- W gronie 10 Asów Małopolski znalazł się Pan po raz pierwszy. Jak Pan przyjął ten „debiut”?
- W ubiegłym roku też byłem nominowany w plebiscycie „Dziennika Polskiego” - w kategorii talentów. Ale nie udało mi się wygrać. Teraz bardzo się cieszę z zajętej pozycji. Zależało mi na jak najwyższym miejscu, jednak nie za wszelką cenę. Wyniki plebiscytu traktuję z dystansem, jako formę zabawy. Zdaję sobie sprawę, że jest to rok olimpijski, a my, karatecy, nie możemy się równać pod względem rozgłosu i popularności ze sportowcami startującymi w igrzyskach. Taki plebiscyt pokazuje jednak, jak nasze środowisko potrafi się integrować, mobilizować. Głosowali na mnie klubowi kibice, znajomi, przyjaciele.
- Zdobył Pan tytuły mistrza globu w kata drużynowym i w enbu. Jak dziś postrzega Pan występy w Tauron Arenie Kraków? To był Pana najlepszy rok w karierze?
- Jeden z najlepszych. W Krakowie nie wyszedł mi start w jednej konkurencji - kumite indywidualnym. Przegrałem już w I rundzie. Stres wziął gorę. Nie zawsze się wygrywa, czasami rywal jest lepszy. To jednak jest dla mnie dodatkowa motywacja na przyszłość. Wiem, nad czym mam pracować. W kata drużynowym brałem odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za nasz tercet. Tytuły mistrza świata oczywiście mnie cieszą, ale to jest tylko chwilowa radość, bo trzeba sobie stawiać nowe cele.
- Przyszłość wiąże Pan z karate?
- Tak, bo jest dla mnie nie tylko sportem, ale czymś, czemu poświęcam całe życie. Każdy jest kowalem swego losu. Chcę, by karate było moim zawodem. Myślę o wychowywaniu przyszłych mistrzów, przekazywaniu im swojej wiedzy. Byłbym dumny, gdyby mi się to udało. Od września w AKT prowadzę dwie grupy dzieci w wieku od 6 do 12 lat.
- Jest Pan uczniem Zespołu Szkół imienia Ojca Świętego Jana Pawła. Jak Panu idzie nauka?
- Chodzę do klasy maturalnej. Trudno jest godzić treningi z nauką. Nauczyciele mi pomagają, są wyrozumiali, mogę wyjeżdżać na zgrupowania. Czy wiedzą, że jestem mistrzem świata? Nie chwalę się tym. Na maturze będę zdawał egzamin z polskiego, angielskiego, matematyki i rozszerzony z biologii, bo chcę potem studiować fizjoterapię.
- Karate trenuje Pan od 5. roku życia. Rodzina uprawiała sport?
- Tata Jerzy był koszykarzem w Wiśle. Mama Marta nie uprawiała sportu, ale też jest moim kibicem. Zaprowadzali mnie na zajęcia, które zacząłem w przedszkolu. Jeżdżą też na moje zawody. Z mojej grupy z przedszkola nikt nie został w karate. Ale to nie jest łatwa do uprawiania dyscyplina. Nie każdy może ją pogodzić z innymi sprawami.
- Pana tata też uprawia karate ...
- Trenuje ze mną około 10 lat. Gdy przyprowadzał mnie na zajęcia, musiał czekać na mnie. Oglądał treningi, spodobały mu się i postanowił trenować. W 2012 roku w Starej Wsi razem zdawaliśmy egzamin na czarny pas. Pierwszy raz zdarzyło się, by czynili to jednocześnie ojciec z synem. Zdaliśmy. Starszy o 10 lat brat Jakub wcześniej niż tata zaczął trenować karate. Ćwiczył około 5 lat. Starsza o 8 lat Kinga nie uprawiała sportu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?