Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Apolityczny apel do ludzi sukcesu

Zbigniew Bartuś
Kwadratura kuli. Czy ja jestem ludzkim śmieciem? - zapytała mnie pani Zofia, wymachując piątkowym „Dziennikiem Polskim”. W poprzednim felietonie napisałem za portalem NBP, że pod względem realnego dochodu na głowę po 1990 roku pobiliśmy wszystkie kraje OECD.

Na papierze jesteśmy ponad siedem razy bogatsi niż u progu przemian. Chwalił się tym poprzedni rząd. Politycy PiS wyśmiewali „głupią propagandę”, ale teraz sami chętnie epatują „rekordowym polskim wzrostem w Europie”, podkreślając, że to ich zasługa.

- Tylko co ja z tego mam? - pyta pani Zofia, krakowianka u progu emerytury. I opowiada swą historię, która na początku mocno przypomina moją - i dlatego dobrze ją rozumiem.

W latach 70. jej rodzice sprzedali ojcowiznę na wsi (kilkanaście hektarów pola, las), by dać córkom pieniądze na zakup spółdzielczych mieszkań. Zofia wpłaciła w 1978 roku do państwowego banku (innych nie było) pełny wkład na M-5. Bank obracał jej pieniędzmi, a ona czekała, czekała, czekała… Z mężem i trójką dzieci w 40-metrowym M-2 w kamienicy w Podgórzu. Siostry miały szczęście: załapały się na wymarzone mieszkania spółdzielcze. Lokum Zofii było w budowie, gdy na początku lat 90. spółdzielnia padła.

Zofia została z „pełnym wkładem” wartym tyle co... 1,5 metra kw. mieszkania w Krakowie. Tymczasem „jej” kamienicę odzyskał przedwojenny właściciel, a ściślej - działający w jego imieniu prawnik. Podniósł czynsz sześciokrotnie (znam to z autopsji). Krakowianka prowadziła wtedy z mężem małą działalność handlową. Za płotem targowiska działali tańsi Azjaci (płacone przez nich mandaty za zajęcie chodnika były niższe niż opłaty za stragan na bazarze), pojawiły się obce markety i…

- Splajtowaliśmy, zostając z niespłaconym kredytem. Wpadliśmy w spiralę zadłużenia. Znikąd pomocy! - wspomina Zofia, która od tego wszystkiego ciężko się rozchorowała. Szczęśliwie w 2006 roku mąż dostał pracę (półtorej płacy minimalnej!), rok później udało im się uzyskać 60 tys. zł kredytu - na tyle wycenił ich bank, ten sam, który przez 30 lat obracał „pełnym wkładem” Zofii na M-5. Kupili zrujnowaną klitkę w miasteczku 50 km od Krakowa i z 16 tys. zł ekwiwalentu za „pełny wkład” zrobili remont. Dzieci nie bardzo mogły pomóc, bo od skończenia studiów pracowały tylko okresowo na śmieciówkach.

Zofia zawsze zastanawiała się, co o takich jak ona myślą ludzie sukcesu i decydenci przełykający ośmiorniczki lub mknący na sygnale na domową kolację limuzynami za 2 miliony złotych. I tak chętnie chwalący się przed kamerami „rekordowym wzrostem Polski”. - W imieniu ludzi jak ja nie proszę ich o pomoc, ani nawet pamięć, ale apeluję o odrobinę umiaru i pokory - kończy pani Zofia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski