Może Horst von Wächter nie mówi wprost, że Żydów w Krakowie i we Lwowie mordowali Polacy, ale skoro nie robił tego jego ojciec, i pewnie wielu innych „dobrych nazistów”, ktoś ich musiał wysyłać na śmierć. Więc jednak Polacy? Tak może myśleć Zachód.
Na szczęście, trafiła kosa na kamień. To znaczy von Wächter na historyków z krakowskiego IPN. A w szczególności na dr. Mateusza Szpytmę, badacza stosunków polsko-żydowskich podczas II wojny światowej. Tego, który na światło dzienne wyciągnął historię rodziny Ulmów z Markowej. Pokrótce: w marcu 1944 roku Niemcy zamordowali tam Józefa, jego żonę, brzemienną, Wiktorię i sześcioro dzieci, z których najmłodsze miało 1,5 roku. Zginęli za ukrywanie Żydów. Akcją dowodził Eilert Dieken, szef żandarmów z Łańcuta. Dr Szpytma odnalazł w Niemczech córkę Diekena. Napisała mu w liście: „Ku mojej radości wiem, że ojciec wyświadczył ludziom wiele dobra”. Brzmi znajomo? Na przekazane jej fakty odpowiedziała milczeniem.
Pod koniec rozmowy z von Wächterem historyk zachęcił go do przeczytania wydanego przez IPN niemieckiego raportu z likwidacji getta we Lwowie. I zdaje się, że Herr Horst skorzystał z tej zachęty. Teraz w e-mailu do „Dziennika Polskiego” pisze, że to dowód na zbrodnie Kaztmanna, a nie von Wächtera. Bo przecież tylko SS i policja były złe.
Nie wiadomo tylko jednego – jak Horst von Wächter przywitał się z historykami z Krakowa. Po ludzku, czyli podając im dłoń, czy raczej gestem, kojarzącym się z zamawianiem pięciu piw. To przecież też był obyczaj tych „dobrych” nazistów...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?