Reporter "Dziennika" odwiedził Albańczyków w Gołkowicach
- Po dorosłych wciąż jeszcze widać zmęczenie - mówi dyrektor Zarządu Okręgu PCK w Krakowie Józefa Pers. - Spośród nich tylko dwie mają problemy zdrowotne. Jedna porusza się na wózku, natomiast drugiej dokuczają dolegliwości kardiologiczne. Ci ludzie przyjechali tylko z reklamówkami. Nie mieli prawie nic. Musieliśmy ich wyposażyć niemal we wszystko. Otrzymali odzież, obuwie, a nawet pastę do zębów. Ośrodek jest otwarty, nikt tu nikogo nie zamyka. Rano mężczyźni wyszli do wsi, żeby kupić papierosy. Oczywiście, otrzymali kieszonkowe. Cała grupa będzie żywiona zgodnie z ich tradycjami. czyli bez wieprzowiny. Oni piją bardzo dużo czystej wody. Ze względu na zmęczenie tych ludzi, na razie wszelkie działania administracyjne są ograniczone do minimum. Po raz kolejny okazuje się, że najwięcej serca dla bliźnich mają ci, którzy sami nie posiadają dużo.
Jeden z przedstawicieli resortu spraw wewnętrznych i administracji zapewnił, że pieniędzy dla uchodźców wystarczy: - Na razie nie możemy stwierdzić, jaka to będzie kwota. _Ale na pewno nie zabraknie.
- Z tymi ludźmi trzeba pracować inaczej. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że są już bardzo długo poza domem, a tradycją u nich jest silna więź rodzinna. Będziemy tworzyć programy, aby zwłaszcza dorośli nie popadli w marazm czy apatię. Za jakieś dziesięć dni spróbujemy utworzyć tu ich samorząd - powiedziała "Dziennikowi" Grażyna Komorowska, psycholog z Wojewódzkiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Krakowie.
Najliczniejsza rodzina przebywająca w Gołkowicach liczy 17 osób.
- W Kosowie został najmłodszy mój brat. Do Polski przyjechały jego dzieci, które nie mają wieści o ojcu już rok - mówi Rom Zhuti. - Tutaj są ze mną synowie, córki, wnuczęta. Od ponad roku się błąkamy. Najpierw uciekaliśmy do Prisztiny. Wypędzili nas 1 kwietnia. Przez cztery dni bez jedzenia i picia siedzieliśmy w lesie. Na deszczu i śniegu. Potem był obóz Stankowac - z tragicznymi warunkami. Po II wojnie światowej nie ma większego zbrodniarza niż Miloszević. Nawet Pinochet mu nie dorównuje. W czasie tej ucieczki moja synowa urodziła syna. Jest tu z nami. Dziecko, które ma sześć miesięcy, otrzymało imię ATDHE, czyli Ojczyzna. Ja jestem nauczycielem. Kiedy zaczęła się wojna, pożegnałem się ze swoimi uczniami, których i tak już było bardzo mało. Przez te wszystkie nieszczęścia dostałem ataku serca. Spalili nam meczety, kościoły, szkoły i wypędzili. Mimo to wróciłbym już dzisiaj, choćbym miał spać pod folią. Chciałbym serdecznie podziękować Polakom za pomoc. Nie zapomnimy wam tego.
Dwunastoletni Liridon przyjechał też z liczną rodziną: - _Uciekaliśmy w góry i do lasu. Potem schroniliśmy się w jednej wiosce. Przyszli Serbowie, pytając, co my tu jeszcze robimy. Zaczęli strzelać. Powiedzieli, że podstawiają pociąg, który zawiezie wszystkich do Macedonii. Na granicy nas zatrzymali i kazali iść pieszo torami. Nie wolno było schodzić na pobocze, bo powiedzieli, że są zaminowane. Chcę do domu wrócić jak najszybciej.
W Gołkowicach jest na razie spokój. Mieszkańcy wsi tylko się przyglądają gościom. Jedni mówią: - My też przeżyliśmy wojnę, to trzeba innym pomóc. Nigdy nie wiadomo, jaki nas może jeszcze los spotkać.
Inni się obawiają obcych: - To chyba naturalne, że jesteśmy trochę nieufni. Nikt z nami wcześniej rozmawiał na temat uchodźców - tłumaczą. Najbardziej naturalnie zachowują się dzieci: po prostu bawią się wspólnie ze swoimi nowymi kolegami. JERZY CEBULA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?