Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antiga? Wolałbym o nim nie mówić

Rozmawiał Remigiusz Półtorak
N’Gapeth (z prawej) wyróżnia się na mistrzostwach nie tylko fryzurą
N’Gapeth (z prawej) wyróżnia się na mistrzostwach nie tylko fryzurą Fot. Karolina Misztal
Siatkówka. EARVIN N’GAPETH dziś jest gwiazdą francuskiej drużyny, ale całkiem niedawno był niesfornym młokosem, którego Philippe Blain wyrzucił z kadry za niesportowe zachowanie. Na oczach Stephane’a Antigi. Nie ma bardziej oryginalnego zawodnika na mistrzostwach świata.

Ngapeth, 23-letni atakujący także poza parkietem jest wyjątkowo wyluzowany. Na rozmowę z nami przyszedł… boso, a chwilę wcześniej paradował po hotelu z kuflem piwa. Po niespodziewanie efektywnej pierwszej rundzie, w której Francuzi wygrali swoją grupę (m.in. z Włochami i USA), trener dał im dużo swobody. Również dlatego Earvinowi rozwiązał się język.

– Mówią o Panu „enfant terrible” francuskiej siatkówki, choć nie wygląda Pan wcale tak strasznie…

– Też to słyszałem. Ludzie przyklejają mi różne etykietki. Przyzwyczaiłem się.

– Ale sam dał Pan powód. W 2010 roku reprezentacja zamknęła przed Panem drzwi, za – jak to ujął ówczesny trener Philippe Blain – niezdyscyplinowanie i postawę niezgodną z prawidłowym życiem drużyny na mistrzostwach świata.

– To prawda, ale tamten rozdział dawno uważam za zamknięty. Rok później wróciłem do kadry. Myślę, że obydwie strony tego potrzebowały. Dla Philippe’a (Blaina) mam duży szacunek, nie tylko ze względu na karierę sportową, ale również z powodów prywatnych. Był świadkiem na ślubie moich rodziców.

Wspólnie doszliśmy do wniosku, że warto spróbować po raz kolejny. Dla mnie to było bardzo ważne, bo nie potrafię żyć bez siatkówki.

– Zna Pan również dobrze Stephane’a Antigę, bo na tamtych mistrzostwach świata we Włoszech, z których Blain Pana wykluczył, trener wolał postawić na doświadczonego atakującego niż na 19-letniego młokosa. Co Pan dzisiaj sądzi o Antidze?

– A muszę o nim coś mówić?

– Chciałbym wiedzieć, co Pan myśli o siatkarzu, z którym Pan grał, a który niedługo potem nieoczekiwanie został trenerem polskiej reprezentacji.

– Graliśmy ze sobą tylko w 2010 roku, kiedy zostałem wykluczone z kadry. Mówiąc delikatnie, Stephane nigdy nie był moim najlepszym przyjacielem. Nie podobało mi się, jak niezbyt pochlebnie się o mnie wyrażał w mediach. Nie tylko o mnie, ale też o mojej rodzinie. Szanuję jednak to, co zrobił na parkiecie. Jak on zaczynał grać zawodowo, ja byłem jeszcze dzieckiem. Dzisiaj nie mam jakiejś specjalnej urazy, jak się mijamy, to uściśniemy dłoń, powiemy „dzień dobry”, ale nic poza tym.

– Zaskoczyło Pana, że Antiga został pierwszym trenerem Polaków, a Blain mu pomaga?

– Bardzo. Byłem mocno zdziwiony, że ktoś wpadł na taki pomysł. Szczerze mówiąc, nie jest to normalna sytuacja. Choć życzę mu jak najlepiej, bo przejęcie polskiej kadry w takich warunkach to duże wyzwanie. Myślę jednak, że prawdziwym trenerem jest Philippe. To on podejmuje kluczowe decyzje i ma za zadanie „kanalizować” Stephane’a, który pewnie gdzieś w podświadomości czuje się jeszcze trochę zawodnikiem.

