Według wszelkich raportów dotyczących fonografii, jedyną tendencję zwyżkową wskazuje sprzedaż abonamentów przez internetowe serwisy streamingowe. Nic w tym dziwnego - za 20 zł uzyskuje się w ten sposób miesięczny dostęp do milionów utworów muzycznych, które można odsłuchiwać zarówno na komputerach, jak i wszelkiego rodzaju iPhonach. W efekcie firmy oferujące tego rodzaju usługi - Spotify, Deezer czy WiMP - stały się potentatami fonografii.
Tymczasem wielkie gwiazdy popu i rocka zaczęły do tej technologii podchodzić z dystansem. Brytyjska wokalistka Adele i zespół Coldplay zdecydowali, że pozwolą umieścić swe nowe płyty w streamingu dopiero wtedy, kiedy wysprzedają się w tradycyjnych sklepach. Grupa Radiohead postanowiła w ogóle wycofać swe nagrania z serwisów streamingowych. Teraz w ich ślady poszła Taylor Swift. Co za tym stoi?
- Problemem jest niesprawiedliwy podział zysków ze streamingu. Artyści dostają za odsłuchanie swych utworów marne grosze. Sam tego doświadczyłem. Większość zysków zgarniają firmy oferujące streaming, które zamieniły się już w wielkie koncerny - wyjaśnia Pablopavo, wokalista Vavamuffin i Ludzików.
Największe gwiazdy popu i rocka jakoś sobie radzą w tej sytuacji - bo liczba odtworzeń ich piosenek idzie w miliony. Gorzej z mniej znanymi artystami, funkcjonującymi tylko na lokalnych rynkach.
- Opłacalność umieszczania nagrań w streamingu jest znikoma. Szczególnie w takich krajach, jak Polska. Wielu klientów tych serwisów kombinuje, aby mieć darmowe konta na próbę, przez co nie płaci nic za odsłuchiwanie muzyki - podsumowuje Novika.
Podobne podejście mają właściciele niezależnych wytwórni płytowych, które tworzą obecnie znaczny segment rynku fonograficznego, z powodzeniem konkurujący z wielkimi koncernami - Sony, Warner i Universal.
- Przeglądałem niedawno zestawienie wpływów ze strea-mingu za ostatni kwartał. Okazuje się, że nagrania naszych artystów były często słuchane - choćby Kamila Bednarka. Tymczasem zyski są minimalne - irytuje się Arek Marczyński, szef wytwórni Rockers Publishing.
Jego zdaniem wytwórnia i artyści otrzymują zaledwie 40 proc. zysków, jakie powinni dostawać, ponieważ resztę zgarniają firmy oferujące aplikacje do streamingu i pośrednicy. Problem leży również w stawkach - ceny za pojedyncze odtworzenia są zdaniem najbardziej zainteresowanych zbyt niskie. Na razie nic nie wskazuje na to, aby serwisy streamingowe podjęły jakieś działania mające na celu poprawę relacji z artystami.
- Nie chcę wypowiadać się na temat zarobków artystów, ponieważ jako serwis streamingowy mamy wyłącznie pośredni wpływ na to. Ich wysokość regulowana jest umowami między artystami oraz wytwórniami. WiMP odprowadza miesięcznie około 75 proc. wartości abonamentu do wytwórni oraz ZAIKS-u, ale jaka ich część i na jakich zasadach trafia do artystów, naprawdę trudno mi ocenić. Stawki są objęte na ogół tajemnicą handlową - powiedział nam Adrian Ciepichał, dyrektor generalny WiMP w Polsce.
Co ciekawe - mimo kiepskich zysków wielu artystów i wytwórni pozostaje nadal w streamingu.
- W jakimś sensie to promocja mojej muzyki. Ktoś posłucha kilku nagrań - i być może kupi płytę lub bilet na koncert. Na tym zarobię już konkretne pieniądze - tłumaczy Pablopavo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
