich, których Ojcowie spoczywają w takich samych lasach w Charkowie i Miednoje, tak samo mordowani strzałem w tył głowy w kazamatach NKWD Charkowa i Tweru. (...)

Minęło 70 lat - czas zrobił swoje. Dzisiaj Wdowy - pokolenie naszych Matek - to kilkadziesiąt pań ponad 90-letnich. Najstarsza z Nich zmarła w ubiegłym roku w Izraelu, w wieku 108 lat. My, pokolenie dzieci, to paręset Córek i Synów, dzisiaj w najlepszym wypadku 70-latków. Jest nas tu dzisiaj garstka. Przyjechaliśmy z naszymi dziećmi - wnukami i prawnukami - aby nad grobami Ojców przekazać im nasze posłanie - pilnujcie tego miejsca, pilnujcie godnej pamięci Waszych przodków. (...) Przekażcie kiedyś to posłanie swoim dzieciom - niech ta pamięć trwa".

- Dla mnie i dla moich najbliższych jest to testament mojego taty - mówi Izabella Skąpska.

W niedzielę po południu otrzymały z ABW informację, że ich mąż i ojciec został zidentyfikowany "ponad wszelką wątpliwość". Pozostawił nie tylko swoje kobiety, ale także liczne rodzeństwo cioteczne oraz dwuletnią wnuczkę, którą bardzo kochał - z wzajemnością.

- 3 lata temu byłam z ojcem w Egipcie. Przy powrocie doszło do jakiejś awarii samolotowej i przeżyliśmy awaryjne lądowanie w Hurgadzie - wspomina Iza. - Potem, kiedy już wsiadaliśmy do innego samolotu, odprężeni rozmawialiśmy o tym, że jeśli chodzi o samoloty, jesteśmy bezpieczni. Zdarzyło się raz i już nigdy więcej, bo limit został wyczerpany. Ale dziś wiem, że to nieprawda. Limit Katynia też nie wyczerpał się 70 lat temu. Katyń pochłonął kolejne ofiary. Nie ma nic pewnego na tym świecie.

Elżbieta Borek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski