Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkadiusz Wołowicz: Do Polski chcę kiedyś wrócić, ale dopiero na emeryturę

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Krzysztof Kapica
– Mija osiemnasty rok, odkąd jestem w Austrii – mówi Arkadiusz Wołowicz, były piłkarz m.in. Wisły Kraków, GKS-u Katowice i Wawelu Kraków, z którym spotkaliśmy się w Wiedniu przy okazji meczu Austria – Polska. Wołowicz ułożył sobie życie nad Dunajem, a nam opowiedział, jak tam w ogóle trafił i co robił przez ten długi czas.

Arkadiusz Wołowicz jest znany przede wszystkim nieco starszym kibicom. Po okresie gry w Metalu Kluczbork i Broni Radom, jesienią 1988 roku trafił do Wisły Kraków, w której szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Przełomowym dla jego dalszej kariery był mecz z listopada 1988, w którym „Biała Gwiazda” podejmowała czołowy wówczas w ekstraklasie GKS Katowice. Krakowianie wygrali 3:1, a „Wołek” rozegrał popisową partię, zakończoną m.in. golem. – To był mecz, którym zwróciłem na siebie uwagę działaczy Katowic i wiosną grałem już w GKS-ie – wspomina dzisiaj. Na Górnym Śląsku spędził ponad pięć lat, notując w tym okresie swoje największe osiągnięcia w karierze – dwa Puchary Polski, Superpuchar, występy w europejskich pucharach. Później był już Wawel Kraków, z którym awansował w 1996 roku na zaplecze ekstraklasy i w którym zakończył swoją przygodę z polskimi klubami.

Po okresie gry w kraju, pojawiła się propozycja wyjazdu do Austrii. Dały o sobie znać stare znajomości jeszcze z Wisły Kraków. – Do Wiednia ściągnął mnie Zenek Małek, z którym razem graliśmy w Wiśle – wspomina Wołowicz. – Pamiętam dokładnie dzień, w którym wyjeżdżałem, bo były wtedy moje urodziny 4 maja. Zenek załatwił mi tutaj klub, który grał wtedy w IV lidze, SV Stockerau. Tam spędziłem pół roku, ale dość szybko pojawiły się w nim problemy finansowe, więc zająłem się głównie pracą, ale grałem jeszcze amatorsko w klubach z okolic Wiednia. Najpierw w SV Wurnitz, a następnie w zespole z Klausen-Leopoldsdorf. To były już dość niskie ligi, w których występy godziłem z pracą.

Praca stała się w tym okresie dla Arkadiusza Wołowicza najważniejsza, piłka zaczęła schodzić na dalszy plan. – Przez pierwsze lata pracowałem w firmie, która sprzedawała armatury – wspomina były piłkarz. – Tam spędziłem prawie siedem lat. Firma później jednak upadła i byłem przez pewien czas na bezrobociu. W końcu udało mi się znaleźć pracę w firmie sprzątającej i tak jest do dzisiaj. Sprzątamy obiekty, magazyny, biura, mieszkania. To dobra praca, jestem z niej zadowolony.

Wołowicz do Austrii wyjechał z całą rodziną, z żoną i dwójką dzieci. – Syn początkowo też tutaj pracował, ale po tym, jak się ożenił, wrócił do Polski w naszej rodzinne strony – opowiada zawodnik. – Jest tutaj jeszcze córka, ale ona też będzie wracała do kraju i to już niebawem. Jej mąż wykańcza w Polsce mieszkanie i za jakieś dwa miesiące zostaniemy w Austrii już tylko z żoną. Na razie cieszymy się jeszcze, że córka tutaj jest z nami, razem z naszą wnuczką Julcią, która ma trzy lata i jest całym naszym szczęściem. Powiem szczerze, że my też z żoną planujemy wrócić do Polski, ale dopiero na emeryturę. Jestem w takim wieku, że ciężko byłoby znaleźć pracę w kraju, a też życie jest tutaj nieco łatwiejsze. Weźmy choćby opiekę lekarską. Ostatnio mam trochę problemów zdrowotnych, muszę często chodzić do lekarza, a tutaj na szczęście nie ma problemów z terminami wizyt. Nie narzekam jednak. Cieszę się rodziną, dziećmi, wnuczką i tym, co człowiekowi los przyniósł.

Gra w austriackich klubach nie była jedynym kontaktem z futbolem na obczyźnie Arkadiusza Wołowicza. Występował również polonijnym klubie Polonez Wiedeń. – Gdy tutaj przyjechałem, była nawet w Wiedniu polska liga, w której występowało osiem drużyn – wspomina 51-letni były piłkarz. – Mecze były rozgrywane w każdą niedzielę. Teraz już tego nie ma, ale Polonez w nieco innej formie wciąż istnieje. Chłopaki spotykają się raz w tygodniu, grają sobie w piłkę, ale w rozgrywkach już nie uczestniczą. Czasami jednak dostają zaproszenia z Polski na turnieje i wtedy chętnie jadą i grają. Ja niestety nie mogę już grać, bo zdrowie mi na to nie pozwala.

Trudniej też przy codziennych zajęciach o częste kontakty z innymi byłymi piłkarzami, których w Austrii nie brakuje. – Każdy ma swoje życie, pracę, rodzinę i tak leci dzień za dniem, ale od czasu do czasu człowiek się spotka z byłymi kolegami z boiska – tłumaczy Arkadiusz Wołowicz. – Są tutaj m.in. Marek Świerczewski, Krzysiek Ratajczyk, Darek Szwajca. Zenek Małek, który mnie ściągał do Austrii, wrócił już natomiast jakieś osiem lat temu w rodzinne strony, do Malborka.

Mimo iż były piłkarz żyje na co dzień w Austrii, bardzo mocno interesuje się tym, co dzieje się w kraju. – Nie może być inaczej – podkreśla z naciskiem. – Mam polską telewizję, jestem na bieżąco ze wszystkim. Kibicuję tym klubom, w których grałem. Obecnie przede wszystkim Wiśle Kraków. Spoglądam od czasu do czasu na to, co dzieje się w GKS-ie Katowice, ale niestety muszę powiedzieć, że na ten moment to jak grają katowiczanie, to jest antyfutbol i tylko serce człowieka boli, że ten klub tak upadł. Tak samo, jak fakt, że Wawel jest tak nisko, ledwie w klasie A.

Widać, że Wołowicz świetnie orientuje się w realiach klubów, w których grał. O Wiśle mówi np.: – Mam tutaj takiego kolegę Adama, który całym sercem oddany jest Wiśle. On tak mocno jej kibicuje, że jeździ z Wiednia na każdy mecz do Krakowa. W ostatnich miesiącach miałem od niego wszystkie informacje, co się dzieje przy Reymonta, żyliśmy problemami Wisły i mocno trzymaliśmy kciuki, żeby udało się wyjść na prostą. Bardzo się cieszę, że znaleźli się tacy ludzie, którzy zdecydowali się pomóc temu klubowi, bo to byłoby coś niewyobrażalnego, żeby Wisła miała upaść.

Wołowicz martwi się natomiast tym, co dzieje się w Katowicach: – Spotykam się od czasu do czasu z Darkiem Wolnym, z którym graliśmy razem w GKS-ie i z którym utrzymuję stały kontakt. Pięć lat temu spotkaliśmy się przy okazji jubileuszu GKS-u w Katowicach i Darek zapytał mnie, jak sądzę, kiedy Katowice wrócą do ekstraklasy? Powiedziałem wtedy, że stanie się to za około pięć lat. Pięć lat niestety minęło, a Gieksa jest teraz bliżej II ligi niż ekstraklasy. Smutne to…

Z Arkadiuszem Wołowiczem spotkaliśmy się na kilka godzin przed meczem Austria – Polska, na którym jak się później miało okazać było kilkanaście tysięcy polskich kibiców. – Może to dziwnie zabrzmi, bo tyle lat mieszkam w Wiedniu, ale jestem pierwszy raz na tym stadionie – uśmiecha się „Wołek”. – Jakoś nie było wcześniej okazji. Gdy Polska grała tutaj podczas Euro 2008, nie miałem biletów. Było o nie bardzo ciężko. Miałem wtedy jedynie gości z Polski, którzy kupili bilety w kraju, ale mnie się nie udało. Teraz było o to znacznie łatwiej. Do znajomych, których w Wiedniu mieszka bardzo dużo, przyleciało wielu Polaków. Do jednego nawet ze dwadzieścia osób z Anglii. Wiedeń jest w znacznym stopniu polskim miastem. Gdzie się człowiek nie ruszy, słychać polski język. Tak samo jak turecki, czy serbski, chorwacki.

Gdy na koniec pytamy byłego piłkarza, kiedy zobaczymy go w Polsce, ten mówi: – Chciałbym przyjechać do Krakowa, bo długo w nim nie byłem, a słyszałem, że miasto się zmieniło, wypiękniało. W tym roku jubileusz 100-lecia obchodzi Wawel. Nie wiem, jakie obchody są planowane, ale miło byłoby gdybym dostał zaproszenie, chętnie bym przyjechał, zobaczył stare kąty i przede wszystkim spotkał się z chłopakami, z którymi grałem w Wawelu w latach 90-tych. Kilka razy przymierzaliśmy się do takiego spotkania, ale nie udawało się do niego doprowadzić. Może teraz się uda.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Arkadiusz Wołowicz: Do Polski chcę kiedyś wrócić, ale dopiero na emeryturę - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski