MKTG SR - pasek na kartach artykułów

ARCY DANUTA

Redakcja
15 i 16 tego października na nowo wyremontowanej (i wyposażonej) scenie klasycznej PWST w Krakowie przy ulicy Warszawskiej odbyła się premiera.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Jak określić to przedsięwzięcie? Spektakl, opowieść sceniczna? - PIERWSZA GODZINA WIEKOM JAGIELLOŃSKIM DZWONI... Juliusz Słowacki tytuł jakże piękny, podpowiedział. Premiera była to dość wyjątkowa, a tryb i powody, dla jakich zaistniała, też niecodzienne. I o tym chcę tu dziś opowiedzieć. Od razu zaznaczę, byłem jednym ze współuczestników, współudziałowców, tego przedsięwzięcia. Zacznijmy od tego, że na tejże Warszawskiej, w tym samym, jak efektownie teraz przeobrażonym budynku, rok przemieszkałem, studentem będąc wydziału aktorskiego. To było dawno. Byłem wtedy uczniem, jeśli chodzi o przedmiot wymowy scenicznej, pani prof. Danuty Michałowskiej, prorektora wtedy, potem wieloletniego rektora owej uczelni. Już tylekroć wyznawałem, czmychnąłem stamtąd, czyli skręciłem z zawodu.
Los jednak zrządzał, że przez lata po obrzeżach tego zawodu krążyłem. I krążę nadal. - kabaret, film, estrada. Wiosną tego roku dzwoni telefon - pani prof. Michałowska przy telefonie. Zamieniam się w słuch. Ja już jestem w wieku, w stanie itd. słyszę na wstępie... To odpuszczam, słucham dalej... Jeszcze chciałabym coś zrealizować (no, coś konstruktywnego, w myśli wtrącam). Trochę historii, rzecz o królowej Jadwidze, o tym, jak się stało, że się znalazła w Krakowie. Że została królem Polski. Jak rozplątać trzeba było prawnie zawarte jej małżeństwo z Wilhelmem Habsburgiem... Słucham i naturalnie nastawiam coraz bardziej zaciekawione ucho, pamięć. Słucham i o tym, jak to wymyślono, żeby ją za Jagiełłę wydać, więc jak się tu Jagiellonowie pojawili. A z nimi jak nastała cała, i to najświetniejsza, epoka. O tym małżeństwie więc też i o córeczce, i śmierci ich obu, snuje się opowieść. O historii kanonizacji... Opowieść znana i nieznana. Do tego mamy (a tu już do mnie, jakbym był już wplatany w przedsięwzięcie) całkiem pozostawiony na uboczu, poemat. Studencika ledwie, Karola Wojtyły. Napisaną we wrześniu 39 roku - BALLADĘ WAWELSKICH ARKAD. No i koniec mamy. Te dwie wielkie dwie homilie papieskie, z okazji uroczystości kanonizacji. Z Wawelu i tę z Błoń. Rzecz jasna, nie mogłem się wahać z przyjęciem propozycji. Z każdego powodu. Przeciwnie, każdy powód był dla mnie zaszczytny. Podziękowawszy, dodałem tylko: no i mamy Ducha Świętego, który oby zechciał wspomóc i oświecić. Rzekłeś - słyszę przytaknięcie. Ale też potrzebny jest ktoś, kto umuzyczni tekst Wojtyły. I w ogóle całość. Usiądzie przy fortepianie (muzyka tam gra wszelako. Dosłownie, ale i jako symbol) i kto wypowie ze mną (udźwignie, dopowiedziałem sobie w myślach) spore partie tekstu. No kto to może być? No kto, jak nie ty? I tak stało się...
Dotknąłem tej roboty z bliska. Słuchałem, patrzyłem. Premiera zamierzona była na scenę, na której kiedyś, w latach czterdziestych jeszcze, Danuta Michałowska rozpoczęła swoją wielką kartę artystyczną w Teatrze Rapsodycznym. Była tego teatru gwiazdą, primadonną (na obyczaj operowy przekładając). Kiedy epoka stalinowska zabroniła jej wstępu na jakąkolwiek scenę, wymyśliła nową formułę teatralną. - Teatr Jednego Aktora. Odniosła triumfy w tej kategorii największe. Stała się legendą, mistrzynią kunsztu słowa, kreatorką wyobraźni słowem ożywianej. Teraz miałem okazję przyglądać się, współuczestniczyć w tej pracy z bliska. Od przygotowywania scenariusza, po niuanse interpretacyjne już na scenie. I to była lekcja wszelaka. Danusia, bo tak ustaliły się nasze relacje, nie kryje przecież wieku, jest bliżej dziewięćdziesiątki, niż osiemdziesiątki, jest z tego dumna. Jak najsłuszniej. Imponujące są realia. Charakter, postawa, zachowane możliwości psychiki i i intelektu! W tych latach takie dyspozycje umysłu, taki zryw emocji. Kapelusze z głów! Poza tym, to przecież ona sama, korzystając z księgozbiorów rozmaitych, korzystając z internetu, sama na swoim laptopie - wypisała i wydrukowała całą tę opowieść. Jakże kunsztownie, a przejrzyście ją skonstruowała. Precyzja, solidność źródeł, styl... Imponujące! Ach patrzcie młodzi, jak Podkomorzy w "Panu Tadeuszu", ostatnia pewnie Ona, co tak słowo polskie dzierży i nim wodzi... A w końcu, pokonując wszelakie słabości, trzeba przecież wyjść na scenę . W jakiej by się nie było tego wieczora kondycji, wobec publiczności wypowiedzieć to wszystko! Ale zdarzyło się i tak w tej opowieści, że to umyślna z Warszawy delegacja Kapituły Wawrzynu Mistrza Mowy Polskiej przybyła na wieczór ten uroczysty, aby laur honorowy prof. Danucie Michałowskiej wręczyć. Asystujący u boku, piszący te słowa, LD jako zwycięzca plebiscytu (Mistrz Mowy Polskiej 2007) wzruszony, były student, klaskał najgoręcej! Takeśmy się po latach, na deskach szkolnych "po mistrzowsku" spotkali. Wdzięczni wspólnie wciąż tej samej krakowskiej PWST za opiekę, patronat, pomoc realizacyjną. "To pewnie ostatnie, co chciałam jeszcze zrobić... usłyszałem po spektaklu. Czułam, że, mam długi wobec Jadwigi. Wobec królowej i świętej, wobec Ojca świętego... Wobec Karola, kolegi, przyjaciela z młodości. Rozmawialiśmy o tym, obiecałam mu to w Rzymie. Chciałam zdążyć... No, a ten piękny (i jak adekwatny tytuł) ze Słowackiego - tu (chyba sprytnie, trafiając w czuły punkt) zahaczam". - Czy to nie zapowiedź, nie możliwość, jakichś dalszych spłat?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski