Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anioły pamięci

Redakcja
Adam Westwalewicz z obrazem ojca FOT. WIESŁAW ZIOBRO
Adam Westwalewicz z obrazem ojca FOT. WIESŁAW ZIOBRO
Całkiem niedawno ktoś życzliwie poradził Andrzejowi Westwalewiczowi, jak mógłby prędko się wzbogacić, gdyby chciał. - Niech pan sprzeda te włoskie pejzaże Włochom. Kupią na pewno. Będzie miał pan pieniądze i kłopot z głowy - mówił znajomy.

Adam Westwalewicz z obrazem ojca FOT. WIESŁAW ZIOBRO

Syn zmarłego tarnowskiego artysty jest zdania, że pamięć o jego ojcu nie powinna być tylko jego prywatną sprawą

Andrzej Westwalewicz obrusza się: - Miałbym Włochom sprzedawać obrazy swojego ojca, które przytachał on stamtąd po wojennej zawierusze na własnych plecach, w wojskowej pałatce?

Wszystkich obrazów i rysunków pozostało ponad tysiąc. Część można oglądać w Domu Pamięci Stanisława Westwa-lewicza. To zmarły w 1997 r. w Tarnowie artysta malarz, grafik i rysownik. Ojciec pana Andrzeja.

Dom Pamięci znajduje się w rodzinnym domu artysty, położonym niedaleko centrum Tarnowa. Na piętrze, z okna dawnej pracowni widać stary Tarnów ze strzelistą neogotycką wieżą katedry. Ten widok też został uwieczniony na płótnie. W niedużym pomieszczeniu można oglądać pejzaże, portrety, martwe natury, także kobiece akty. Oleje i akwarele. Dominują płaskie pola, wielkie połacie nieba, samotne drzewa, wiejskie domy w tle albo wieże małomiasteczkowych kościołów. Na podłodze leży wojskowa pałatka, ta, w której Stanisław Westwalewicz przywiózł do kraju włoskie obrazy, inne od tamtych.

Życie miał niezwykłe. Urodzony w 1906 roku na Kielecczyźnie, studiował przed wojną w krakowskiej ASP pod kierunkiem profesorów Jareckie-go, Pieńkowskiego, Frycza i Pautscha, mistrzów młodopolskiego postmodernizmu. Po wybuchu wojny zgłosił się do wojska i po 17 września 1939 r. jako podporucznik WP dostał się do niewoli sowieckiej. Przez dwa lata więziony był w obozach w Kozielsku i Griazowcu. Wskutek niezwykłego zbiegu okoliczności uniknął śmierci. Podczas pobytu w Kozielsku zdążył namalować portrety większości kolegów, polskich oficerów, którzy potem zginęli w Katyniu.

- Oficerowie, chcąc mieć pamiątkowy portret, nagle zaczęli kupować w obozie kosztujące po kilka kopiejek dzieła Marksa i Engelsa, co w propagandowy i naiwny sposób wykorzystała prasa radziecka - opowiada Andrzej Westwa-lewicz. - To ojciec potrzebował tych książek, żeby na czystych kartkach malować portrety żołnierzy...

Kiedy zaczęła się wojna niemiecko-sowiecka, Stanisław znalazł się w szeregach Armii Polskiej gen. Andersa, pracując w polowej drukarni wydającej "Orła Białego" i w Sekcji Graficznej Oddziału II Korpusu. Odbył szlak bojowy z Rosji, przez Bliski Wschód, do Rzymu. Nigdy nie opuszczały go malarskie pasje. Z częścią obrazów powrócił do Polski w 1947 roku. W latach 60. sprowadził się do Tarnowa.

Uwagę zwracają ciepłe, dekoracyjne, nasycone włoskim klimatem oleje z Wenecji i Rzymu, rysunki powstałe w Iraku, Iranie, Palestynie, Egipcie - wszystkie prace spoczywają w Domu Pamięci. Znany plakat sławiący zwycięstwo polskiego żołnierza pod Monte Cassino w 1944 r. też jest autorstwa Westwalewicza.

O nich już zapomniano

- Liczę, że w końcu dorobkiem tym zainteresują się jakieś placówki muzealne, bo jest to kawałek cennej spuścizny narodowej - mówi pan Andrzej. - Przecież nie oczekuję za prace ojca majątku, nie w tym rzecz, zależy mi przede wszystkim na tym, by mogły je oglądać młode pokolenia.
Andrzej Westwalewicz, dziś emeryt, też jest artystą. On poszedł w kierunku rysunku i grafiki, unikając oleju i akwareli. Radzono mu bowiem, by obrał inny warsztat i nie powielał sztuki swego uznanego ojca.

- Co ciekawe, nigdy z ojcem nie spieraliśmy się o sztukę, mimo że stanowiła o naszym życiu.

Po śmierci Stanisława Andrzej Westwalewicz postanowił zrobić wszystko, żeby pamięć o tacie nie przeminęła.

- Pamięć bywa niezwykle ulotna i wiele przykładów to potwierdza. Szuszkiewicz, Grabowski, Drobiecki, Drobiecka. Kto dziś w Tarnowie pamięta o tych znanych miejscowych artystach?

Artysta od lalek

Dom Pamięci miał być fundamentem w tej sprawie. Pomogła ASP w Krakowie, gdzie w ramach pracy dyplomowej studenci wykonali matrycę tablicy pamiątkowej. Patronat nad placówką objęło Muzeum Regionalne w Kozienicach, miasto, w którym urodził się Stanisław. Dom, otwarty rok po śmierci gospodarza, poświęcił zmarły w 2007 r. ks. prałat Zdzisław Peszkowski, kapelan Rodzin Katyńskich, więzień Kozielska. Kiedy pana Andrzeja ktoś prosi o możliwość obejrzenia ojcowskich prac, wsiada do swojego fiata seicento i zajeżdża z kluczami przed bramę Domu Pamięci. Goście z zagranicy też tu bywają.

Przy okazji pan Andrzej wskazuje zainteresowanym pobliskie kościoły, gdyby kogoś interesowały jeszcze polichromie wykonane przez jego ojca.

- Po powrocie do Polski tata jako były "andersowiec" miał problemy ze znalezieniem pracy. Na krótki czas zaczepił się nawet w wytwórni lalek w Tarnowie, ale prędko go zwolniono, twierdząc, że nie jest dość wprawny w wykonywaniu lalkom rumieńców... Utrzymywał się głównie z malowania wnętrz świątyń. Już przed wojną opanował tę sztukę pod kierunkiem sławnego prof. Józefa Mehoffera. W kościele w Turku obydwaj wykonali sześć aniołów naturalnej wielkości, w Polsce południowo-wschodniej ojciec jest autorem polichromii w 30 świątyniach. W wolnej już Polsce jako członek ZPAP doczekał się ministerialnej emerytury.

Andrzej Westwalewicz zawsze angażuje się w organizację wystawy obrazów ojca, jest ich komisarzem. Uważa, że pamięć po artyście ma przetrwać głównie w jego dziełach. Często - ojciec i syn - "spotykają" się na takich wystawach. U góry roztacza się wizja świata starszego artysty, u dołu młodszego. Pierwszy wyraża siebie w oleju i akwarelach - głównie w pejzażach (trochę w typie Malczewskiego), w martwej naturze, w postimpresjonistycznej formie, drugi - absolwent cieszyńskiej Filii Wydziału Artystyczno-Pedagogicznego UŚ - w jednobarwnym linorycie i rysunku piórkiem.

Obrazy i szynka

Kiedy Stanisław już był starszy i zaczął chorować, na jego wystawy zawoził go syn, opiekował się nim, pomagał na każdym kroku. Na kilka lat przed śmiercią zorganizowano kilka dużych wystaw retrospektywnych poświęconych dorobkowi malarza - w Tarnowie, Nowym Sączu, Krakowie i w Instytucie Polskim w Wiedniu.
Ale najważniejsza wystawa - 14 lat po śmierci artysty - odbyła się w ub. roku, w siedzibie Stałego Przedstawicielstwa RP w Strasburgu, z inicjatywy pochodzącej z Tarnowa ambasador Urszuli Gacek. Andrzej Westwalewicz miał przygotować ekspozycję.