– Ojciec, zanim został trenerem, był siatkarzem. Pana brat też uprawia tę dyscyplinę. Nie miał Pan wyjścia.

– Trochę tak. Przychodziłem ze szkoły, szedłem popatrzeć, jak trenuje tata. Na mecze też chodziliśmy regularnie. Z młodszym bratem spędzaliśmy bardzo dużo czasu w siatkarskiej hali. Pasja do siatkówki narodziła się sama. Potem zacząłem występować w reprezentacjach młodzieżowych.

– Na początku tego roku był Pan bohaterem kolejnej afery, tym razem w klubie. Opuścił Pan Kemerowo na Syberii, zostawiając tam ojca, który był trenerem klubu w kłopotliwej sytuacji.

– Nie żałuję, że wszystko się tak skończyło. Dla mnie sprawa była jasna. Żona miała rodzić i zaplanowaliśmy, że będzie przy mnie, w Rosji, ale okazało się – mimo innych zapewnień – że warunki w tak newralgicznym dla niej okresie są zdecydowanie lepsze we Francji. Została więc. Gdy dostałem sygnał, że rozwiązanie jest blisko, chciałem pierwszym samolotem do niej jechać, ale już w drodze na lotnisko mój wylot został przez klub odwołany. Puścili mnie dopiero na drugi dzień. Najbardziej popsuły się relacje z ojcem. To było jego pierwsze doświadczenie trenerskie za granicą. Potem zresztą on również stamtąd odszedł. Teraz jest między nami lepiej, ale ślad pozostał.

– Dlaczego nie został Pan koszykarzem, skoro ojciec dał Panu imię na cześć słynnego Amerykanina Earvina „Magica” Johnsona?

– To prawda, był jego wielkim fanem, jak „Magic” występował w NBA. Ojciec bardzo lubił oglądać jego mecze. Mnie jednak nigdy nie ciągnęło do koszykówki. Zawsze wolałem pograć w piłkę. Zresztą zamiłowanie do futbolu zostało mi do dzisiaj. Czasami, jak tylko mam trochę czasu, idziemy zagrać z kumplami. Choć zdecydowanie rzadziej niż wcześniej.

– Bo musi Pan znaleźć czas również na rapowanie?

– (śmiech) Muszę przyznać, że to też zabiera trochę czasu.

– Ale efekty są widoczne. Wydał Pan nawet płytę.

– Lubiłem słuchać rapu w zasadzie od dziecka, przede wszystkim amerykańskiego, ale we Francji też miałem ulubionych wykonawców. Potem założyłem z kolegami swoją grupę pod pseudonimem Klima i przez kilka lat próbowaliśmy nagrywać. Ciągle mamy niewielkie studio muzyczne. Płyta Klimatizason powstała w 2011 roku, można jej posłuchać w internecie. Daliśmy też parę koncertów w Poitiers, ale bardziej dla znajomych. Dlatego nie mogę powiedzieć, że jestem profesjonalnym raperem. W każdym razie nie zarabiam na tym.

– W niedzielę zagracie z Polakami. Na co was stać?

– Myślę, że naszą siłą jest grupa. Chyba nikt się nie spodziewał, że będzie nam szło tak dobrze. Na początku założenie było proste, przejść do drugiej rundy. Potem, jak zaczęliśmy wygrywać, celem były cztery zwycięstwa w pierwszej fazie, co też zostało zrealizowane. Dzisiaj myślimy o półfinale i jestem przekonany, że nas na to stać.

– A jak cel zostanie osiągnięty, to wymyśli Pan sobie inny kolor włosów?

– Kiedyś miałem już białe, teraz są czerwone. Zawsze lubiłem się wyróżniać w taki sposób. Żeby być konsekwentnym, wypadałoby pofarbować je na niebiesko (śmiech). Obiecuję jednak, że do końca turnieju zostaną czerwone. Potem zobaczymy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski