Andrzej Wyżykowski to znany w Krakowie profesor, wieloletni, główny architekt miasta i członek Społecznego Komitetu Ochrony Zabytków Krakowa, ale wymiar sprawiedliwości zajmuje się teraz inną stroną życia 77-latka. Sąd Apelacyjny w Krakowie kazał właśnie powtórzyć jego proces lustracyjny.
Instytut Pamięci Narodowej uważa, że profesor skłamał w swoim oświadczeniu lustracyjnym, gdy napisał, że nie był tajnym współpracownikiem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Lustrowany potwierdza, że przez kilkanaście lat miał kontakty z SB, ale zaprzecza, by to była tajna współpraca.
Tymczasem prokurator IPN dowodzi, że profesor był zarejestrowany jako TW „Alfa” i dostarczał esbecji informacji m.in. na temat pracowników Politechniki Krakowskiej, podpisując się swoim pseudonimem. Miał siedmiu oficerów prowadzących, z którymi spotykał się w kilku tajnych lokalach kontaktowych.
Najpierw się przyznał
Wyżykowski jako członek SKOZK musiał wypełnić oświadczenie lustracyjne i zrobił to dwa razy. Najpierw, w kwietniu 2007 r., przyznał, że był TW. W kolejnym oświadczeniu, złożonym 24 lutego 2008 r., stwierdził, że jednak agentem nie był.
– W obu oświadczeniach podał, jak wyglądały jego kontakty z SB i nie zataił żadnych faktów, ale różnie ocenił, czy to była współpraca. Za pierwszym razem uznał, że jednak tak, za drugim już nie – mówi mecenas Jan Widacki, obrońca lustrowanego.
Z czego wynika taka rozbieżna ocena? Jak Wyżykowski tłumaczył przed sądem, między wypełnieniem obydwu oświadczeń, dokładnie 11 maja 2007 r., Trybunał Konstytucyjny określił, jakie warunki trzeba spełnić, by kogoś uznać za tajnego agenta SB.
Profesor powziął w związku z tym wątpliwości, czy poprawnie wypełnił pierwsze oświadczenie. Skonsultował się jeszcze, jak zeznał, z przyjaciółmi znajdującymi się w podobnej sytuacji i na tej podstawie doszedł do wniosku, że jego zachowania nie wypełniły definicji „współpracy”.
Sąd Okręgowy w Krakowie uznał, że Wyżykowski skłamał w drugim oświadczeniu lustracyjnym, ale wypełniając je działał w... „usprawiedliwionym błędzie”. I jego sprawę umorzył. Z tym nie zgodził się IPN i złożył apelację. W konsekwencji będzie powtórka procesu lustracyjnego profesora.
Spotykał się ze strachu
Z relacji Andrzeja Wyżykowskiego wynikało, że SB zainteresowało się nim w 1958 r., gdy był studentem. Potem, w 1967 r., przed pierwszym wyjazdem za granicę podpisał pod presją zobowiązanie do współpracy, którego treści, jak zeznał, nie pamięta.
Następnie z częstotliwością dwa–trzy razy w roku chodził na spotykania z oficerami SB, wyłącznie na ich prośbę. – Chodziłem na nie ze strachu, bałem się odmówić – opowiadał lustrowany.
Nie brał pieniędzy
Informacje przekazywał ustnie, czasem na piśmie i wtedy podpisywał je „Alfa”. Te wiadomości, jak mówił, były ogólne i dotyczyły jedynie wyjazdów zagranicznych. Nigdy nie wziął pieniędzy od SB, a raz nie przyjął prezentu w postaci koniaku.
Z perspektywy IPN te kontakty rysują się nieco inaczej. Z zachowanych dokumentów wynika, że Wyżykowski w 1964 r. został zarejestrowany przez wydział II SB, kontrwywiad, jako tzw. OZ, czyli osoba zaufana. W 1967 r. zmieniono mu rejestrację na Tajnego Współpracownika o kryptonimie „Alfa” i pod takim figurował do 13 grudnia 1989 r.
Wyżykowski zaprzecza, by wiedział, jaki ma pseudonim. Przekonuje, że nikt go nigdy o tym nie poinformował, jak i o fakcie rejestracji jako TW.
Pięć cech współpracy
Sprawę badał krakowski Sąd Okręgowy. Uznał, że zachowanie profesora wypełniło wszystkie pięć cech współpracy. Wiązała się ona z przekazywaniem wiadomości wydziałowi II SB, była tajna, świadoma, łączyła się z operacyjnym zdobywaniem informacji i materializowała się w konkretnych działaniach.
Z ustaleń sądu wynikało, że Wyżykowski przekazywał SB informacje dotyczące osób związanych i współpracujących z Politechniką Krakowską (np. czy i kiedy wyjeżdżają za granicę) oraz na temat cudzoziemców przyjeżdżających do Polski na sympozja naukowe.
W wyroku I instancji sąd uznał oświadczenie lustracyjne Wyżykowskiego za niezgodne z prawdą, ale przyjął, że wypełniając je profesor działał w warunkach „usprawiedliwionego błędu” co do definicji współpracy z SB. I dlatego jego sprawę umorzył.
Siedmiu oficerów
IPN nie zgodził się z tym wyrokiem i złożył apelację. Prokurator Łukasz Herjan zaznacza, że sąd prawidłowo ocenił, iż lustrowany jest kłamcą, ale wcale nie działał w „warunkach błędu”, wypełniając oświadczenie lustracyjne.
– SB próbowało wynagrodzić lustrowanego, czyli uznawało jego informacje za cenne. Z tych samych względów utrzymywało z nim kontakt przez 20 lat. Oficerowie SB wiele razy spotykali się z nim w tajnych lokalach kontaktowych, m.in. „Topola” przy ul. Topolowej i „Room” przy al. Pokoju – mówił prokurator.
Sąd Apelacyjny w Krakowie podzielił wątpliwości IPN i nakazał powtórzyć proces Wyżykowskiego. Sędzia Jacek Polański twierdzi, że trzeba wyjaśnić rozbieżność postawy lustrowanego, który raz przyznaje się do współpracy, a potem jej zaprzecza. – Należy go zapytać, co wpłynęło na niego, że zmienił ocenę swoich kontaktów z SB – zauważył sędzia.
Teraz sprawa profesora wraca do I instancji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?