- Problem dotyczył transportu, nie mieliśmy odpowiedniego samochodu - relacjonuje pan Andrzej. - Wiadomo, że obrazów nie powiozę do Francji swoim seicento. Niestety, prośba o pomoc lokalnych urzędników spełzła na niczym, aż w końcu firma Roleski dostarczyła nam odpowiedni pojazd i jeszcze sporo smakowitych wędlin na drogę. Tylko urząd konserwatora zabytków musiał wydać zgodę na przewiezienie obrazów, lecz z tym nie było kłopotu.

- Zabiegając o pamięć o ojcu, Andrzej potykał się o różne problemy, ale zawsze podziwiałam go za spokój i cierpliwość. Ja nie jestem taką dyplomatką jak on, od razu mówię, co o pewnych rzeczach myślę, na jego miejscu chyba niewiele bym załatwiła - opowiada o staraniach męża Aniela Westwalewicz. Też pochodzi z artystycznej mieszczańskiej rodziny; jej dziadek, Piotr Celestyn Kulka, jest autorem wielu zabytkowych kamiennych nagrobków na Starym Cmentarzu w Tarnowie.

Czas na muzeum

Na wystawę do Strasburga, która miała się odbyć w przeddzień naszego Święta Niepodległości, pani Aniela, oczywiście, pojechała, bo zawsze pomaga mężowi w utrwalaniu pamięci o Stanisławie Westwa-lewiczu.

Na wystawie zjawiło sie wielu gości - ambasadorowie z 26 krajów, nuncjusz apostolski, oficerowie Korpusu Dyplomatycznego WP, zagraniczna Polonia. Był obecny także - ze swoimi pracami - Jerzy Martynow, inny tarnowski artysta.

- Czuliśmy z żoną wielkie wzruszenie - wspomina pan Andrzej. - Ojciec, przebywając w Rzymie, działał w Międzynarodowym Kole Artystycznym "Circolo Artistico", za co został odznaczony przez włoskie władze. Prawie 60 twórców z różnych krajów, zgrupowanych w Kole, już wtedy marzyło o powojennej wolnej Europie, bez barier, ale wiadomo, jak zakończyły się te marzenia. Wystawę prac taty po tylu latach, w Strasburgu, stolicy zjednoczonej Europy, uważam za jego pośmiertny triumf.

Pan Andrzej twierdzi ponadto, że strasburska wystawa to również ukoronowanie jego działalności, która miała na celu wzmacnianie pamięci o ojcu. Nikt nie ma wątpliwości, że także dzięki tym działaniom Stanisław Westwalewicz ma skrupulatnie opracowaną bibliografię, uliczkę w mieście prowadzącą do Liceum Sztuk Plastycznych, jest patronem jednego z miejskich gimnazjów. Na temat artysty powstały już prace magisterskie i licen-cjackie. Ilekroć Andrzej West-walewicz zapraszany jest na spotkanie, na którym mówiłoby się o Stanisławie, "Polaku, artyście i patriocie" - nigdy nie odmawia.

- Trochę życia poświęciłem na to, by nie zapomniano o ojcu. Myślę jednak, że wszystko, co mogłem zrobić w tej sprawie, już zrobiłem. Przynajmniej mam takie wrażenie - podsumowuje syn zmarłego artysty.
Upływ czasu daje się we znaki, zdrowie już nie to i Andrzej Westwalewicz wciąż myśli, by ktoś w przyszłości zadbał o kontynuację. Ale dzisiaj nikogo takiego nie ma. Dlatego marzy, by dorobek ojca - zwłaszcza cenna, także historycznie, kolekcja włoska - znalazł się w godnym miejscu, w placówce muzealnej, by zbiory zostały skatalogowane i opisane.

Jest przekonany, że nie tylko dzieła ojca zainteresowałyby szerszą publiczność, ale także losy artysty, który zawsze i wszędzie dostrzegał piękno. Dostrzegał nawet z obozowej pryczy w Kozielsku, gdy malował anioły bizantyjskie, spoglądające ze sklepienia w dawnej cerkwi.

WIESŁAW ZIOBRO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski