18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Armia "Kraków" idzie na wojnę

Redakcja
Żołnierze 6. DP przygotowujący stanowiska obronne w rejonie Pszczyny
Żołnierze 6. DP przygotowujący stanowiska obronne w rejonie Pszczyny
Wiosną 1939 roku generalny inspektor sił zbrojnych, marszałek Edward Rydz-Śmigły zatwierdził Plan Obrony "Zachód". Przewidywano obronę całej granicy z III Rzeszą, ale szczególną rolę miała odegrać obrona Śląska i południowej Małopolski. 23 marca 1939 roku w Warszawie powołano do życia Armię "Kraków".

Żołnierze 6. DP przygotowujący stanowiska obronne w rejonie Pszczyny

Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają

Sztab armii dowodzonej przez gen. Antoniego Szyllinga zakamuflowano pod kryptonimem "Dowództwo Ćwiczeń Antoni" i umieszczono w koszarach Sobieskiego przy ul. Warszawskiej (dziś budynek Politechniki Krakowskiej). Dwa dni później gen. Szylling przekazał dowódcom podległych mu dywizji rozkaz "bronić Śląska i Krakowskiego bez myśli o jakimkolwiek odwrocie". 7. Dywizja Piechoty (DP) gen. Janusza Gąsiorowskiego rozciągnięta od Częstochowy do Tarnowskich Gór, miała przesłaniać kierunek na Kielce i Warszawę. Na Górnym Śląsku stacjonowały siły 23. DP gen. Jana Jagmina-Sadowskiego i rezerwowej 55. DP płk. Stanisława Kalabińskiego. Oparte o betonowe umocnienia otrzymały zadanie stałej obrony terenu. Śląski rygiel miał stanowić "zawiasy", wokół których obróciłaby się polska linia obrony (Armie "Pomorze", "Poznań" i "Łódź" odchodzące na tzw. linię wielkich rzek). Garnizony 21. DP (podhalańskiej) gen. Józefa Kustronia rozrzucono od Bogumina po Nowy Sącz z zadaniem przesłaniania całej granicy na tym odcinku. 6. DP gen. Bernarda Monda pozostała w rejonie Krakowa jako odwód armii. Krakowska Brygada Kawalerii gen. Zygmunta Piaseckiego miała zabezpieczyć lukę pomiędzy 7. DP i głównymi siłami armii.
Od maja przystąpiono do budowy umocnień wzdłuż granicy. W lipcu z batalionów Korpusu Obrony Pogranicza, sformowano 1. Brygadę Górską, która obsadziła granicę od Żywca po Tatry. 12 sierpnia do odwodu armii przydzielono 10. Brygadę Kawalerii płk. Stanisława Maczka, co pozwoliło wysunąć 6. DP w rejon Pszczyny. 23 sierpnia w tysiącach domów pojawiły się imienne wezwania do stawienia się rezerwistów w macierzystych jednostkach. 29 sierpnia ogłoszono mobilizację powszechną, po kilku godzinach odwołano ją, a 30 sierpnia ponownie ogłoszono.
Ostatecznie na południu naprzeciwko pięciu polskich dywizji i czterech brygad (w tym jednej zmotoryzowanej) stanęło 18 dywizji niemieckich, w tym sześć pancernych i "lekkich" (pancerno-motorowych).
1. pułk KOP spełni rolę Leonidasa
1 września Niemcy uderzyli. Kilka minut po 5.00 w sztabie Armii "Kraków" zadzwonił telefon. Płk Janusz Gaładyk meldował posłusznie do słuchawki: "...cała dolina Orawy pełna setek czołgów, samochodów pancernych, transportowych, sunących na Jabłonkę, Spytkowice i Czarny Dunajec. Nie zrozumcie mnie źle, 1. pułk KOP spełni rolę Leonidasa, ale myślcie o swoim skrzydle i tyłach. Z okolic Woli Justowskiej poderwano 10. BK z rozkazem "...nie dopuścić, by nieprzyjaciel wyszedł z wąwozów górskich...".
Niemcom się spieszyło, zgodnie z planem powinni być tego dnia w Krakowie, a główne siły polskie miały pozostać w okrążeniu na swoich przygranicznych pozycjach. Tymczasem 36 godzin trwał w obronie pod Wysoką dywizjon przeciwpancerny 10. Brygady Kawalerii, ułani 24. pułku i batalionem Korpusu Ochrony Pogranicza. A kiedy przez grzbiet Góry Ludwiki przelała się fala czołgów niemieckiej 2. Dywizji Pancernej (na jej stoku pozostało kilkadziesiąt płonących wraków), Polacy odskoczyli kilkaset metrów dalej, na następne pasmo wzgórz. I tak przez pięć dni niemieckie jednostki "szybkie" posuwały się z prędkością ok. 8 km dziennie.
Na południe od śląskich umocnień zaatakowała 5. Dywizja Pancerna (DPanc) gen. Vietinghoffa. Zmiażdżyła broniący Rybnika I batalion 75. pułku piechoty (pp). W Żorach zepchnęła ze swej trasy batalion Obrony Narodowej. Ale dalej była Pszczyna, a na jej przedpolu okopany Oddział Wydzielony z 6. DP. Niemcy, upojeni dotychczasowymi sukcesami, zlekceważyli sytuację. Zaatakowali z marszu, nawet nie rozwijając kolumny i zapłacili za to krwawymi stratami od ognia dobrze przygotowanej obrony. Po kilku godzinach powtórzyli atak. Tym razem Stukasy atakowały pozycje artylerii w głębi obrony, a wał ognia artylerii torował drogę czołgom. Ogień trzech polskich batalionów znów szczerbił nacierających. Ale czołgi doszły do okopów, zmiażdżyły je na przestrzeni kilkuset metrów i poszły dalej, wzdłuż drogi na Brzeźce, gdzie stały armaty I dywizjonu 6. pułku artylerii lekkiej (pal). Działa od dłuższej chwili milczały, zerwane przewody telefoniczne pozbawiły celowniczych informacji umożliwiających wspieranie piechoty. Ale kiedy z kurzu i dymu wynurzyły się pierwsze maszyny z krzyżami na pancerzach, lufy obniżone do ognia "na wprost" plunęły ogniem. Przez kilkanaście minut trwał pojedynek czołgów z armatami, których obsługi nie były niczym osłonięte. Później z boku wyszedł kontratak polskiej piechoty wspartej przeciwpancernymi Boforsami. Niemcy zawrócili, pozostawiając 30 płonących maszyn.
"Polacy walczyli fanatycznie"
2 września gen. Vietinghoff miał więcej szczęścia. Około 10 z gęstej mgły przed polskimi okopami w Goczałkowicach wynurzyło się 130 czołgów. Nie pomógł gwałtowny ogień pepanców. Przewaliły się przez okopy i runęły na stanowiska II dywizjonu 6. pal. Znowu pochyliły się lufy armat. Ale Niemcy byli zbyt blisko. Gąsienice czołgów zmiażdżyły strzelające do ostatka działa i ludzi. Pancerny klin rozdwoił się. Część zawróciła na pozycje 20. pp, reszta ruszyła na zaplecze. Z odwodu 6. DP poderwano ostatnie dwa bataliony 16. pp. Miały obsadzić wieś Ćwiklice. Czołgi były szybsze, osiągnęły wieś wcześniej i ruszyły dalej. Dwie fale spotkały się w otwartym polu. Każdy metr tej łąki pod Ćwiklicami został przeorany ogniem artylerii i gąsienicami czołgów. Just Scheu, niemiecki korespondent wojenny, napisał "Polacy walczyli fanatycznie, poszczególne gniazda cekaemów i dział przeciwpancernych biły się wszędzie aż do zmiażdżenia ich przez czołgi". Tarnowskie bataliony, zdziesiątkowane, odskoczyły w lasy. Lecz straty poniesione przez 5. DPanc. w tym boju były na tyle duże, że jej natarcie stanęło.
Pomiędzy pancernymi klinami nacierał XVII korpus piechoty. Jego 7. dywizja przez dwa dni zdobywała w Węgierskiej Górce cztery polskie schrony bojowe. Dopóki była amunicja do dział i cekaemów, dolina Soły była nie do przebycia. Kiedy zabrakło naboi, obrońcy "Waligóry", "Wąwozu" i "Włóczęgi" odeszli w lasy. "Wędrowiec" do popołudnia 3 września samotnie blokował dolinę. Kiedy i w nim zabrakło amunicji, załoga dowodzona przez kpt. Tadeusza Semika poddała się. Rannego oficera bito pistoletem po głowie. Strzelca Jana Tlałkę zamordowano.
Pod bombami "Karasi"
3 września wczesnym rankiem z polowego lotniska w Klimontowie wystartowało sześć "Karasi" 24. eskadry rozpoznawczej. Po kilkudziesięciu minutach zaatakowały niczego nie spodziewającą się kolumnę niemieckiej 2. DPanc w rejonie Podwilka. Podobnie było pod Klikuszową, gdzie "Karasie" 31. eskadry rozpoznawczej zbombardowały kolumnę 4. Dywizji Lekkiej.
Gen. A. Szylling już 2 września zdał sobie sprawę, że jego armia nie zdoła utrzymać pozycji. Poprosił Naczelnego Wodza o zgodę na wycofanie się na wschód i otrzymał ją. 3 września rozpoczął się odwrót polskich dywizji na wschód, często wyprzedzali je Niemcy i wówczas drogę trzeba było otwierać sobie bagnetem i granatami. Nad Pilicą i Wisłą, nad Dunajcem, Sanem, Bugiem, Wereszycą i Tanwią krwawiły i kończyły swój szlak bojowy kolejne dywizje: 7. Dywizja pod Złotym Potokiem, 22. DP w rejonie Staszowa, 21. DPG w lubelskich lasach pod Ułazowem, 23. DP, KBK i Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa (z Armii "Lublin") w rejonie Tomaszowa Lubelskiego, 6. DP w lasach nad Wereszycą, śląskie oddziały forteczne pod Maziłami.
Nikt nie kapitulował
Żadne zgrupowanie polskie formalnie nie skapitulowało. Nad Wereszycą gen. Mond nakazał zniszczenie ciężkiego sprzętu i rozwiązanie oddziałów, których oficerowie i żołnierze mieli na własną rękę przedostać się do Rumunii. Pod Tomaszowem gen. Piskor polecił o 22.00 19 września powiadomić Niemców drogą radiową, że jego oddziały zaprzestaną walki o 2 w nocy 20 września. Niemcy uznali to za akt kapitulacji i postanowili rozlokować się na kwaterach w okolicznych wsiach. Tymczasem we wszystkich jednostkach polskiej artylerii odbywały się prawie identyczne rozmowy. Dowódcy pytali swoich kwatermistrzów, ile amunicji jeszcze pozostało i otrzymywali odpowiedź, że po dwa do pięciu pocisków na działo. I - nie uzgadniając tego wcześniej między sobą - wydawali identyczne rozkazy: o północy wystrzelić resztę amunicji na niemieckie pozycje, po czym zniszczyć sprzęt.
Po zakończeniu tej ostatniej nawały artyleryjskiej na polskich pozycjach słychać było już tylko stuk młotów rozbijających przyrządy celownicze, dziurawiących hydrauliczne oporopowrotniki dział i chłodnice cekaemów.
A potem szmer leśnej ściółki, pod którą ukrywano pułkowe sztandary, oficerskie wisy, żołnierskie mauzery i ostatnie granaty. Miały się przydać już za kilkanaście miesięcy.
TEODOR GĄSIOROWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski